[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wokół łóżka tłoczyły się jej matka, starsza siostra i co najmniej dwieciotki.W tej chwili Sarah sama wyglądała na niemal dziecko.Jejwilgotne i potargane włosy rozsypały się na poduszce, skórę miała za-czerwienioną i błyszczącą, a ciało zniekształcone ogromnym brzuchem.Pomieszczenie oświetlały jedynie niewielka lampka i świeca, a powietrzebyło cuchnące i rozgrzane od letniego upału.Bess zasłoniła usta dłonią,gdy tylko zamknęły się za nią drzwi.Anne szybko podeszła do okna iotwarła je szeroko.- Och! - krzyknęła matka Sarah. Przy takim osłabieniu córkaprzeziębi się od nocnego powietrza.- Pani córka zemdleje z jego braku, jeżeli będzie miała dzielić sięzaduchem w tym pokoju z tak wieloma osobami.Starsza kobieta próbowała dalej protestować, lecz Anne ją uciszyła.- Pani Prosser, przyszłam tu pomóc.Proszę mi na to pozwolić.Pomimo wszelkich wysiłków Starej Mary poród dotychczas przyniósłwiele godzin bólu, wysiłku i krwi, lecz nie dał dziecka.Sarah leżała zszeroko otwartymi oczami, ściskając dłoń matki, a na jej pokrytej potemtwarzy widać było mieszaninę wyczerpania i strachu.Siostra Sarahbezskutecznie ocierała ją wilgotnym gałgankiem.Mary zaprowadziła Anne w róg i przemówiła do niej przyciszonymgłosem, który musiała od czasu do czasu podnosić podczas żałosnychkrzyków dziewczyny.- Niech cię Bóg błogosławi za tak szybkie przybycie, Anne.Nie idziedobrze.Biedne dziecko jest całkiem wyczerpane, a nie widać śladunoworodka.Anne skinęła głową, z uwagą słuchając słów starszej kobiety.Besspomyślała, że sama Mary również wygląda na wyczerpaną.Co, jejzdaniem, matka mogła zrobić dla tej nieszczęsnej dziewczyny, czego niemogła zrobić ona sama? Bess patrzyła, jak dwie kobiety naradzały sięjeszcze przez chwilę, po czym Anne podeszła do łóżka i położyła dłoniena brzuchu Sarah.-Cicho, dziecko, nie bój się.- Och, pani Hawksmith! - Sarah chwyciła ją wilgotną dłonią.-Dziecko z pewnością umrze, a ja razem z nim!-Nie, nie.Jest tak, jak mówi Mary.Twoje dziecko jest w złej pozycji,to wszystko.Musimy je przekonać, by się odwróciło i znalazło drogę nazewnątrz.Zaledwie dokończyła zdanie, gdy ciało Sarah chwycił potężny skurcz.Dziewczyna wydała krzyk, który przeszedł w wycie, a potem w łamiąceserce skomlenie.Anne ponownie umieściła dłonie na brzuchu rodzącej,delikatnie, lecz stanowczo próbując nakłonić dziecko do zmiany pozycji.Przez chwilę wydawało się, że może jej się udać, jednak kiedy dzieckowyglądało już na gotowe do wyjścia, ponownie odwróciło się w górę i wbok.Annę nie ustępowała.Trzykrotnie niemal jej się udawało i trzykrotniedziecko wymykało się w ostatniej chwili.Gdy Sarah dopadł kolejnybolesny skurcz, Anne się wyprostowała.Bess podziwiała sposób, w jakijej ciało ogarniała jakaś niewidzialna siła.Siła, która powinnawspomagać narodziny dziecka, a nie jedynie najwyrazniej przyspieszaćjego śmierć.Anne zwróciła się cicho do Mary.- Próbowałaś odwrócić dziecko od środka?- Tak - potwierdziła Mary skinieniem głowy - ale ona jest wąska.Niema miejsca na moje pokrzywione ręce.Obie kobiety spojrzały na zgięte, pokrzywione artretyzmem palcejednej, a potem na proste, lecz szerokie dłonie drugiej.Anne odwróciłasię do Bess.- Pokaż mi ręce.-Co?- Bess, szybko, pokaż.Więc zrobiła, jak kazała matka, a Anne i Mary obejrzały dokładnie jejdłonie.Spojrzały na siebie, a potem ponownie na Bess.Anne podniosładłonie córki do góry i ściskając je, przemówiła do niej:- Bess, musisz uważnie mnie słuchać.Rób dokładnie to, co każę, aniwięcej, ani mniej.Wykonuj ruchy uważnie, lecz stanowczo.