[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale Aadny jużzorientował się, że ten głos, w którym brzmiało rozżalenie, a nawet tłumiony płacz, na leży doAnny Mazurkowej.I nie wiedział, jak się zachować.- Jest pani bardzo zajęta kampanią wyborczą, więc na pewno jeszcze pani nie wie.Chciałam więc.chciałam pani powiedzieć.że dziś rano mój syn został aresztowany.I paninie umiała temu zapobiec.Barska nagłym ruchem zakryła usta dłonią.Dziennikarka była w panice, realizator tez.W głosie Mazurkowej z każdym słowem pojawiały się coraz bardziej histerycznenutki.Aadny zaczął dawać dziennikarce gwałtowne sygnały, wskazując na przemian namikrofon i na siebie.Zorientowała się i wpadła Mazurkowej w słowo:- Jest z nami w studiu pan redaktor Jacek Aadny z biura wyborczego pani JustynyBarskiej, który chyba coś wie na ten temat.- Proszę się uspokoić - powiedział Aadny do mikrofonu, starając się wypaść jaknajbardziej przekonująco.- Ja też znam pani syna, jestem w kontakcie z policją i wydaje misię, że nastąpiło nieporozumienie.- Mój syn jest oskarżony.o współpracę.z gangiem handlarzy narkotyków i złodzieisamochodów - przerwała mu Mazurkowa łamiącym się głosem.- Jak to możliwe, że paniwychowawczyni.tak wyczulona na tym punkcie.niczego nie zauważyła?- Jeszcze raz proszę, żeby się pani uspokoiła.Syn nie jest o nic oskarżony, a jedyniepodejrzany.Policja sprawdza tylko pewne fakty.Myślę, że został wzięty za kogoś innego.Jakpani wie, syn pani działa w nowym międzyszkolnym miesięczniku, którym się opiekuję.Miałwłaśnie napisać reportaż o młodocianych przestępcach.Zapewne z tego powodu znalazł się wniewłaściwym miejscu.Proszę wspierać syna psychicznie i wierzyć, że wkrótce będzie wdomu.Dziennikarka dała realizatorowi znak, przecinając dłonią powietrze, jakby ścinała niągłowę.Potem sama weszła na antenę:- Jak państwo słyszeli, nasza kandydatka z listy liberałów, pani Justyna Barska, nawetw trakcie kampanii wyborczej nie traci kontaktu ze szkołą i jej problemami.Zapraszampaństwa do słuchania nas jutro o tej samej porze.Naszym następnym gościem będziekandydat prawicy, radny Miasta Krakowa, pan Dominik Psota.Ostatnie zdania wypowiedziała niemal na jednym oddechu.Kiedy tylko realizator dałznak, że są poza anteną, zerwała słuchawki z uszu i wykrzyknęła z rozpaczą:- Kurwa, co ja pierdolę!- Spokojnie - powiedział Aadny.- Było dobrze.Zapanowałaś nad sytuacją.- Tak myślisz? - spytała z nadzieją.- Oczywiście.Było dobrze.Było dobrze - powtarzał, zastanawiając się gorączkowo,co robić dalej.Barska siedziała nieruchomo, wciąż ze słuchawkami na uszach, z rękamiopuszczonymi bezwładnie po obu stronach krzesła.Aadny położył jej dłoń na ramieniu iścisnął.Ocknęła się.Zdjęła słuchawki i wstała mechanicznie, ale wyglądała, jakby za chwilęmiała zemdleć.Zaniepokojony chwycił ją pod rękę.- Opanuj się - szepnął do ucha.A głośno powiedział: - Tak się przejęłaś tymMazurkiem? Niepotrzebnie, doprawdy.To prawie dorosły facet.Szkoła nie odpowiada zawszystko, co robią prawie dorośli ludzie.Zresztą jestem pewny, że to pomyłka.Uśmiechnął się uspokajająco do dziennikarki, która najwyrazniej nie wiedziała, co mao tym wszystkim sądzić, i wyprowadził Barską ze studia.Cały czas podtrzymywał ją mocno,jakby się obawiał, że za chwilę upadnie.Kiedy byli już na zewnątrz budynku, powiedział:- Wez się w garść.Gramy dalej, prawda?Jej spojrzenie było nieobecne, ale pokiwała głową.- Tak, tak, oczywiście.Młodszy inspektor Borejko wstał zdziwiony zza biurka.- Pani profesorka tutaj? A czemuż zawdzięczamy tę wizytę?- Niech pan się nie zgrywa, inspektorze - powiedziała Justyna Barska w jej głosiebrzmiało zmęczenie.- Oczywiście, domyślam się, co panią tu sprowadza.Słyszałem w radiu.Nawiasemmówiąc, ten Aadny to jednak profesjonalista, co? Nawet się nie spodziewałem.Wybrnął zkabały po mistrzowsku, choć przecież z radiem nie ma często do czynienia.Jednak, no cóż,powiem szczerze, w tej chwili nie jest pani w stanie w żaden sposób pomóc swojemuuczniowi.Radziłbym skoncentrować się na kampanii wyborczej, a tę sprawę nam zostawić.Trochę zaufania do policji, pani profesorko.- Kuba jest niewinny - powiedziała.- Jeśli to prawda, nic mu nie grozi.Nie ma się czym niepokoić.- Proszę mnie nie zbywać.Kuba jest w areszcie i nie ma się czym niepokoić?- Nie w areszcie, tylko w Izbie Dziecka - sprostował Borejko łagodnie.- Zapewniampanią, że to spora różnica.Ma chłopak w tym wszystkim szczęście, że się jeszcze łapie domałolatów.- Pan mówi o szczęściu? Policjant rozłożył ręce.- Gdyby zechciał choć trochę współpracować, mógłby poprawić swoją sytuację.Wiemy, że zna różnych osobników, którzy nas interesują.Ale on gra twardziela, którym niejest.I to się dla niego może przykro skończyć.Nawet obecność matki nie potrafi gozmiękczyć.To co ja mogę zrobić? Nic.Wie pani, wśród małolatów zapanowała teraz takamoda, żeby szpanować na bandziorków, a psy.No, nie chcę się przy damie wyrażać.- Panie inspektorze, Kuba nie jest taki.- Na przykład ta mała Huber - Borejko zignorował jej słowa.- Gdyby nam zaufała.- Wiadomo coś o niej? - ożywiła się Barska.- A, prawda, przecież ta mała też była pani uczennicą.- Pokiwał głową.- No cóż,wiadomo.Znalazła się.- Jak to, znalazła się? Wróciła do domu?- Znalazła się w Lasach Kobiórskich, niedaleko Katowic.Półtora metra pod ziemią.Wstanie daleko posuniętego rozkładu.- Jezu!- Pewnie nie znalazłaby się nigdy, gdyby jeden mały gnojek nie zaczął sypać kumpli,żeby ratować własny tyłek.Jej rodzice wierzyliby, że dziewczyna ukrywa się w Rajchu.No iwidzi pani, gdyby uwierzyła nam do końca.- Co znaczy do końca?- A, bo pani nie wie.%7łmijka poszła na współpracę.Ojciec przekonał ją, żeby byłarozsądna.I to była bardzo mądra decyzja.Niestety, potem się jej odwidziało.Ubzdurałasobie, że w Rajchu będzie mogła ukryć się i przed nami, i przed gangiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]