[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Iwygłupiłam się przed Mirą moim nocnym wybuchem.W szybkim tempiestawałam się wariatką, która uważa, że wszyscy, żywi i umarli, na nią dybią.Choć potwornie się bałam, nie zamierzałam utwierdzać w tym przekonaniureszty świata.Musiałam liczyć tylko na siebie.Drżąc, wpełzłam pod kołdrę i wzięłam pilota.Dzięki Bogu za kablówkę.Przełączałam kanały, aż wreszcie znalazłam powtórkę starego serialu, którymi się kiedyś podobał.Idealnie.146RLTParę godzin pózniej znowu skakałam po kanałach dokument o drugiejwojnie światowej, film o sztormie na kanale pogodowym, reklama specyfikuna schudnięcie (umiarkowanie interesująca) aż w końcu trafiłam na jakiśfilm.Scena, którą zobaczyłam, miała w sobie coś znajomego iuspokajającego: błękitne niebo, pranie trzepoczące na sznurkach,dziewczynka tarzająca się w trawie.Ale mała krzywiła się, jakby ją coś bolało. Au! pisnęła. Przestań! Wstała i uciekła. Zostaw mnie! Przewróciła się na plecy, jakby ktoś ją popchnął, wybuchnęła płaczem.Przestań! Nie lubię cię! Ej, ptysiu rozległ się głos i w polu widzenia pojawił się mężczyzna. Co się dzieje z moim skarbem? Chwycił dziecko w ramiona. Już dobrze,kochanie, już dobrze.Jestem przy tobie. Gdy odchodzili, dziewczynkaspojrzała znad ramienia ojca i pokazała język.Kamera zrobiła najazd, ukazując przedmiot drwiny małej: innądziewczynkę.Dziewczynkę w białej sukience.Z długimi warkoczamiprzewiązanymi białymi wstążkami.Krzycząc, uświadomiłam sobie, że się obudziłam.Najwyrazniejzasnęłam i w majakach znów zobaczyłam dziewczynkę, która w nocy stałapod moim oknem.Potarłam oczy i spojrzałam na budzik.Dochodziło wpół dodziewiątej.Mój pokój pławił się w jasnym porannym słońcu.Przez chwilę leżałam, zastanawiając się, czy nie pospać jeszcze, alenagle dotarło do mnie coś, co zupełnie mnie otrzezwiło.Okna! Przecież samazaciągnęłam te rolety, z całą pewnością.A teraz były podniesione, tak jak wtedy, gdy po raz pierwszy położyłamsię do łóżka.Zwiatła się nie paliły, telewizor nie działał.147RLTWyskoczyłam z łóżka, włożyłam kapcie i ostrożnie otworzyłam drzwisypialni.Rozejrzałam się po korytarzu, zanim odważyłam się wyjść.Zeszłamschodami do kuchni, gdzie ku mojemu zaskoczeniu znalazłam zaparzonąkawę.Na blacie stał koszyk z ciepłymi babeczkami.A na stole, w miejscu,które lubiłam zajmować, ktoś zostawił jogurt i miseczkę z owocami. Iris, oczywiście.Czy to ona podniosła rolety i wyłączyła telewizor? Tojedyne wyjaśnienie" tak przynajmniej pomyślałam, kiedy szukałamgospodyni i nawoływałam ją.Choć wzbudzała niepokój, była tu moimjedynym towarzystwem.A po tej nocy go potrzebowałam.Ale nigdzie niemogłam jej znalezć.Zaparzyła mi kawę i zrobiła śniadanie, a potem wyszła.W każdym razie miałam nadzieję, że to Iris.Drżącymi rękami nalałam kawydo filiżanki i włączyłam program informacyjny.To mój dom.Moja kawa.%7ładen duch mnie nie wystraszy.Ojciec nauczył mnie racjonalnego myślenia, ale rozsądek nie tłumaczyłobecności dziewczynki w białej sukience pod moim oknem w środku nocy anitego, że szeptała mi do ucha dziwną dziecinną piosenkę.Albo ktoś robił miwyjątkowo wymyślny kawał (Ale kto? I po co?), albo działo się tu cośniesamowitego.Ze ściśniętym sercem powiedziałam sobie, że dobrze wiem, co to zadziewczynka.Tylko Iris mogła mi dokładnie opisać trojaczki, alezapowiedziała, że wróci dopiero w środę, a ja nie wiedziałam, jak się z niąskontaktować.A jednak przyszła i przygotowała mi śniadanie, prawda? Możejutro też to zrobi.Wypiłam kawę jednym haustem i poszłam do salonu.Madlyn musiałamieć zdjęcia krewnych i przodków, przecież Hillowie mieszkali w tym domuod trzech pokoleń.148RLTPo dłuższych poszukiwaniach znalazłam parę albumów, ale znajdowałysię w nich tylko nowe fotografie.Madlyn i przyjaciele, Madlyn i gwiazdy,Madlyn i politycy.Przez parę godzin je przeglądałam, zafascynowana, żemogę zajrzeć w prywatny świat matki.Było nawet zdjęcie mamy obejmującejmłodego Willa o niezgrabnej sylwetce czternastolatka.Will.Poczułam, że coś się we mnie zaciska.Co pomyślał, kiedy cofnęłam sięprzed pocałunkiem? Nie chciałam, żebyśmy się od siebie oddalili.Potrzebowałam jak najwięcej przyjaciół
[ Pobierz całość w formacie PDF ]