- Masz na myśli.ale nie mogę, mamo.Nie mogę!- Musisz! Tylko tobie się to uda.Jeżeli tego nie zrobisz, zarównomatka, jak i dziecko umrą tej nocy.Słyszysz mnie?Bess otwarła usta, próbując dalej protestować, jednak nie udało jej sięznalezć słów.Pomagała odbierać cielęta ojcu, który także dostrzegłwartość jej niewielkich dłoni.Uczestniczyła w porodach jagniąt.Byłanawet obecna w izbie, w której rodziła się Margaret, choć pamiętałaniewiele poza skupioną miną matki.Teraz dostrzegła ten samzdecydowany wyraz jejtwarzy i wiedziała, że nie da rady go zmienić.Zanim zdołała zebraćmyśli, matka zażądała miski z gorącą wodą i kazała Bess umyć dłonie.Anne osuszyła je czystym płótnem, a potem natarła olejkiemlawendowym.Przez cały ten czas pani Prosser i towarzyszące jej kobietyprzyglądały się owym nieznanym praktykom z pogardliwą nieufnością.Anne podprowadziła Bess do łóżka, a potem sama zajęła miejsce u bokuSarah, raz jeszcze umieszczając dłonie na jej brzuchu.Skinęła Bessgłową.Bess spojrzała na leżącąprzed nią dziewczynę.Jej pierś unosiła sięciężko z wysiłku porodu i z bólu.Policzki zrobiły się niepokojąco blade.Uniosła wzrok na Bess, patrząc na nią błagalnie.Bess pochyliła sięnaprzód i powoli wsunęła prawą dłoń do środka, delikatnie badając ciasnewnętrze palcami.- Bess, co czujesz? - zapytała Anne.- Nie jestem pewna.nie głowę i nie kończyny.- Spojrzała na matkęze zmarszczonymi brwiami, próbując wyobrazić sobie, w jaki sposóbdziecko może być ułożone w macicy.- Wydaje mi się.tak, czuję plecydziecka, atu, to obojczyk.Stara Mary cicho zaklęła.- Tego właśnie się obawiałam, dziecko leży w poprzek.Pani Prosserzaczęła płakać.Anne wbiła wzrok w Bess.- Wyczuj górną część obojczyka.Przesuń palce wzdłuż kości.Będę cipomagać od zewnątrz, ale to ty musisz odwrócić dziecko tak, by jegogłówka znalazła się na dole.-Nie ma miejsca.Nie mogę chwycić.- Musisz!Bess szukała opuszkami palców, odnajdując drogę do karkunienarodzonego dziecka, a potem do jego maleńkiego obojczyka.Pociągnęła, najpierw delikatnie, a potem mocniej.- Nie rusza się.Stara Mary podeszła bliżej, by wyszeptać słowa do ucha Anne, leczbyły one słyszalne dla wszystkich.- Anne, mam kleszcze.-Nie! - Anne była nieugięta.- Nie, dopóki dziecko jest żywe.Ponownie zwróciła się do Bess.- Próbuj dalej - poleciła.Bess zrobiła, co jej kazano, lecz obawiała się, że jej wysiłki nieprzyniosą efektu.Wyglądało na to, że śliskie ciałko utknęło w tejnieprawdopodobnej pozycji.Bess przyszedł do głowy przerażającywidok.Niezwykle wyraznie przypomniała sobie moment, kiedy ojcu nieudało się wydobyć szczególnie dużego cielęcia.Po wielogodzinnej walcepodniósł ręce do góry i wysłał Bess do mleczarni po drut do sera.Za jegopomocą, powolnymi i rozważnymi ruchami, pociął cielę na kawałki, bymożna było je wyjąć i ocalić krowę.Nikt nie był pewien, czy tostworzenie było martwe, zanim zaczął je dzielić.Bess widziała terazżałosne kończyny i kopyta leżące w krwawej masie obok matki.Samakrowa padła następnego dnia.Bess mrugnięciem przegoniła ten obraz zgłowy.Musi zachować spokój.Musi pozostać nieugięta.W przeciwnymrazie Sarah przypłaci to własnym życiem.Zdwoiła wysiłki, wyrzucając zgłowy myśl, że może uszkodzić dziecko - musiało wyjść.W końcuzaczęła dostrzegać pewną zmianę pozycji.Anne również to zauważyła.- Nie pozwól, by ci uciekło - nakazała.Bess odważyła się przycisnąć bark do jednej strony i poczuła, jakgłówka przesuwa się na dół, w kierunku kanału rodnego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]