[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co prawda, czasem chodzącałymi grupami.No i wtedy, \eby nie było skandalu, zamykam drzwi na sztabę i niech sobiestukają.Dobrze mówię?- Niech - zgodziłem się.Barman mnie zmęczył.Są tacy ludzie, których ma się dość pokilku minutach rozmowy.- Co niech?- Niech stukają.Stukać ka\demu wolno.Barman spojrzał na mnie czujnie.- Niech pan idzie dalej - powiedział nagle.- A mo\e kieliszeczek? - zaproponowałem.- Niech pan idzie, dobrze radzę.Tu nie zostanie pan obsłu\ony.Przez jakiś czas patrzyliśmy na siebie.Potem on coś warknął, cofnął się i zasunął zasobą szklane drzwi.- Nie jestem intelem - powiedziałem.- Jestem biednym turystą.Bogatym!Patrzył na mnie z nosem rozpłaszczonym na szybie.Zrobiłem gest, jakbym wypijałszklaneczkę.Coś powiedział i poszedł w głąb zakładu.Widziałem, jak snuje się bez celupomiędzy stolikami.Zakład nazywał się Uśmiech.Uśmiechnąłem się i poszedłem dalej.Za rogiem była szeroka magistrala.Na poboczu stała ogromna, oblepiona kuszącymireklamami furgonetka.Tylną ściankę miała opuszczoną i na niej jak na ladzie le\ały ró\nerzeczy - konserwy, butelki, zabawki, stosy zafoliowanych paczek z bielizną i ubraniami.Dwie młodziutkie dziewczyny plotły jakieś głupstwa, wybierając i przymierzając bluzki. Ciągniesię - piszczała jedna, a druga przykładała bluzkę tak i siak i odpowiadała:  Głupstewko,wcale się nie ciągnie. Przy szyi się ciągnie. Głupstewko!. I krzy\yk się nie mieni..Kierowca furgonetki, chudy mę\czyzna w kombinezonie i czarnych okularach w potę\nejoprawie, siedział na krawę\niku, oparty plecami o słup reklamowy.Nie widziałem jego oczu,ale chyba spał, sądząc po układzie ust i spoconym nosie.Podszedłem do lady.Dziewczynyzamilkły i patrzyły na mnie z rozchylonymi ustami.Miały po szesnaście lat i oczy jak u kociąt- niebieskie, puste.- Głupstewko - powiedziałem twardo.- Nie ciągnie się i mieni.- A przy szyi? - zapytała ta, która przymierzała.- Przy szyi istne cudo.- Głupstewko - zaprotestowała niezdecydowanie pierwsza dziewczyna.- Obejrzyjmy jakąś inną - zaproponowała pojednawczo druga.- Tę.- To ju\ lepiej tę srebrzystą, z rozcięciem.Dostrzegłem wspaniałe ksią\ki.Był Strogow z takimi ilustracjami, o jakich nigdy niesłyszałem.Była  Przemiana marzenia z przedmową Saragona.Było trzytomowe wydanieWaltera Minca z listami.Był prawie cały Faulkner, była  Nowa polityka Webera,  Biegunywspaniałości Ignatowej, nieznane utwory Ang Schi Kui,  Historia faszyzmu wydana w serii Pamięć Ludzkości.Były nowe czasopisma i almanachy, były kieszonkowe albumy zezbiorami Luwru, Ermita\u, Watykanu.Wszystko było. I ta te\ się ciągnie.. Za to zrozcięciem!. Głupstewko.Chwyciłem Minca, wcisnąłem dwa tomy pod pachę iotworzyłem trzeci.Nigdy w \yciu nie widziałem całego Minca.Były nawet listy z emigracji.- Ile płacę?Dziewczyny znowu się na mnie zagapiły.Kierowca usiadł prosto.- Co? - zapytał ochryple.- Pan jest właścicielem? - zapytałem.Wstał i podszedł do mnie.- Czego pan potrzebuje?- Chcę tego Minca.Ile płacę?Dziewczynki zachichotały.Mę\czyzna patrzył na mnie w milczeniu, potem zdjąłokulary.- Jest pan cudzoziemcem?- Tak, turystą.