[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fawzi znów zażyczył sobie spotkania z Nadią, a ja zgodziłamsię, ale tym razem zastrzegłam, że bez żadnych rozmówtelefonicznych.Zasady pozostałytakie same jak poprzednio, włącznie z ochroną.Tym razemzgodziłam się, by spotkanie trwało godzinę i miałam trochępoczucia winy, bo wiedziałam, że to będzie ostatnie spotkanieNadii z ojcem w najbliższym czasie.I tym razem Fawziemu towarzyszył ochroniarz odal-Obeidiego i był równie miły jak poprzednio -uśmiechnął się,uścisnął mi dłoń i zapytał, jak się miewam.Fawzi nigdy nielubił Arvindera i posłał mu lodowate spojrzenie.Nadiaprzybiegła do ojca i z uśmiechem zawołała do niego: Cześć,tatusiu!" po angielsku.Joyce miała tłumaczyć i zaczęła sięśmiać, że Nadia rozmawia z ojcem po angielsku -mnie też sięto podobało! Po upływie pół godziny od rozpoczęcia wizytyzadzwonił telefon Fawziego.Ochroniarz pokręcił głową,wyraznie nie wierząc, że Fawzi tak naciska.Ale Fawzi odebrał- dzwoniła jego mama i chciała rozmawiać z Nadią.Fawzizapytał, czy Nadia może odebrać.Człowiek al-Obeidiegowzruszył ramionami i spojrzał na Arvindera, a ten na mnie.Skinęłam głową, ale dodałam: Tylko krótko!" Nadiarozmawiała dobrą chwilę, a Arvinder widział, że nie jestem ztego powodu zadowolona.Ochroniarz zdawał sobie sprawę ztego, że Fawzi przesadził i nakazał mu zakończyć rozmowę.Zrobił to, ale niechętnie.Tuż przed upływem godzinyspotkania do sali wszedł Vincent i nakazał zakończyć wizytę.Fawzi pożegnał się z Nadią.Tym razem nikt nie płakał.Nadiadobrze to zniosła.Na zewnątrz Vincent przedstawił Fawziemudokument, który głosił, że Fawzi wyraża zgodę, by Nadiaopuściła pod moją opieką Libię.Fawzi rzucił tylko okiem napierwszą linijkę tekstu i odmówił przeczytania go.A codopiero podpisania! Wyszedł wściekły.Następnego dnia, jedenastego lutego, zapytałam Arvindera,czy mógłby mnie zabrać na zakupy.Chciałam kupić Nadiiubranie na powrót.Nadia miała zostać w ambasadzie z Joyce.Arvinder się zgodził.Pojechaliśmy do British Home Stores,Marksa & Spencera, i Next - wszystkie miały swoje oddziały wTrypolisie.Ale nim dotarliśmy na miejsce, Arvinder zaprosiłmnie na drinka do hotelu Radisson, bo chciał mniepoinformować o najnowszych osiągnięciach.Zaczęłam sięniepokoić i zastanawiać, czy nastąpiły jakieś zmiany wplanach.Może pracownicy ambasady bali mi się o nichwspomnieć? Czemu nie powiedział nic wcześniej? Mójniepokój pogłębiło jeszcze zachowanie Arvindera - był bardzocichy, prawie ze mną nie rozmawiał, ale powiedział, że kiedydojedziemy do hotelu, wszystko mi wyjaśni.Usiedliśmy w kawiarni, a Arvinder zapytał mnie, jakie mamplany po powrocie do domu i czy chcę dużego rozgłosu.Prawdę mówiąc, nie myślałam o tym i zdziwiłam się, że mnie oto pyta.Przeczytałjakiś e-mail i wtedy zauważyłam, że trzyma coś, co wyglądajak bilety.- Co to za.bilety? - Głos mi drżał.- Jadę w ten weekend do Tunisu.- Mówiłeś, że jedziesz, ale wydawało mi się, że samochodem.Arvinder podał mi bilety i rzekł:- No to sama zobacz.Otworzyłam kopertę i wyciągnęłam bilet.Widniało na nimmoje nazwisko, ale miejscem docelowym nie był Tunis.To byłbilet lotniczy z Trypolisu do Londynu, a dalej do Manchesteru.Serce podskoczyło mi w piersi.Arvinder jechał z nami, będzienas eskortował do domu! Nie mogłam o niczym więcejmarzyć.Arvinder zapytał, czy chcę sprawdzić datę, ale nicmnie to nie obchodziło - natychmiast go uściskałam.Miałyśmyzabukowane bilety! Naprawdę wracałyśmy do domu.Arvinderpowiedział, że wyruszamy za dwa dni, w sobotę trzynastegolutego.On jeszcze nie miał biletów - Saif al-Islam, jeden zsynów Kaddafiego, zajmował się tym.Al-Obeidi i Vincentprzedstawili mu tę sprawę, a on zgodził się ją szybko załatwić.W głowie mi szumiało.Poszliśmy na zakupy i jestem pewna,że byłam niemożliwa, tak bardzo się cieszyłam - jestemprzekonana, że Arvinder był szczęśliwy, gdy wreszcie się mniepozbył.W każdym razie nabyłam dla Nadii trochę ubrań, aArvinderkupił jej koszulkę z małpką Cheeky Monkey, bo takją przezywał.Gdy tylko wróciłam do domu, zadzwoniłam do rodziców iprzekazałam im najnowsze wieści.Byli przeszczęśliwi, aleprosiłam, że nie mogą ani słowem wspomnieć o tym nikomupoza Steph i Andym.Uzgodniliśmy, że powiem o tym Nadiinastępnego dnia, i chciałam, aby Arvinder, Vincent, Anne iHatem byli przy tym obecni.Chciałam, żeby Nadia cieszyłasię, że jedzie do Anglii i sądziłam, że lepiej będzie, jeśli będą jąotaczali ludzie, których lubi.Następnego wieczoru, dwunastego lutego, postanowiłamprzekazać Nadii tę informację.Wszyscy chcieli przy tym być.Wcześniej zdradziłam tajemnicę Hatemowi.W ciągu ostatnichtygodni bardzo zaprzyjaznił się z Nadią, więc uznałam, żenależy go poinformować, że wyjeżdżamy.Był zaskoczony i łzazakręciła mu się w oku.Oczywiście cieszył się, że nam sięudało, ale smutno mu było, że go opuszczamy.Poprosiłam,żeby nie mówił nic Nadii, a on dotrzymał słowa.Usiadłam z Nadią i powiedziałam, że mam dla niejniespodziankę i że musi słuchać uważnie.- Dobrze, mamusiu -odparła.Oznajmiłam, że jedziemy do Anglii bez tatusia, ale żebędzie nas mógł odwiedzić, kiedy już się urządzimy.Nadiaskinęła głową i powtórzyła:- Dobrze, mamusiu.- A potem zapytała: - Czy możemy rzucaćśnieżkami w dziadka?Nie sądziłam, że przyjmie to tak dojrzale - poszło namświetnie.Przez cały wieczór mówiła o Anglii i śniegu.Powiedziałam jej, że Arvinder pojedzie z nami, a ona chciaławiedzieć, czy Vincent, Anne i Hatem też jadą.Wyglądało nato, że bardziej się martwi, że opuszcza ich niż ojca.A potemodprowadziłam Hatema do drzwi i po raz ostatni uściskałam.Oboje się rozpłakaliśmy i Hatem poprosił, abym dbała o Nadię.I że spróbuje odwiedzić nas w Anglii.Arvinder został na obiad, a ja wzniosłam toast za niego iwszystkich, którzy nam pomogli.Gdy wyszedł, tradycyjniezaciągnęłyśmy wszystkie żaluzje.Nadia wykąpała się, a jaspytałam, czy ma jakieś pytania, nim zaśnie.- Nie, mamusiu - rzekła.- Nie mam.Mieliśmy wylecieć o pierwszej po południu, ale bardzoprzejęte obudziłyśmy się wcześnie.Rano musiałam iść dosądu, aby podpisać jakiś dokument
[ Pobierz całość w formacie PDF ]