[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z energią człowieka, który zbiera siły, żeby podjąć ostatniwysiłek, przyglądałem się uważnie przechodniom.Gdyby wtym tłumie pojawiła się Gabriela, byłoby to tak, jakbymznalazł igłę w stogu siana, jednak postanowiłem dać sobiejeszcze jedną szansę.Jakby dla podtrzymania mojej nadziei, wśród melodiipuszczanych w kawiarni usłyszałem Billie Holiday, któraśpiewała: Rzeczy trudne wykonujemy od razu, niemożliwezajmą nam trochę czasu".To przesłanie pokrzepiło mnie tym bardziej, że wpisywałosię w koncepcję książki Francisa Amalfiego, czyli moją.Nuciłem tę melodię, zatopiony w optymistycznychrozważaniach, kiedy na horyzoncie pojawiła się złowieszczapostać.Stało się to tak szybko, że nie miałem czasuzareagować: brodacz w kapeluszu wypadł zza rogu i usiadł nametalowym krześle.Zaraz potem położył na stole rękopis.Mogłem wypić duszkiem wermut, wyjść z kawiarni i niepojawić się w niej nigdy więcej.Ale niewytłumaczalny paraliżprzykuł mnie do miejsca.Owładnięty dziwnym spokojem,nadal przyglądałem się przechodniom. Coś się dzisiaj wydarzy" - pomyślałem.Chociaż nie miałem żadnych podstaw, żeby tak sądzić,jakaś strzała przebiła cienki pancerz mojej podświadomości,by uprzedzić mnie, że to się stanie.Pewnie dlatego nieprzestraszyłem się, kiedy człowiek w kapeluszu zapytał:- Tęsknisz za przyszłością?Zwycięska porażkaTo zdanie dzwięczało w mojej głowie przez parę sekundna tle wzmagającego się wiatru.Choć wyda się to niewiarygodne, nie byłem zaskoczony,że przemówił, że zdecydował się mówić do mnie na ty",jakbyśmy byli dobrymi znajomymi.Nie zdziwiło mnierównież, że pytanie było absurdalne.Spojrzałem na niego.Zdałem sobie sprawę, że nosi brodę iwąsy, żeby ukryć zbyt pucołowatą twarz i cofniętą górnąwargę.Również on wydawał się bardzo spokojny, można bypomyśleć, że wszystko mu jedno, kiedy otrzyma odpowiedz.Miałem wrażenie, jakbym obudził się z długiego snu zczymś w rodzaju deja vu.Jakbym to wszystko już kiedyśprzeżył na próbę, a teraz miała nadejść godzina prawdy.Człowiek rozsądny wstałby i wyszedł, zostawiając wariatasam na sam z jego pytaniem, ale ja postanowiłem chwycićbyka za rogi.Z całym spokojem powiedziałem:- Nie mogę tęsknić za czymś, co jeszcze się nie zdarzyło.- To ty tak uważasz - odpowiedział i przysunął się domnie z krzesłem, nie opuszczając przy tym swojego stolika.Byliśmy jak dwaj marynarze, rozmawiający z pokładówdwóch dryfujących dziurawych łodzi.A morze wokół huczało.Brodacz wrócił do tematu:- Wszyscy wiemy mniej więcej, co nam się przydarzy,gdyż w dużej mierze sami wybieramy swoją przyszłość.Tojest sztuka prawdziwych jasnowidzów.- O czym ty mówisz? - zapytałem, akceptując formę ty".- Odczytywanie przyszłości jest jak gra w szachy.Słabygracz może przewidzieć dwa albo trzy najbliższe ruchy.Dobryo wiele więcej.To kwestia logiki i spójności myślenia.- A ty jesteś w stanie przewidzieć, jak potoczy się twojagra. - Tak.Zanim nastąpi szach - mat, wydarzy się wielepasjonujących przygód.Dlatego tęsknię za przyszłością.Będzie wspaniała i już chciałbym ją przeżywać.- Skoro ona zależy od ciebie - powiedziałem - dlaczegonie przyspieszysz tej gry?- To niemożliwe - odpowiedział - bo wcześniej musząwydarzyć się różne inne rzeczy, rozumiesz? Tak jak wszachach, jeden ruch wywołuje następny.Jeśli przeskoczę nakoniec partii, nie zdarzy się absolutnie nic.- Pozwól, że ja coś odgadnę - przerwałem mu z tupetemzupełnie u mnie niespotykanym.- W tym rękopisie, którywszędzie nosisz z sobą, jest zapisana ta przyszłość, do którejtęsknisz.Brodacz zmarszczył brwi, zanim odpowiedział: - Jesteśbystry.Wiedziałem, że można na ciebie liczyć.