[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chwyciłam za długie jasne pukle i pociągnęłam.Spojrzałam muprosto w oczy. Chcesz być moim sługą? spytałam lodowatym szeptem. Tak odrzekł bezdzwięcznie. Tak. Chcesz być moim niewolnikiem? Tak.RLT A zatem idz sobie; mam cię dość.Zabrzmiało to bezwzględnie.Odwróciłam się do biurka.Powłócząc nogami skierował się do drzwi.Położył już dłoń na klamce, gdy zawołałam go zupełnie tak, jak zwykłam wołać na swoje psy: Harry!Odwrócił się natychmiast, skory spełnić każde me życzenie. Masz się zachowywać przy obiedzie, jak gdyby nic się nie wydarzyło przykazałam. Totajemnica życia i śmierci i nie wolno ci jej zdradzić wyrazem twojej głupiej szczerej twarzy, bo będzieszzgubiony.Pamiętaj, Harry.Kiwnął głową niczym żebrak słuchający regulaminu przytułku.Już miał otworzyć drzwi, kiedypowiedziałam jeszcze ciszej, przeciągając nieco głoski: Harry, dziś w nocy otworzę drzwi mego sekretnego pokoju.Możesz przyjść o północy.Rzucił mi spojrzenie pełne niewymownej wdzięczności.Pozwoliłam mu odejść.Wciąż nie rozwiązałam problemu Johna MacAndrew oraz (prawdę mówiąc) problemu przyjemności,jaką odczuwałam przebywając w jego towarzystwie.Z niechęcią musiałam z tego zrezygnować.Jak? Po prostuskłamać.Powiedzieć, że Harry zle zrozumiał moje zachowanie i że chociaż cieszy mnie przyjazń doktora,wątpię, czy stanowilibyśmy dobraną parę.Dumałam tak nad papierami zaściełającymi biurko.Powinnamsprawdzać rachunki, a wpatrywałam się w ciężki szklany przycisk do papieru z zatopionym w środkuczerwonym makiem.Odgrywałam w myślach tę scenę: ubolewanie z powodu odrzucenia Johna MacAndrew.Przepowiadałam nawet sobie po cichu pełne dziewczęcej skromności zdania.Moją poważną twarz rozjaśniłnagle uśmiech.To tylko górnolotne frazesy! Bystry, sprytny John MacAndrew w okamgnieniu przejrzy mniena wylot.Musiałam znalezć jakiś przekonywający powód, aby przestał myśleć o małżeństwie i wywiezieniumnie do Szkocji.Nigdy nie przekonam go stwierdzeniami, że traktuję naszą znajomość jak przyjazń, skorowszyscy widzieli moje uśmiechy na jego widok i skoro tak świetnie umiał mnie zabawić.Nie tęskniłam za nim tak boleśnie jak ongiś za Harrym.Myśl o Johnie nie owładnęła pragnieniamimego ciała, jak to się stało w przypadku Ralpha.Nie mogłam się jednak powstrzymać od uśmiechu, gdywspominałam doktora, a wyobrażając sobie jego pocałunki, od razu czułam się przyjemnie.Nigdy o nim nieśniłam, ale przed snem rozmyślałam o doktorze.Kiedy wciąż zastanawiałam się gorączkowo, cóż mam mu powiedzieć, usłyszałam odgłos kół ikońskich kopyt.Kosztowny powóz doktora MacAndrew wtoczył się po podjezdzie i zatrzymałbezceremonialnie, zuchwałe, przed moim oknem.John wyjrzał z budki dla woznicy i uśmiechnął się.Podeszłam do okna i energicznie je otworzyłam. Dzień dobry, panno Lacey odezwał się. Przybyłem porwać panią od spraw interesu.Szkodamarnować tak piękny dzień na siedzenie w czterech ścianach.Proszę wybrać się ze mną na przejażdżkę.Zawahałam się.Odmówić to okazać niewdzięczność i odwlec tylko złożenie propozycji małżeństwa,jeśli zdecydował się już na nie.A przyroda kusiła.Zapach dojrzałych róż, dzwonków i lewkonii.Gruchanieleśnych gołębi.Pożegnalne loty jaskółek przed wyruszeniem do ciepłych krajów.Mogliśmy zobaczyć, jakprzebiega bronowanie torfowych gleb na polach przygotowywanych po odpoczynku do zasiewów. Skoczę po kapelusz odparłam z uśmiechem i wybiegłam z pokoju.RLTNie wzięłam jednak pod uwagę mamy.Spotkałam ją na schodach.Nalegała, abym przebrała się wpiękną suknię spacerową i nie pokazywała się na polach w porannej garderobie.Denerwowałam się, że zmianastroju długo potrwa, ale mama wezwała swoją pokojówkę, moją także i zaprezentowała mnóstwo sukni dowyboru, rozłożywszy je na łóżku. Wszystko jedno, którą założę stwierdziłam. Jadę tylko na spacer po okolicy z doktoremMacAndrew, mamo.Nie wyjeżdżam przecież do Londynu na całą zimę! A dlaczegóż nie możesz wyglądać ładnie? ta stanowczość nie pasowała do mamy.Wybrała dla mnie ciemnozieloną suknię: zgrabny staniczek i obfitą spódnicę.Ten kolor podkreślałzieleń moich oczu i miodowy odcień skóry.Dopasowany do całości czepeczek miał woalkę z zielonej koronki,która na co się skarżyłam zasłaniała mi widok, lecz zachwycił mnie sposób, w jaki kryła blask oczu ikierowała uwagę na moje uśmiechnięte usta.Osobisty fryzjer mamy upiął mi włosy w bujne zwoje, a mamasama założyła mi kapelusz i ułożyła woalkę.Potem wzięła mnie za ręce w rękawiczkach i ucałowała. Idz już.Wyglądasz prześlicznie.Jestem z ciebie bardzo, bardzo zadowolona.Nie tylko mama sądziła, że podczas tej przejażdżki czekają mnie oświadczyny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]