X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Będziecie dysponować tylko czasem terazniejszym.Nie traćcie energii na płacz za przeszłością i na marzenia o jutrze.Nostalgia wyczerpie was i zniszczy, to nałóg wszystkich wygnańców.Powinniście osiedlić się, jak gdyby miało to być już na zawsze, trzebamieć jakieś poczucie stałości - kończył profesor Leal, a jego synuświadomił sobie, że to samo słyszał z ust starej aktorki.Profesor odciągnął Francisca na stronę.Ogromnie wzruszonyprzytulił syna, drżąc na całym ciele, a jego oczy przepełniał smutek.Wyjął z kieszeni niewielki przedmiot i zawstydzony podał go synowi:był to jego suwak logarytmiczny, jedyny skarb mający przypominać obólu rozłąki i o opuszczonej ziemi.- To tylko pamiątka, synku.Nie przyda ci się do obliczania warto-ści życia - powiedział zachrypniętym głosem.W istocie tak to odczuwał.Pod koniec długiej drogi życia zdał so-bie sprawę z bezużyteczności własnych obliczeń.Nigdy by nie przy-puszczał, że pewnego dnia będzie siedział zmęczony i smutny, mającjednego syna w grobie, a drugiego na wygnaniu, wnuki w odległymmiasteczku, którego brak na mapach, i w pobliżu jedynie Josego,któremu depce po piętach policja polityczna.Franciscowi stanęliprzed oczami pensjonariusze  Woli Nieba i schylił się ucałować ojcaw czoło; z całej siły pragnął odwrócić wyroki losu, żeby tylko rodzicenie musieli umierać w samotności.Widząc, że wszystkich ogarnia nastrój przygnębienia, Mario po-stanowił podać kolację.Stanęli wokół stołu i z wilgotnymi oczami,319 drżącymi rękami razem podnieśli w górę kieliszki.- Wznoszę toast za Irene i Francisca.Niech szczęście was nieopuszcza, dzieci - odezwał się profesor Leal.- A ja za to, żeby wasza miłość rosła z każdym dniem - dodała Hil-da nie patrząc na nich, żeby nie okazywać smutku.Przez chwilę wszyscy starali się udawać świąteczny nastrój, chwa-lili wyszukane potrawy i dziękowali za cały trud poniesiony przeznajwspanialszego przyjaciela, szybko jednak przygnębienie na powrótogarnęło zebranych jak mroczny cień i zamilkli przygaszeni.W jadal-ni rozlegał się jedynie brzęk sztućców i szkła.Hilda siedziała przy swym ukochanym synu, nie spuszczając zniego wzroku, jakby na zawsze chciała wyryć sobie w pamięci rysyjego twarzy, wyraz jego oczu okolonych siecią delikatnych zmarsz-czek, wydłużony kształt jego silnych dłoni.W palcach trzymała nóż iwidelec, ale jedzenie na talerzu pozostawało nietknięte.Opanowującwłasny ból, powstrzymywała łzy, nie mogła jednak ukryć smutku.Francisco otoczył ramieniem plecy matki i ucałował ją w skroń, wzru-szony tak samo jak ona.- Jeśli coś ci się stanie, synku, nie przeżyję tego - szepnęła muHilda do ucha.- Nic mi się nie stanie, mamo, bądz spokojna.- Kiedy się znowu zobaczymy?- Niedługo, jestem tego pewny.A przez ten czas będziemy razemmyślami, tak jak dotychczas.Kolacja zakończyła się w milczeniu.Siedzieli nadal w jadalni, pa-trząc na siebie i uśmiechając bez radości, aż zbliżająca się godzinapolicyjna wyznaczyła chwilę pożegnania.Francisco odprowadził ro-dziców do drzwi.O tej porze ulica była pusta i cicha, bramy domówpozamykane, sąsiednie okna pozbawione świateł; słowa i odgłosy320 kroków niosły się głuchym echem, które brzmiało jak zła wróżba w tejwyludnionej okolicy.Muszą się pospieszyć, by na czas dotrzeć dodomu.Spięci, milczący, uścisnęli się po raz ostatni.Ojciec i syn zjed-noczyli się w długim i mocnym uścisku, pełnym niemych obietnic iprzestróg.Potem Francisco poczuł, że trzyma w ramionach matkę,drobną i kruchą, że jej złocista twarz kryje się na jego piersi, usłyszałjej szloch, wreszcie nie powstrzymywany, a jej szczupłe ręce trzęsłysię tak silnie, że szarpały tkaninę jego marynarki, której uczepiła sięjak przerażone dziecko.Jos� rozdzielił ich, zmusił matkę, by się od-wróciła i odeszła, nie oglądając się za siebie.Francisco patrzył, jak wmroku ulicy roztapiają się sylwetki rodziców, jak oddalają się nie-pewnym krokiem, przygarbieni, bezbronni.Tylko w postaci bratabyło coś zdecydowanego i mocnego, coś, co cechuje człowieka świa-domego podjętego ryzyka i pogodzonego z losem.Kiedy wszyscy trojezniknęli za rogiem, głuchy szloch pożegnania wyrwał się Franciscowiz gardła i wszystkie łzy powstrzymywane podczas tego okropnegowieczoru napłynęły mu nagle do oczu.Skulił się na progu domu iukrył twarz w dłoniach, przytłoczony najdotkliwszym bólem.Tak gozastała Irene i w milczeniu usiadła przy nim.Francisco Leal nigdy nie starał się zliczyć, ilu ludziom znajdują-cym się w trudnym położeniu pomógł w ubiegłym okresie.Początko-wo działał w pojedynkę, z czasem jednak zebrał się wokół niego krągzaufanych przyjaciół, równie jak on upartych, z którymi wspólnieukrywał prześladowanych, załatwiał udzielenie im azylu, gdy tylkowchodziło to w rachubę lub przerzucał ich przez granicę, korzystającz różnych szlaków.Z początku traktował wszystko wyłącznie jakodziałalność humanitarną, od której po prostu nie mógł uciec, z czasem321 jednak przerodziło się to w prawdziwą namiętność.Poruszał się nagranicy ryzyka, targany mieszanymi uczuciami, od wściekłości dookrutnej radości.Opanowała go gorączka gracza i nieustannie pro-wokował los, ale nawet przy największej brawurze starał się zawszedziałać rozważnie, świadom, że uleganie emocjom może kosztowaćżycie.Obmyślał w najdrobniejszych szczegółach każdą akcję i starałsię doprowadzić wszystko do końca zgodnie z planem, dzięki czemuutrzymywał się nad przepaścią dłużej niż inni.Policja polityczna niemiała pojęcia o istnieniu jego małej organizacji.Mario i Jos� współ-pracowali z nim często.Kiedy Josego aresztowano, wypytywano gojedynie o działalność w Wikariacie i w dzielnicy, gdzie często domagałsię sprawiedliwości i znany był z odwagi, by przeciwstawiać się wła-dzy.Mario natomiast miał rewelacyjne możliwości zdobywania in-formacji, jako że klientkami jego salonu piękności były żony pułkow-ników.Często też przyjeżdżała po niego opancerzona limuzyna, byzawiezć go do podziemnego pałacu, gdzie w salonach pełnych blich-tru i przepychu czekała Pierwsza Dama.Doradzał jej w wyborze gar-deroby i biżuterii, wymyślał nowe fryzury dla podkreślenia godnościwładzy i wyrażał swe opinie na temat rzymskich rafii, egipskichmarmurów i lamp z rżniętego kryształu przywiezionych z zagranicyjako wyposażenie rezydencji.Na przyjęciach urządzanych przez Ma-ria bywali ludzie z kręgów elity władzy i za indyjskimi parawanami zWybrzeża Koromandelskiego, pochodzącymi z jego sklepu z antyka-mi, dobijano targu z posażnymi młodymi ludzmi w kwestiach tyczą-cych zakazanych rozkoszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright � 2016 (...) chciałbym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire