[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Takłatwo było sobie przypomnieć, jak wygląda jego nagie ciało,tak łatwo było znów poczuć pożądanie, choć przyrzekła sobie,że więcej do tego nie dopuści.Dopiero kiedy znów spojrzała w jego napiętą twarz,uświadomiła sobie, że jest wściekły.I to okropnie.Spojrzała w jego nachmurzone oczy.- O co chodzi?- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - Zrobił krok w jej stronę,jego wielkie ciało było niczym ruchoma ściana, zmusił ją docofnięcia się przed nim w głąb pokoju.- Właśnie siędowiedziałem o twoim śledztwie w sprawie TerraGlobal i otym cholernym spotkaniu z FBI.Coś ty sobie, do cholery,myślała?- Myślałam, że może Zakonowi przyda się moja pomoc -odparła, natychmiast również wpadając w gniew.-Myślałam,że wykorzystam swoje kontakty w policji, żeby rzucić trochęświatła na TerraGlobal, skoro wy trafiliście na mur.- TerraGlobal to Dragos - wysyczał Brock, ciągle napierającna nią.W jego ciemnobrązowych oczach pojawiły się pierwszebursztynowe iskry.- Czy masz pojęcie, jakie to ryzykowne?- Niczego nie ryzykuję - zaprotestowała, zepchnięta dodefensywy.Jej złość wzrastała z każdym jego krokiem, którywpychał ją w głąb pokoju.Przestała się cofać.- Byłam bardzodyskretna, a osoba, którą poprosiłam o pomoc, to mój zaufanyprzyjaciel.Naprawdę uważasz, że celowo wystawiłabym naniebezpieczeństwo Zakon albo jego misję?- Zakon? - Zmarszczył brwi.- Mówię o tobie, Jenno.To niejest twoja walka.Musisz się od niej trzymać z daleka, żeby niestała ci się krzywda.- Wybacz, ale uważam, że sama potrafię o siebie zadbać.Jestem policjantką, zapomniałeś?- Byłaś - przypomniał jej surowo, przeszywając jąwzrokiem.- I nigdy w życiu nie musiałaś stawiać czoło, komuśtakiemu jak Dragos.- Teraz też nie występuję przeciwko niemu - zwróciła muuwagę.- To ma być zwyczajne, nieszkodliwe spotkanie wbiurze FBI.Setki razy przeprowadzałam takie rozmowy.Federalni martwią się, że lokalny glina może wiedzieć więcejniż oni o ich sprawie.Chcą wiedzieć, co ja wiem, i vice versa.To nic wielkiego.To nie powinno być nic wielkiego, pomyślała.Ale nadalczuła zdenerwowanie, a Brock też nie wyglądał naprzekonanego.- To może być coś większego, niż się spodziewasz, Jenno.Jeśli chodzi o Dragosa i jego interesy, nie ma żadnychpewników.Moim zdaniem nie powinnaś jechać.- Jego twarzbyła bardzo poważna.- Porozmawiam o tym z Lucanem.Uważam, że to zbyt ryzykowne.- Nie przypominam sobie, żebym pytała cię o zdanie-stwierdziła, nie pozwalając, by jego gniew zachwiał jejpostanowieniem.Martwił się, bardzo się o nią martwił, i jakaśjej cząstka zareagowała na ten jego niepokój o nią bardzosilnie.Postanowiła to zignorować.- Nie przypominam sobie,żebym dała ci zgodę na kontrolowanie mnie.Sama podejmujędecyzje.Ty i Zakon możecie mnie trzymać na smyczy albo podjakimś cholernym mikroskopem, ale nie mył, proszę, uległościz kontrolą.Tylko ja decyduję o sobie.Kiedy nie mogła już dłużej wytrzymać jego chmurnegospojrzenia, wróciła na kanapę i zajęła się przeglądaniemksiążek, które kartkowała przez ostatnich kilka godzin.- Kurczę, prawdziwa z ciebie szefowa, no nie? - Brockzaklął cicho.- To twój największy problem, zgadza się?- O co ci, do diabła, chodzi? - Rzuciła mu piorunującespojrzenie, zaskoczona, że stoi tak blisko niej.Na tyle blisko,by móc jej dotknąć.Na tyle blisko, żeby czuła ciepło jego ciała.Opanowała się, starając się ignorować męską siłę, która z niegopromieniowała, wściekła na siebie, że tak bardzo ją pociąga.Miała wrażenie, że wprost przewierca ją wzrokiem.- Tobie chodzi wyłącznie o kontrolę, Jenno.Po prostu niemożesz z niej zrezygnować, prawda?- Nie mam pojęcia, o czym mówisz.- Nie? Założę się, że byłaś taka od dziecka.Odwróciła się doniego tyłem, zdecydowana, że nie da się sprowokować.Chwyciła naręcze książek i odniosła na półki.Brock jednak nieustępował.- Założę się, że byłaś taka przez całe życie.Wszystkozawsze musiało się odbywać na twoich warunkach, nigdy niepozwoliłaś, żeby ktoś inny przejął kontrolę, choćby nie wiemco.Nie ustąpisz ani na krok, póki nie posadzisz tej słodkiejpupci na siedzeniu kierowcy.Choć bardzo chciała temu zaprzeczyć, trafił w sedno.Przypomniała sobie wszystkie bójki w szkole i niebezpiecznewyczyny, do których dawała się sprowokować, tylko po to, byudowodnić, że się nie boi.I czasy w policji, w której było taksamo, choć miejsce pięści zajęły kule.Cały czas walczyła,żeby udowodnić, że jest równie dobra jak mężczyźni, a nawetlepsza.Małżeństwo i macierzyństwo to były innego rodzajwyzwania i tu poniosła klęskę.Stojąc przed szafą z książkami isłuchając oskarżeń Brocka, zamknęła oczy i przypomniałasobie sprzeczkę z Mitchem w wieczór wypadku.On teżoskarżył ją o upór.Miał rację, ale zrozumiała to dopiero wtedy,gdy obudziła się kilka tygodni później w szpitalu, już bezrodziny.Teraz było inaczej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]