[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I dzbanek do soku, pomyślał z uśmiechem, wracającwspomnieniami do kobiety, która spała teraz na kanapie wsalonie.Zastanawiał się, co by było, gdyby dowiedziała się, że jestgościem bękarta.Wprawdzie wiele zmieniło się od czasu, kiedysię urodził.Taki drobiazg, jak nieślubne pochodzenie, nie robiłnikomu wielkiej różnicy, nawet w prowincjonalnej dziurze, jakąbyło New Hope.RS 57Był natomiast pewny, że jej stary, gdyby jeszcze żył, kazałbywyrzucić go z miasta na zbity pysk za samo zbliżenie się dojego córeczki.Wciąż z uśmiechem na ustach Jake zsunął ostrożnie z drągaobolałą nogę i pokuśtykał w stronę samochodu.Uznał, że czaswracać do domu i zbudzić gościa.Może zabierze po drodzePete'a, aby uruchomił wreszcie suszarkę, zanim panna Barring-ton spróbuje się do tego zabrać sama.Już od progu domu uwagę Jake'a zwrócił szczególny zapach,który wskazywał na obecność kobiety.Nie chodziło o perfumy.Jake zwrócił na nie uwagę już w sklepie Faith i zapamiętał.Dobre perfumy, nie taki urywacz nosa za pięć dolarów, którymoblewały się damy stojące u wejścia do dzikiego nielegalnegoburdelu w New Hope, na rogu Bent Street.- Priss? - zapytał głośno.To dziwne, zauważył, jakim echemodpowiada sufit w wysokim holu.Usłyszał stukot obcasów na schodach i spojrzał w górę.Prissjakoś udało się wysuszyć swoją odzież, choć na boku różowejbluzki została po tych staraniach brązowa smuga.- Muszę już jechać do miasta - oznajmiła.- Teraz? Zaraz?- Tak, zaraz.Miała na twarzy wszystkie swoje wojenne barwy i tę samąfryzurę jak stóg siana, którą zapamiętał od chwili pierwszegospotkania.Zatrzymała się o jakiś metr przed nim i Jake mógłpodziwiać jej oczy, otoczone granatowymi rzęsami i ustapociągnięte różową, metalicznie połyskującą szminką.- Nie mam suszarki do włosów.Mówiłam ci, prawda?Przeszukałam cały twój dom, ale jej nie znalazłam.I dezodorantci się skończył.- Dziękuję za przypomnienie.Pozwolisz, że pójdę na górę sięumyć.- Nie musisz się przebierać z mojego powodu.Odwiez mnietylko do domu i możesz wracać.RS 58- Już pozwolili ci wprowadzić się do niego z powrotem? Prissumknęła spojrzeniem w bok.Jake uniósł brwi.Ta dziewczynanie umiała kłamać.- Wracam do miasta.W warsztacie powiedzieli, że mój wózbędzie gotowy dopiero za tydzień.Myślę, że firmaubezpieczeniowa pożyczy mi ćoś, czym będę mogła jezdzić.- Możesz zostać tutaj.Znajdę ci jakiś samochód.Priss dumnie uniosła podbródek.Bardzo ładny, małypodbródek, który chyba miał być ostrzejszy, ale Bóg rozmyśliłsię w ostatnim momencie i skończył go miłym dla okazaokrągleniem, z ledwie widocznym dołkiem pośrodku.Jake wiedział, że ta okrągłość jest myląca.Priss bywałanarowista jak jego koń.- Dziękuję ci uprzejmie - powiedziała ze swoim wytwornymakcentem, jakiego używała podczas herbatki dla pań z takzwanego towarzystwa.Kiedyś to go irytowało.Teraz uważał jejsposób mówienia za zabawny, może nawet za wzruszający.Poruszał też jego zmysły.Sięgnął po drewnianą skrzynkę, którą Priss zostawiła naławce w holu.Ona pochyliła się w tej samej chwili i ich ramionazetknęły się.Odskoczyła jak oparzona.Ciekawe, jak by zareagowała, gdyby wziął ją teraz w ramionai zaczął całować do utraty tchu.Wyobrażał to sobie nieraz odchwili, kiedy po raz pierwszy przyjrzał się jej z bliska tam, wmieście.Pewnie podniosłaby straszny alarm.Krzyczałaby i uciekałabystąd, wymachując swoimi torbami, i mogłaby nawet złamaćnogę przez te zwariowane plastikowe buty na wysokichobcasach.- Przepraszam - powiedział, siląc się na rzeczowy ton.Mówienie takim tonem od ostatnich dwudziestu czterech godzinprzychodziło mu z trudem.- To moja wina.Zawsze byłam trochę niezdarna.RS 59- Nie jesteś bardziej niezdarna niż ja, kotku.Po prostu tak nasiebie działamy.- Widział, patrząc na jej twarz, że Priss wie, oczym mowa, ale nie przyzna się do tego za żadne skarby świata.Pomylił się w tej ocenie.- Też to zauważyłeś, prawda? - powiedziała lekko łamiącymsię głosem.- Głupio się czuję.Chyba się nie lubimy, co?Czyżby czekała, żeby zaprzeczył? Nie chodziło tu przecież ożadne lubienie.Po prostu tak jej pożądał, że w grę nie wchodziłonic więcej.W jej oczach pojawił się cień smutku i Jake zaklął w duchu.Niech to diabli, no i co tu z nią począć?- Nie przejmuj się - ciągnęła z uśmiechem, który wcale nie byłwesoły.- Mało kto mnie lubi.Jakoś nie umiem przekonać dosiebie ludzi.Jake patrzył na nią bez słowa.Zdawał sobie sprawę, że niemoże teraz pozwolić sobie na żaden gest pocieszenia.Powietrzewokół było tak pełne napięcia, że każdy gest mógł wywołaćpożar.- No, to ruszajmy, jeśli nie chcesz tu być - mruknął.- Muszęniedługo wrócić, żeby nakarmić konie.W drodze nie rozmawiali wiele.Jake doszedł do wniosku, żepanna Barrington niepewnie się czuje wobec obcych.Jestnieśmiała? Dlaczego? Przecież pochodziła z bogatej rodziny,była ślubnym dzieckiem.I na pewno nie miała powodu dokompleksów na tle urody [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire