[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wylądował i wysuwając przez okienko dłoń z podniesionym na znak zwycięstwakciukiem pokołował na miejsce postoju, gdzie mechanicy machali ku niemu rękoma.Zezdziwieniem dostrzegł też obok nich gazik dowódcy. Tak mnie honorują za tego Ruska? - pomyślał.- Panie pułkowniku, porucznik von Schnauberg melduje powrót z patrolu.Zestrzelonyjeden Airacobra - salut do skórzanego hełmu.Dowódca odsalutował:- Gratuluję pierwszego zwycięstwa, poruczniku.Von Schnauberg chrząknął:- Przykro mi tylko, że nie udało mi się zmusić Rosjanina do poddania.- Do poddania? - szare oczy pułkownika patrzyły zimno.- A na cóż nam on i jegoAiracobra? Rozkaz był jeden: zestrzelić.Rozumiecie, poruczniku? Zestrzelić.- Tak jest, panie pułkowniku!ROZDZIAA SMYOSTATNIA WALKA PORUCZNIKA VON SCHNAUBERGA " MISJAKAPITANA FROAOWA " JESTEM PRUSAKIEM " OKONKI ICUDOWNY LEK RZECKIEGO " CZY TO TA TECZKA " PODPISANO:ERICH KOCH, CZYLI IGAA W STOGU SIANASpojrzałem na błękitniejące nad nami niebo, a potem na szarozieloną taflę jezioraprzed nami.Obracając machinalnie kufel na blacie stolika popatrzyłem na mego rozmówcę:- Przyjechał więc pan na miejsce swego pierwszego zwycięstwa.Nie odwrócił wzroku:- Tak.Gdzieś w głębi tego jeziora leżą szczątki jedynego człowieka zabitego przezemnie podczas wojny.- Jedynego? - uniosłem powątpiewająco brwi.- Tak - lekko uśmiechnął się von Schnauberg.- Następnego dnia po mym pierwszymzwycięstwie poderwano naszą eskadrę do obrony Królewca.Od wschodu szły na miastorosyjskie Iły-2. Szturmowiki , jak oni je nazywali.Nad nimi chmara myśliwskich Jaków iAawoczkinów.Dużo ich było.O wiele za dużo.Wywijałem się właśnie dwóm Aa, gdywpakowałem mego Zająca.- Zająca? - nie zrozumiałem.- Tak ochrzciłem mego Messerschmitta - porucznik pociągnął długi łyk piwa, jakbychcąc ukryć zmieszanie.- Tak nazywałem moją narzeczoną.No więc wpadłem prosto nacelownik tylnego strzelca jednej z Czarnych Zmierci (tak myśmy nazywali Iły).Trafił mniew zbiornik paliwa.Zdążyłem wyskoczyć, ale spadałem w płonącym kombinezonie i modliłemsię, żeby tylko spadochron, rozwijający się nade mną, nie zajął się ogniem.Zaraz zresztąstraciłem przytomność, bo jeden z pocisków przeszył mi płuco.Bezwładnie zwisając nauprzęży spadochronu rąbnąłem o ziemię łamiąc nogę, ale nie czułem tego.Nie czułem też, żenie odzyskując przytomności tracę na dodatek wolność.Spadłem po ruskiej stronie frontu.Nie powiem - von Schnauberg zaśmiał się cicho - opiekowali się mną troskliwie.Może tylkoodrobinę zbyt długo jak na mój gust, bo wypuścili mnie z niewoli dopiero w 1952 roku.- Rzeczywiście, hm.- parsknąłem piwem - nieco zbyt długo.Tym większą odczuwapan zapewne radość wracając do miejsca zwycięstwa nad jednym z nich.- dokończyłem niebez pewnej ironii w głosie.Starszy pan lekko zmrużył oczy:- Ciekawe.Poszukiwacza skarbów nie interesuje tajemniczy rosyjski pilot, któryzginął nad tym jeziorem? Nie ciekawi go powód, dla którego lądował po niemieckiej stroniefrontu? Bo skoro naprowadzający powiedział: Airacobra startuje , to musiał uprzednio tuwylądować.Gonicie wszyscy za Bursztynową Komnatą, a czy przypadkiem historia megodziwnego pojedynku nad Jeziorem Głębokim nie pasuje do niej? Może właśnie podczas niegozaginął klucz do nieznanego po dziś dzień miejsca ukrycia tego cudu?Odruchowo wyprostowałem się w foteliku:- Pan sądzi, że.- Może nawet więcej niż sądzę - przerwał mi okrągłym ruchem ozdobionej sygnetemdłoni.- Ale o tym potem! Najpierw proszę, jako kolegę z podniebnych szlaków, abyśmy sobiepomogli nawzajem.- Z miłą chęcią! - stuknąłem kuflem o jego kufel.- Proszę więc - starszy pan przeciągnął ręką po krótko przyciętych włosach - abyporozmawiał pan z płetwonurkami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]