[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wręcz przeciwnie.Mając taką gumkę dowycierania, dlaczego ktoś miałby się powstrzymywać od popeł-niania wszystkich niegodziwości? Chce pan ofiarować luksuslobotomii tym, którzy zapragną zapomnieć o swoich grzechach?Nie spuszczała z niego wzroku.%7ładnych grzechów, żadnego poczucia winy!Nie ma winy, nie ma winnych!Nie ma winnych, nie ma sprawiedliwości! Chce pan sprzedawać najbogatszym rozgrzeszenie przezwtargnięcie do ich mózgów, tak? Zapłaćcie, a my wam ofiarujemyprzebaczenie.395Drżała z gniewu.Najgorsze było to, z czego dobrze zdawałasobie sprawę, iż bogaci nieszczęśliwi ludzie dadzą się przekonać.To właśnie przeczuwał Arom.I dlatego zapłacił życiem.Profesor Supachaj bacznie się w nią wpatrywał.Nie wydawałsię wcale poruszony jej słowami, raczej zaciekawiony i zdziwiony,jakby obserwował szczura, który zachowuje się w nieoczekiwanysposób. A więc pani zdaniem błędem jest chcieć zapomnieć o tym,co sprawia nam cierpienie lub czego się wstydzimy? Czy tak, panidoktor? zapytał z wyraznym rozbawieniem.Cyrille zamrugała powiekami. Moim zdaniem należy dać czas mózgowi, aby sobie z tymsam poradził. Nie mówiła pani w ten sposób kilka lat temu.Cyrille zdumiona otworzyła szeroko oczy. Co pan chce przez to powiedzieć?Rama Supachaj skrzyżował ręce na piersi i zrobił krok w jejkierunku.Patrzył na nią jak na obiekt badań w laboratorium. Naprawdę nic pani nie pamięta? To niesłychane.Potarł podbródek.Cyrille poczuła, jak ogarnia ją lodowaty chłód. Proszę mówić jaśniej wyjąkała słabym głosem. Nawet mój widok niczego w pani nie poruszył, nie zaalar-mował? %7ładnego przebłysku pamięci.nic?Przeszyło ją lodowate zimno.Nie pojmowała słów Tajland-czyka. Nigdy pana przedtem nie widziałam.Rama zrobił niewyrazną minę. Prawdą jest, że była pani jedną z pierwszych.Może posu-nąłem się trochę za daleko!Cyrille poczuła się tak, jakby w żołądku miała bryły lodu. O czym pan mówi?396 Nie pamięta pani nawet naszej rozmowy.Było to o tej samejporze roku, na konferencji.Przyszła pani do mnie dziesięć lattemu, kiedy jeszcze praktykowałem w Bangkoku.Od tamtej porybardzo ulepszyłem moją metodę.Nie powoduje ona całkowitejblokady pamięci, w każdym razie w większości przypadków.Cyrille instynktownie cofnęła się, chętnie zatkałaby sobie uszy,ale ręce jej nie słuchały. A w jakim celu miałabym do pana przychodzić? zdołaławykrztusić. Ponieważ chciała pani zapomnieć o pewnych sprawach. Ach tak! krzyknęła histerycznym głosem. A o czymmianowicie?Rama Supachaj rozchylił usta w uprzejmym uśmiechu. O ostatnim miesiącu pani życia, ot co!Słowa te wstrząsnęły nią niczym lodowate ukłucie igły.Zmro-ziły jej serce, płuca.Znieruchomiała na drewnianej skrzynce,jakby jej ciało zastygło w pośmiertnym stężeniu.Urwał się od-dech, serce przestało bić, mózg funkcjonować.Czas stanął wmiejscu.Ciało było nieruchome, umysł ulotnił się gdzieś daleko.Drzewka bonzai zmieniły się w poskręcanych, złośliwie sięśmiejących starców.Niebo pociemniało, morze wzburzyło się,drobny deszczyk uderzał w szyby.Czy zerwał się wiatr? Była wstanie szoku.Jej umysł błądził w nieracjonalnych regionach, gdzieniemożliwe stawało się możliwym. Pani doktor, czy dobrze się pani czuje?Drgnęła, nieprzytomna, jakby obudziła się ze śpiączki, krewzaczęła znowu krążyć w żyłach i dotarła do mózgu. Nie wierzę. powiedziała cicho.Rama Supachaj zmrużył oczy.Przywołał strażnika i powiedziałdo niego coś po tajsku.Po kilku minutach pojawił się chłopiec, za-ledwie dziesięcioletni, ubrany w koszulę i szorty khaki.Supachaj397zwiększył oświetlenie w szklarni i powiedziawszy kilka słów dochłopca, który tylko skinął głową, zwrócił się do Cyrille: Proszę podejść, pani doktor, i go zbadać.Cyrille potrzebowała dłuższej chwili, żeby móc się ruszyć.Wstała ze skrzynki, nie bardzo rozumiejąc, do czego zmierzaSupachaj.Przykucnęła przy chłopcu, który patrzył na nią pustymwzrokiem. Co pan chce, żebym zrobiła? zapytała. Proszę go zbadać, a wtedy pani zrozumie.Palce Cyrille, która nie wiedziała, czego szuka, obmacały ciałochłopca, ramiona, nogi, brzuch, odgarnęła włosy na czole.i nagleotworzyła szeroko oczy z niedowierzaniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]