[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wpobli\u drzwi unosiło się bladozłote pasmo.Pol uniósł dłoń i wysilił wolę.Znamięsmoka zapulsowało pod licznymi warstwami iluzji.Włókno poszybowało ku niemu.Kiedy dotknęło jego opuszków palców, poczuł delikatne, prawie elektrycznełaskotanie.Oczyścił i nastroił umysł, a łaskotanie rozlało się po całym ciele.Zrozumiał, \e naprawdę dociera do Laricka.Mo\na mu zarzucić nieuwagę, myślałPol, choć przecie\ nie mógł wiedzieć, \e jego więzień posiada nadal swoje magicznezdolności.Podą\ył za Larickiem przez wiele zakrętów i w górę długich schodów.Na jednymz zakrętów znajdowało się okno; na zewnątrz Pol ujrzał gwiazdy.Larick przechodziłprzez coraz okazalsze części twierdzy, a\ wreszcie dotarł do długiej galerii wiodącejku zdobionym ornamentami podwójnym drzwiom.Na prawo od wejścia siedział naławie sługa w liberii.Na widok Laricka wstał z miną świadczącą o tym, \e gopoznaje. Obudził się? spytał Larick.Sługa potrząsnął głową. Wątpię odparł. Minęło niewiele czasu, a mówił, \eby nie przeszkadzać. No có\, gdyby się obudził, powiedz mu, Mak, \e przywiozłem człowieka, októrego mu chodziło. Jeśli się zbudzi, powiem mu to.Nie sądzę jednak, \e wyjdzie tej nocy. W takim razie przypilnuję teraz, \eby nakarmiono tego człowieka.Chciałbyśmo\e czegoś? Trochę wołowiny z serem nie byłoby od rzeczy.Mo\e trochę piwa. Ryle pojawił się wcześnie& Podró\ powrotna go zmęczyła.Leciał szybko. Nie mów mi o tym.Dobra, idę do kuchni.Dobranoc. Branoc.Pol podą\ył za Larickiem idącym teraz wolniej w dół schodów.Podsłuchał, jakzamawia posiłki u zmęczonej, grubej kobiety w wieku dawno ju\ nie średnim.Larickprzerwał jej własny posiłek, poczym przygotował sobie lekki zimny obiad, który zjadłszybko, obserwowany przez Pola.Pol utrzymywał z nim kontakt mentalny czując, \ejego głód się wzmaga.Na obrze\ach widzenia ujrzał, jak kobieta układa jedzenie natacach.Larick zabawił nieco dłu\ej nad drugim kieliszkiem wina, następnie westchnął iwstał.śyczył kobiecie dobrej nocy, wstąpił do latryny, po czym ruszył dalej w dół kupółnocno wschodniemu skrzydłu twierdzy.Pol starał się zapamiętać drogę, przypuszczając, \e prowadzi ona do komnatLaricka.Schodziła coraz ni\ej i ni\ej, wiodąc w głąb góry.Rewiry te były ju\całkowicie pozbawione przepychu; pełne kurzu, opuszczone pomieszczeniaprzypominały składowisko zniszczonych mebli.Dalej znajdowała się strefa ciemnej pustki.Larick zapalił światło na czubkumiecza i niósł je przed sobą jak pochodnię.Dotarł wreszcie do nagiej, wilgotnejściany, po której przesunął dłońmi.Szedł wzdłu\ niej przez pewien czas, następnieskręcił w otwór skalny i zaczął schodzić po stromym zboczu, w którym wykutoprowizoryczne stopnie.Droga zwęziła się, stała się pozioma, skręciła.Larick zaczął zwalniać.Pokolejnych dwóch zakrętach jego kroki stały się niepewne.Zbli\ał się do wysokiego,kamiennego wzniesienia z czymś du\ym, błyszczącym na szczycie.Dłoń Laricka zachybotała, opuścił ostrze i rozpoczął wspinaczkę.Pol zauwa\ył, \eoddech śledzonego stał się głębszy.Natychmiast po dotarciu na szczyt Larick padł nakolana i znieruchomiał.Pol nie był w stanie dostrzec, co znajdowało się przedLarickiem, poniewa\ z oczami tamtego stało się nagle coś złego.Czekał przez pewien czas, ale nic więcej ju\ się nie wydarzyło.Przyniesionojedzenie i Pol przerwał kontakt.Po skończeniu posiłku Pol odsunął tacę i ponowne rozejrzał się za złotym pasmem.Odpłynęło lub rozwiało się; zrozumiał, \e powinien był je do czegoś przymocować.Jednak czuł się zmęczony i miał pewność, \e do rana nikt mu nie będzie przeszkadzał.Z worków uło\ył na ławie posłanie, wyciągnął się, przykrył kocem i prawienatychmiast zasnął.Przed oczyma błyskały mu obrazy kilku ostatnich dni.Obrazy rozwiały się szybko i ponownie znalazł się w tym innym stanieświadomości.Chwila intensywnego zimna, po czym znowu stanął przed wielkąBramą.Za plecami czuł obecność innych, nie mógł się jednak odwrócić ani wcale niechciał.Prawe skrzydło Bramy uchyliło się na tyle, \e mógł zajrzeć do środka, skądwypływały małe smugi dymu lub mgły.Wizja ta była ostrzejsza i szybsza ni\wszystkie poprzednie; tym razem nie wahał się wcale.Przeszedł natychmiast i znalazłsię w krainie le\ącej po drugiej stronie.Pierwszą rzeczą, jaką ujrzał w niewielkiej odległości przed sobą pośród tegoprzeklętego krajobrazu, była głowa.Wbita na zaostrzony pal głowa jednego zdemonów patrzyła wcią\ otwartymi oczyma w jego stronę.Pol czuł, \e było w tymspojrzeniu coś osobistego, pewne szczególne ostrze\enie, które tylko teraz wydawałomu się zabawne.Poczuł zachodzącą w sobie przemianę, mrugnął w kierunku przera\ającej głowy,po czym wzniósł się w ciemne powietrze jak widmo.Przesypywane wiatrem piaskiprzesuwały się wę\owym ruchem pośród skał w dole.Pol poszybował na południe, nabierając prędkości.Wypełniła go tak wielka radość,\e zapragnął wyrazić ją głosem tysiąca trąb rozbrzmiewających ponad tą krainą.Rozpostarł ciemne skrzydła, ogromne jak \agle potę\nego statku, i pofrunął ponadumarłą krainą, osiągając wreszcie wysokość, z której ujrzał swoje góry.On Prodromolu pełen był sennych wspomnień ze swego poprzedniego \ycia.Zapomniał o głowie przy Bramie oraz o małej ludzkiej rzeczy zwanej PolemDetsonem, o którym mo\e kiedyś śnił.Nie potrzebował niczego takiego.Dotarłszy do pasma górskiego, rzucił się na nie przeciw huraganom.Sześć razyusiłował zdobyć szczyty i sześć razy ulegał.Za siódmym razem zwycię\ył, a jego pomnik, ociekający miodem, przyprawami,winem i krwią roztrzaskał się na dzwięk Nuty, którą wydobył.Gdziekolwiekprzesunął się jego cień, budowle rozpadały się, a czciciele roztapiali się i umierali.Nyalith wzniosła się przed nim niczym wie\a ciemnych ogni.Spotkali się ponadwodami cichego oceanu i zatańczyli taniec, który miał ich ponieść dookoła świata.Gwiazdy spadały obok jak płonące dusze, a wyjące wiatry niosły ich wokół pokrytejklejnotami przepaski planety.Wraz z umieraniem królów i padaniem świątyń, ruchylecących stawały się coraz dziksze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]