[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet nie jęknął.Kiedy się w końcu odezwał,miał ciągle zamknięte oczy, jakby walka jeszcze trwała.- W sierpniu ubiegłego roku postanowiłem na pewien czas zawiesićpraktykę.Pomyślałem sobie, że znajdę jakiś hotelik w Carmel i spotkam się ztobą.Wtedy już wiedziałem, co będę w stanie robić, a czego nie.Oczywiścienajpierw zadzwoniłbym do ciebie, żeby sprawdzić, czy ciągle jesteś mnązainteresowana.Zanim jednak zdążyłem to zrobić, zadzwonił do mnie Jace.Dowiedziałem się, że Troy zginął, a Grace żyje.Kiedy zaczęliśmy jej szukać,pojawiła się możliwość terapii, dzięki której mógłbym cię zobaczyć.- Garek?- Tak?- Jestem tobą zainteresowana.Ciągle.Jego oczy otworzyły się, zalśniły uśmiechem.i uśmiechały się nawetwtedy, kiedy jego ciało przeszył znowu ból.W końcu jednak uśmiech znikł.- Muszę cię teraz opuścić, Giselle.- Opuścić?146R S- Jest coś, przez co muszę przejść sam.- Ból stawał się wyraznie nie dozniesienia, ale jego głos pozostał silny, spokojny i czuły.- Przyjdę do ciebiejutro, jeśli pozwolisz.O świcie.Rozdział 17DenverPiątek, 20 lutegoDeszcz.Deszcz.Deszcz.Wielkie szmaragdowe krople zamarzały wchwili zetknięcia się z ziemią.Ulice pokryła warstwa zdradzieckiego lodu.Warunki drogowe wymagały największej ostrożności od wszystkich kierowców,nawet tych najlepszych.Nawet tych, którym się bardzo spieszyło.Pierce, uchodzący za bardzo dobrego kierowcę, zawsze jezdził ostrożnie.I nigdy nie używał w samochodzie telefonu, który zwiększał ryzyko wypadku,ryzyko pozbawienia kogoś życia.A podczas tej zimowej nocy?Po raz pierwszy zadzwonił do Anastasii, zanim jeszcze wyjechał z garażu.Nie podniosła słuchawki.Kiedy znalazł się na ulicy, zobaczył, że Denverzmieniło się w niebezpieczne lodowisko.Zachowując wszelkie środki ostrożności, spróbował dodzwonić się do niejkilometr dalej.I jeszcze kilometr dalej.Jego niepokój wzrastał.Pewnie Anastasia wyciszyła dzwonek swojego telefonu, chcąc spokojnieodpocząć, pozbyć się tego okropnego przeziębienia, tego okropnego zimna.Wyobraznia zaczęła mu podsuwać obrazy, których nie chciał oglądać,wizje z filmów grozy, w których pozaziemska istota zostaje uwięziona w ciele147R Snie podejrzewającego niczego człowieka.Anastasia i Grace.Zagubionaksiężniczka i jej cień.Pierce znajdował się już w drodze ponad godzinę, choć w normalnychwarunkach podróż zajęłaby mu pół godziny.Był już prawie na miejscu.Przednim w niewielkiej odległości lśniły światła Canterbury.Nagle jego komórka zadzwoniła.W pierwszej chwili Pierce postanowił,że nie odbierze.Jednak w tę najeżoną niebezpieczeństwami zimową noc ktośmógł go potrzebować.Val, Callie, Edward albo Lilah.Istotnie, ktoś go potrzebował.Ktoś potrzebował Liama.Wyczuł to, mimoże w telefonie panowała cisza.Wyczuł jej drżenie, jej strach.- Anastasia - powitał ją ciepło.- Dobry wieczór.Jest ci zimno, prawda?Zbyt zimno, żeby mówić? W porządku.Wszystko będzie dobrze.Obiecuję.Iwierz mi, że to nie jest szaleństwo.Wkrótce wszystkiego się dowiesz.Jestem tu,Anastasio, koło twojego domu.Na parkingu jest ślisko, lód jak na jeziorze, jakw twoim śnie.Ty jezdzisz na łyżwach dużo lepiej niż ja.Ale wiesz co? Radzę tusobie całkiem niezle, chociaż nie mam łyżew.O, już jestem przy drzwiach.Zadzwonię.Dobrze.Teraz ty musisz nacisnąć guziczek, żeby mnie wpuścić.No,Anastasio, naciśnij.dobrze.Bardzo dobrze.Ale nie było dobrze.W oczach Anastasii czaiła się groza.Jej usta były sine i drżące.Twarz popielata.A jej długie włosy były jasne,nie ciemne, jakby wróciła do tamtego strasznego poranka bożonarodzeniowego iobudziła się, zdumiona i skostniała, po długiej nocy, spędzonej pod pokrywąśniegu.Jej oczy były szare jak dym wypełniający pokój, kiedy Grace wyskoczyłaprzez okno.Szare i pełne strasznych obrazów, które tylko ona mogła zobaczyć.Ale czy widziała i jego? Czy go rozpoznała? Czy wiedziała, kim jest?Anastasia nie opierała się jego uściskom.Nie odsunęła się, przeciwnie,wpadła mu w ramiona, może zbyt słaba, zbyt bezradna, by walczyć.A jednak148R SPierce wierzył, że się go nie bała.Gdzieś w głębi duszy wiedziała, że nie musisię go bać.Przyciągnął ją, drżącą, do siebie, przytulił ją mocno, jeszcze mocniej,ogrzewając ją ciepłem własnego ciała.- Wszystko będzie dobrze.Wszystko będzie dobrze.Już jest ci cieplej.Czuję to.Dużo cieplej.Zostań tak, dobrze? Zostań ze mną.Wszyscy ciękochają.Wszyscy tak bardzo cię kochają.Szeptał, kołysał ją i głaskał.Ale nie wypowiedział najważniejszych słów:kocham cię, Anastasio, kocham cię.Nie wypowiedział nawet jej imienia.%7ładnego z jej imion
[ Pobierz całość w formacie PDF ]