X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może to stąd pochoóiło, ale może powodem mej słabości był widok wyspy z jejzielonymi, posępnymi lasami, óikimi szczytami skalnymi i kłębowiskiem fal, któ-rego spieniony war ze zgiełkiem rozb3ał się o urwisty brzeg; słowem  choć słońceświeciło jasno i przygrzewało mocno, choć ptactwo nadbrzeżne nurkowało i świer-gotało dokoła nas i choć należałoby przypuszczać, że każdy powinien się rozweselićwióąc ziemię po tak długim kołataniu się na morzu, to jednak mnie dusza  jakto mówią  uciekła w pięty i od pierwszego spojrzenia znienawióiłem nawet samąmyśl o Wyspie Skarbów.Mieliśmy tego poranku ciężką pracę przed sobą, gdyż wiatru nie było ani śladu,trzeba więc było spuścić czółno napełnione ludzmi i holować okręt trzy czy czterymile dookoła cypla wyspy i przez wąską cieśninę do zatoki poza Wyspą Szkieletów.Zgłosiłem się na jedną z łoói, góie, prawdę mówiąc, nie miałem nic do roboty.Upał był nieznośny, a marynarze mocno sarkalit � na swój trud.Anderson dowoóiłmoim czółnem, a zamiast trzymać w karbach swoich podwładnych zrzęóił, jak mógłnajgłośniej. Dobrze  rzekł rzuciwszy przekleństwo  że nie zawsze tak bęóie!Uważałem to za baróo zły znak, gdyż aż do tego dnia luóie szli żwawo i chętniedo swych zajęć, lecz sam widok wyspy już zdołał rozluznić więzy karności.Podczas całej przeprawy Długi John stał koło sternika i wskazywał kierunek jazdy.Znał cieśninę jak własną dłoń, a chociaż pomiar głębokości wykazywał wyższy stanwody, niż oznaczono na mapie, to jednak John nie miał żadnych wątpliwości. Jest tu silne óiałanie żłobiące w czasie odpływu  objaśnił  a ta cieśninazostała niby rydlem przekopana, jak to mówią.Przybyliśmy do tego miejsca, góie na mapie była uwidoczniona kotwica, mniejwięcej o trzecią część mili od obu wybrzeży, mając z jednej strony ląd główny, a WyspęSzkieletów z drugiej.Dno było jasne i piaszczyste.Plusk kotwicy spłoszył czeredyt �s py a a  boczna luka odpływowa dla vody spływającej z pokładu okrętu.t �sarka  odnosić się nieuprzejmie; głośno narzekać.r bert ui te en n Wyspa skarbów 46 ptactwa, które z wrzawą poczęły krążyć nad lasem, lecz za chwilę znów przysiadłyi wszystko się uspokoiło.Miejsce to było całkowicie zamknięte lądem i osłonięte lasami, których drzewadochoóiły do samej linii największego przyboru wody; brzegi były przeważnie pła-skie, a otaczały je wzgórza wznoszące się w pewnej odległości tu i ówóie na kształtamfiteatru.Dwie małe rzeczułki lub raczej bagienka przesączały się do tej saóawki,jak można było nazwać zatokę, a liście z tej strony wybrzeża miały jakiś niezdro-wy połysk.Z okrętu nie mogliśmy dojrzeć żadnego domu czy obwarowania, gdyżwszystko zakrywały drzewa, a gdyby w kajucie kapitańskiej nie było mapy zawierają-cej wszystkie szczegóły, można by mniemać, że jesteśmy pierwszymi ludzmi, którzytu zarzucili kotwicę, od czasu gdy wyspa wyłoniła się z głębiny morskiej.Najmniejszy powiew nie poruszał powietrza, nie rozlegał się żaden dzwięk opróczdalekiego łoskotu bałwanów b3ących w brzegi i skały o pół mili stąd.Szczególnawoń bagienna wisiała nad przystanią  woń rozmokłych liści i butwiejących pnidrzewnych.Zobaczyłem, że doktor począł krzywić nosem jak ktoś, kto skosztowałzgniłe jajko. Nie wiem, czy tu są skarby  rzekł  ale daję w zastaw perukę, że panuje tufebra.Bunt, OkrętJeżeli zachowanie się marynarzy już na łoói było niepokojące, to stało się wprostgrozne, gdy weszli na okręt.Porozwalali się na pokłaóie, wiodąc rozmowę pełną uty-skiwań.Najlżejsze zlecenie przyjmowano złowrogim spojrzeniem, a spełniano nie-chętnie i niedbale.Nawet uczciwi marynarze widocznie zarazili się złym przykładem,gdyż na okręcie nie znalazł się ani jeden człowiek, który by skarcił opieszałych.Byłorzeczą jasną, że rokoszt � wisiał w powietrzu niby chmura gradowa.Ale nie tylko my, grupa z naszej kabiny, odczuwaliśmy grozę położenia.DługiJohn uw3ał się znojnie, przechoóąc od jednej gromady do drugiej, nie szczęóącdobrych rad i osobiście świecąc jak najlepszym przykładem.Sam siebie prześcignąłw ochocie i uprzejmości, wszystkich dokoła obdarzał uśmiechem.Ilekroć wydawanomu jakiś rozkaz, John natychmiast pojawiał się na swym szczudle, z najweselszymw świecie:  Słucham, słucham! proszę pana.Kiedy zaś nie było nic do roboty, wy-woóił jedną śpiewkę za drugą, jak gdyby chciał zatuszować niezadowolenie swychwspółtowarzyszy.Ze wszystkich przykrych szczegółów tego posępnego popołudnia najbaróiej przy-gniatający był ten widoczny niepokój Długiego Johna.Odbyliśmy naradę w kajucie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright � 2016 (...) chciałbym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire

    Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.