- Houston, mamy problem - powiedziałem bezwiednie,widząc, że jestem wplątywany w jakąś nową aferę.- Jedenasty kwietnia 1970 roku.- Co?- To data startu statku kosmicznego Apollo 13.Pechowynumer, który o mało co nie zawiódł ich do piekła.- Widzę, że jesteś przesądny.- Trudno nie być, kiedy znaki są tak oczywiste.Apollo 13wystartował o godzinie 13:13, a suma cyfr z daty startu daje13.Sprawdz sam: 11.04.70.Dodałem w myśli sześć cyfr i rzeczywiście wyszło mitrzynaście.Ale to niczego nie dowodziło.- Zdumiewające, że udało im się wyjść cało z opresji -ciągnął.- Załoga tego statku miała jako druga wylądować naKsiężycu, ale kiedy znajdowali się 370 000 kilometrów odZiemi, jakaś eksplozja uszkodziła statek, narażając go naśmiertelne niebezpieczeństwo.Apollo dryfował poksiężycowej orbicie dziewięćdziesiąt godzin.Były tonajdłuższe godziny w historii lotów kosmicznych.- Widzę, że jesteś ekspertem w tej materii.- Kiedy eksplodował drugi zbiornik z tlenem, astronauciwyłączyli na statku wszystkie urządzenia, które wyczerpywałyenergię.Sporo ich kosztował powrót na orbitę okołoziemską.To był cud, że siedemnastego kwietnia wylądowali napołudnie od wyspy Pago Pago.Dlatego NASA określiła misjęjako zwycięską porażkę".Aadna definicja, prawda?Zamiast odpowiedzieć, zamyśliłem się na chwilę.Tenczłowiek bez wątpienia był na Księżycu, chociaż nie wydajemi się, aby to, co przeczytałem w jego rękopisie, miało jakiśzwiązek z naszym naturalnym satelitą.Jakby w odpowiedzi na moje milczenie, powiedział:- Ale teraz nie mogę zajmować się Księżycem.Jeszczetam polecimy.Zaniepokoiło mnie, że użył pierwszej osoby liczbymnogiej, ale na wszelki wypadek próbowałem zachowywaćsię jak gdyby nigdy nic.- Wszystko w swoim czasie - kontynuował.- Przedtemtrzeba zająć się innymi sprawami.Zakończył to zdanie porozumiewawczym spojrzeniem ijednym haustem dopił kawę.Zdałem sobie sprawę, żeprzestałem obserwować skrzyżowanie.Może to i dobrze.- Jaka rozgrywka nas dzisiaj czeka? - zapytałem niemaldla zabawy, nawiązując do wspomnianej szachownicy.- Mnie rozszyfrowanie nazwiska kompozytora utworu,który bardzo mi się podoba.- Znam się trochę na muzyce.Może potrafię ci pomóc.Ojaki utwór chodzi?- O, to dobra wiadomość - powiedział nagle ożywiony.-Wczoraj w telewizji widziałem film: para współczesnychwampirów zostaje zamknięta w mieszkaniu w Nowym Jorku.On utracił nieśmiertelność i w obecności swojej kochankizaczyna starzeć się z minuty na minutę, aż w końcu umierajako zgrzybiały ramol.Od czasu do czasu słychać bardzosmutną melodię graną na pianinie.Chciałbym wiedzieć, kto jąskomponował.Nie mogłem się zorientować po napisachkońcowych.- Czy tymi wampirami są Catherine Deneuve i DavidBowie?- Chyba tak.- W takim razie to utwór Ravela.Sądzę, że nosi tytułSzubienica czy jakoś tak.Niezbyt wesoły tytuł.- Być może, ale dziękuję za informację.Po tych słowach się zerwał, jakby nagle zaczęło mu sięspieszyć.Położył monetę na stole i uchylił kapelusza w geściepożegnania.- Valdemar odchodzi - powiedział.Nie dając mi czasu na przedstawienie się, zniknął tam,skąd przyszedł, z rękopisem pod pachą.Wenecki gondolierSzybko wypiłem wermut i tak siedziałem, trochęoszołomiony, aż mrozny wiatr skłonił mnie do opuszczeniaogródka.W głowie dzwięczały mi tęskne akordy Ravela i naglepoczułem pragnienie, by posłuchać tego utworu.Spojrzałemna zegarek.Jeśli się pospieszę, zdążę do sklepu z płytami,zanim go zamkną.Już ponad rok nie chodziłem do tego małego sklepiku naulicy Tallers specjalizującego się w muzyce klasycznej.Jeśligdziekolwiek mogłem dostać płytę Ravela, to na pewno tam.Zamiast dojść do świateł, przeszedłem z lekkim strachemprzez ulicę Jovellanos
[ Pobierz całość w formacie PDF ]