- To kompletny Mine. - Przecie\ widzę - powiedziałem.- Kompletnie osłupiałem, gdy to zobaczyłem.- Ja te\ - odparł.- Gdy zobaczyłem, czego pan chce.- To przecie\ turysta - pisnęła jedna z dziewczynek.- On nie rozumie.- Tak.To wszystko jest za darmo - powiedział kierowca.- Fundusz osobisty.Zabezpieczenie potrzeb osobistych.Obejrzałem się na półkę z ksią\kami.-  Przemianę marzenia pan widział? - zapytał kierowca.- Tak, dziękuję, ju\ mam.- O Strogowa nawet nie pytam.A  Historię faszyzmu ?- Wspaniałe wydanie.Dziewczyny znowu zachichotały.Kierowcy oczy wyszły z orbit.- Psik stąd, smarkate! - wrzasnął.Dziewczyny odskoczyły.Potem jedna złodziejskim ruchem chwyciła kilka paczek zbluzkami i obie przebiegły na drugą stronę ulicy.Patrzyły na nas stamtąd.- Rozcięcia - prychnął kierowca.Wąskie wargi mu dr\ały.- Muszę to rzucić.Gdziepan mieszka?- Na Drugiej Podmiejskiej.- Aha, w samym bagnie.Chodzmy, zawiozę panu wszystko.Mam w furgonetcecałego Szczedrina, nawet go nie wystawiam, całą  Bibliotekę Klasyki , całą  ZłotąBibliotekę , kompletne  Skarby myśli filozoficznej.- Włączając doktora Opira?- Tego padalca? - warknął kierowca.- Lubie\ny szubrawiec.Ameba.Do diabła z nim.A Sleeya pan zna?- Słabo - powiedziałem.- Nie spodobał mi się.Neoindywidualizm, jak by powiedziałdoktor Opir.- Doktor Opir to śmierdziel - zauwa\ył kierowca.- A Sleey to prawdziwy człowiek.Oczywiście, indywidualista.Ale on przynajmniej mówi to, co myśli, i robi to, co mówi.Zdobędę panu Sleeya.Niech pan posłucha, a to pan widział? A to?Zarył się w ksią\ki po łokcie.Gładził je łagodnie, kartkował, na twarzy miał czułość.- A to? - mówił.- A takiego Cervantesa, co?Podeszła młoda postawna kobieta, pogrzebała w konserwach i pogardliwiepowiedziała:- Znowu nie ma dziecięcych pikli? Przecie\ prosiłam.- Niech pani idzie do diabła - powiedział kierowca z roztargnieniem. Kobieta osłupiała.- Jak pan śmie!Kierowca popatrzył na nią bykiem.- Słyszała pani, co powiedziałem? Niech się pani wynosi!- Jak pan śmie! Pański numer?!- Mój numer? Dziewięćdziesiąt trzy.Dziewięćdziesiąt trzy, jasne? Mam waswszystkich gdzieś! Jasne? Jeszcze jakieś pytania?- Co za chuligaństwo! - wykrzyknęła kobieta z godnością.Wzięła dwie puszkikonserwowanych słodyczy, poszukała wzrokiem na ladzie i starannie oderwała okładkę zczasopisma  Kosmiczny Człowiek.- Ju\ ja pana zapamiętam, dziewięćdziesiąty trzeci! Tonie dawne czasy - zawinęła puszki w okładkę.- Jeszcze się spotkamy w zarządzie miejskim.Mocno ująłem kierowcę za łokieć.Pod moimi palcami kamienny mięsień sięrozluznił.- Bezczelny - powiedziała dama i odeszła.Szła chodnikiem, dumnie niosąc ładną głowę z wysokim cylindrycznym uczesaniem.Na rogu zatrzymała się, otworzyła jedną puszkę i zaczęła jeść, wyjmując ró\owe plasterkieleganckimi palcami.Puściłem rękę kierowcy.- Strzelać trzeba - powiedział nagle.- Dusić ich trzeba, a nie ksią\ki rozwozić -odwrócił się do mnie.W oczach miał udrękę.- Zawiezć panu te ksią\ki?- Nie - odparłem.- Gdzie ja to wszystko poło\ę?- A poszedł won! - warknął kierowca.- Wziąłeś Minca? To zje\d\aj i zawiń w niegoswoje brudne kalesony.Wsiadł do kabiny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire