[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niewykluczone, że Lohnmanz to sam Saint-Germain! Przybył tutaj, aby uspokoić nasze sumienia odnośnie kradzieży notatnika.Nikomu znas nie przyjdzie do głowy zawiadomić policji, skoro w naszym pociągu przebywa inspektorpolicji.Sprytne, nieprawdaż?Nagle Bogini nerwowo sięgnęła po leżący na stoliku telefon.To ciche popiskiwanieurządzenia kazało jej sprawdzić ów sygnał.Okazało się, że Bogini czeka na pilny SMS odznajomego z Paryża.- Nie! - podskoczyła zawiedziona, patrząc na wyświetlacz komórki.- To nie to.brakpola! Czy pan też ma kłopoty z zasięgiem?- Nie.Ale co się stało?- Czekam na wiadomość od znajomego z Paryża.Yves ma wytrzasnąć numer telefonukomórkowego Vidaca! Ale teraz jest noc, więc pewnie zapomniał o wszystkim i poszedł spać.To wielki śpioch, ten mój Yves.- Myślałem, że się znacie - uniosłem brwi u górze.- Mam na myśli panią i Yidaka.- Vidac kupił nowy aparat - wyjaśniła prędko.- Ale nie był uprzejmy podać minowego numeru.- To zmienia postać rzeczy.- Jak tylko zdobędę ten numer, zadzwonimy i spytamy samego Vidaca, co jest grane.Tyle, że tu nie ma pola.Bogini zaczęła chodzić z telefonem po przedziale i szukać pola zasięgu.- Lepiej, abym już sobie poszedł - ukłoniłem się kobiecie zniecierpliwiony.- Dziękujęza współpracę.I za zaufanie.Będziemy w kontakcie.- Niech pan przychodzi do mnie, kiedy tylko zechce - zaproponowała na odchodnym.-Nie usnę już do Warszawy.Proszę pukać cztery razy.Niech pan zaczeka!Bogini wyjrzała przezornie na korytarz.Po chwili dała mi ręką znak, abym zmykał.Czmychnąłem z jej przedziału, a ona pomachała mi jeszcze na pożegnanie ręką.Zamknęładrzwi.Odruchowo zerknąłem za siebie i ujrzałem znikający w głębi przedziału czubekgłowy.Ktoś, kto mnie podglądał, schował się we wnęce przedsionka wagonu.Głowy bym niedał, ale wydawało mi się, że była to kobieta.Szczurzycka? A może Mirabela? I znowupowróciła niezdrowa podejrzliwość.A jeśli któraś z nich pracuje dla Saint-Germaina?To, zdaje się, była gruba przesada.Któraś z naszych pań przypadkowo widziała mojerozstanie z Boginią.Czort wie, co pomyślała sobie o mnie i o Bogini, ale poczułem rodzajtłumionego rozbawienia tą sytuacją.Jeśli to była Szczurzycka, pewnie zalewała ją teraz krewz zazdrości o Boginię.Poszedłem na tył wagonu sprawdzić, kim był mój podglądacz.Niestety, osoba tazdążyła się przezornie skryć w toalecie.Czy miałem dobijać się teraz do drzwi, aby zawszelką cenę ustalić tożsamość podglądacza?Machnąłem na to ręką i udałem się do swojego przedziału.Wkładałem kluczyk dozamka, gdy od strony lokomotywy usłyszałem odgłos otwieranych z impetem drzwiwagonowych.Towarzyszył temu głośny szum maszyn i uporczywy świst powietrza, po nichnastąpiła błoga cisza, czyjeś kroki, a następnie dwa długie cienie wypełniły przedsionek ipadły na podłogę korytarza.To Lohnmanz z konduktorem wracali z maszynowni.Otworzyłem szybko drzwi swojego przedziału, ale w ostatniej chwili zatrzymał mniegłos inspektora z prawej strony.- Dobrze, że pana widzę.Chciałem z panem pogadać!Zatrzymałem się i zerknąłem na nich, udając obojętność.Byłem jednak słabymaktorem.Błyskające podejrzliwością ślepia Lohnmanza łypały na mnie i poczułem się jakuczniak, który przed chwilą zmajstrował coś głupiego.Zwiadomość, że stałem naprzeciwkosamego Saint-Germaina paraliżowała i odbierała mowę.Byłem nieswój i serce dudniło mi wklatce piersiowej głośniej od kół wystukujących jednostajny rytm.Nie ośmieliłem się zerknąć Lohnmanzowi w oczy.Popatrzyłem na konduktora.Ten człowiek czymś się denerwował.Spodkonduktorskiej czapki skapywały na jego policzki strużki ciężkiego potu i pomyślałem sobie,że może konduktor dokonał podobnego odkrycia dotyczącego prawdziwej tożsamościinspektora.Zdawało mi się, że konduktor odwzajemnił mi pełne współczucia spojrzenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]