[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Edward się ucieszy - wychrypiał Alan.- Edward nie żyje - syknęła.- Wczoraj byliśmy na pogrzebie.- Naprawdę? - odezwał się Alan.- Szkoda.Wielka szkoda.Corobić? Bardzo przykro mi to słyszeć.Pauline ledwie się powstrzymała, aby nie wybiec z pokoju.Jak ja go czasem nienawidzę!, pomyślała, ustawiając zegar napółce nad kominkiem i wspominając wszystkie szczęśliwechwile, które odmierzał.Naprawdę nienawidziła Alana.Iwcale by się nie zdziwiła, gdyby się okazało, że on to robispecjalnie.Wyjęła z torby szalik i powąchała go, z trudemznosząc ból.Tego dnia w Lorenden telefon dzwonił chyba już po raz setny.- Halo? - powiedziała Bramble.- - O, cześć.Nat z tej strony.Przez telefon jego głos wydawał się chropawy, przesiąkniętypapierosami i zabarwiony jakąś nieznaną nutą.Tajemniczy.Celtycki.- Hej, Nat - powiedziała, zastanawiając się, czy znów coś unich zostawił.- Witaj.- Ja.- odchrząknął.- Ja zastanawiałem się, czy nie miałabyśochoty przyjechać i rzucić okiem na moją rzezbę.Wystawiająją w Emma's Gallery w Faversham, na West Street.- Kiedy? - spytała Bramble, zaskoczona.- W czwartek.O siódmej.- Będzie mi bardzo miło.- To jesteśmy umówieni.- Rozłączył się.- O co chodziło? - spytała Savannah.- Sama nie wiem - zastanowiła się Bramble, nadal gapiąc sięw słuchawkę, jakby ta mogła jej wyjaśnić, czy istnieje chociażminimalna szansa, że właśnie została zaproszona na randkę.Nie, na pewno nie.To zwykły wernisaż.Na pewno pozapraszałmnóstwo ludzi.- To dlaczego się uśmiechasz?- Wcale nie.Savannah zmarszczyła brwi.- Chciałabym, żebyś przestała mnie traktować, jakbym miałatrzy latka.Bramble uznała, że nie ma ochoty na kolejną kłótnię.- Przepraszam - powiedziała.- Nie chciałam.- Owszem, chciałaś - odparła zajadle Savannah.- Jakbyś niechciała, tobyś tak nie robiła.12.Wzburzona Savannah wybiegła z kuchni.Helena poszła dogabinetu, żeby wykonać parę telefonów, i zostawiła Bramblez Felicity, spoglądające na siebie ponad stołem.- Cześć - odezwała się Felicity, zapalając papierosa.Starsza siostra, z jej wszystkimi egzotycznymi, ekstrawa-ganckimi pozami, które Bramble widywała przelotnie przez tewszystkie lata, zmieniła się teraz w siedzącą przy kuchennymstole, znużoną, z wyglądu całkiem zwyczajną kobietę.- No cóż, tak.Hej.- Bramble czuła się niezręcznie.- Jak twojastopa?- Mam złamany paluch.- Felicity uniosła nogę i umieściła jąna drugim krześle, obracając się bokiem, chcąc choć na chwilęzmienić pozycję.- A przynajmniej jestem tego prawie pewna.- Więc jednak szpital? - Bramble machnięciem ręki odpędziłaod twarzy dym z papierosa Felicity.- Może i szpital.Chociaż niewiele da się zrobić z takimzłamaniem.Spojrzały po sobie uważnie.To jest ta siostra, co żyje życiem, które miało być moje,pomyślała Felicity.To ta osoba, która zostawiła nas, kiedy jej potrzebowaliśmy,dumała Bramble.Ta duża siostra, o której zawsze tylesłyszałam.Taka utalentowana.Taka paskudna.- Staramy się w kuchni nie palić - powiedziała, znówmachając dłonią przed twarzą.- Savannah miała skłonności doastmy, kiedy była malutka i.- Zaczęłam palić tuż po twoich narodzinach - burknęłaFelicity.Zgasiła niedopałek w kubku po kawie.Obrzydliwyzapaszek zawirował po wnętrzu, zatruwając powietrze.- Naprawdę? Jak sądzisz, dlaczego? - Bramble podniosła się izaczęła opróżniać zmywarkę.- Nie wiem.Dom pełen dziecięcych fatałaszków, gdzieś wpobliżu mała istotka.Wszyscy się nad tobą trzęśli.Chybapomyślałam sobie, że powinnam dość szybko wydorośleć.Wkażdym razie, papierosy były też dobrym sposobem, abypozbyć się Heleny, która w tamtym czasie zrobiła się mocnoprzylepna.Nie próbuj mi wmawiać, że to moja wina, pomyślałaBramble, tłukąc się po kuchni i odstawiając naczynia namiejsce.Wreszcie skończyła i zatrzasnęła drzwi od zmywarki.- Chcesz zobaczyć Merlina? Aomocze w drzwi boksu i trochęhałasuje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]