[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podniosła Sheilę na duchu i dzięki temu sama teżpoczuła się lepiej.Nawiązała z kimś autentyczny kontakt.Siedziały w milczeniu, ponieważ już nie potrzebowały słów.I wszystko naprawdę było dobrze.W końcu Tamara odwróciła głowę i ujrzała opartego ramieniem o futrynę C.J.Wyglądało na to, że stał tam już dłuższy czas.Napotkał wzrok Tamary i uśmiechnął się, a w jego niebieskichoczach pojawił się wyraz czułości i dumy.- Wierzysz mi czy nie? - spytała Tamara.Oboje siedzieliw czarnym mustangu C.J.Sheila została odesłana do łóżka,a wezwana telefonicznie Gus przyjechała do baru, aby trzymaćtam wartę.Dochodziła siódma rano i mimo soboty Tamara jużza godzinę powinna zameldować się w sztabie wyborczym.Senator miał zjawić się za tydzień, więc przygotowania sięgnęłyzenitu.- Że jesteś reporterką? - C.J.prowadził tylko prawą ręką,a palcami lewej, opartej łokciem o krawędź drzwiczek, co chwila przeczesywał włosy.Chyba był zmęczony, ale w dobrymhumorze.- Właśnie.- Musiała sprawdzić, jak dobrze kłamie.Czekałoją kilka pracowitych dni.- Jeszcze nie zdecydowałem.- No wiesz.- Tamara żachnęła się z udawanym oburzeniem, a C.J.wzruszył ramionami.- Muszę to wszystko sprawdzić.- Moje słowo ci nie wystarczy?- Nie.- Posłał jej leniwy uśmieszek.Skrzywiła się, autentycznie urażona tym brakiem zaufania,choć w duchu musiała przyznać mu rację.Na jego miejscu teżnie kupiłaby swojej zmyślonej na poczekaniu wersji.- Więc co zamierzasz?- Na razie muszę się wyspać.Ratowanie dam w potrzebiejest bardziej wyczerpujące, niż wam, paniom, się zdaje.- Zaraz się wzruszę - mruknęła sarkastycznie.Do licha, nieuwierzył jej.A przecież wszyscy zawsze mieli do niej bezgranicznezaufanie.Była godną szacunku obywatelką, doskonale płatną specjalistką na wysokim stanowisku.Jak można wątpić w słowa kogośtak porządnego? Przez chwilę rozkoszowała się myślą o C.J.w rolijej podwładnego, któremu właśnie dała wycisk.- W zasadzie uważam - pogodnie kontynuował C.J.- żełżesz.Ale czy są powody do niepokoju? Przecież wiele razymogłaś zwiać, na przykład niedawno w barze, a jednak zostałaśi pomogłaś Sheili.Przestępca tak nie postępuje.- Może jestem kiepskim przestępcą.C.J.zerknął na nią z rozbawieniem, po czym nagłe pogłaskałją po policzku.Nie cofnęła się, tylko jak zwykłe zamarła.Przezjedną ulotną sekundę cieszyła się z tej delikatnej pieszczotyszorstkiego kciuka muskającego jej skórę.- Okazałaś Sheili wiele serca - cicho stwierdził C.J.- Powiedziałaś jej dokładnie to, co trzeba.- Improwizowałam.- Jak każdy w zaskakującej sytuacji.Mozę tylko profesjonalni doradcy zawsze są przygotowani na wszystko.Ale instynktcię nie zawiódł.Zostałaś z Sheilą, a właśnie twoja obecność byłajej najbardziej potrzebna.To zawsze pomaga.Tamara skinęła głową, cofając się w myślach do tamtych dni,gdy leżała w szpitalu, patrząc na innych pacjentów, którychodwiedzali ich bliscy.Tak bardzo wtedy pragnęła zobaczyć jakąśznajomą, przyjazną twarz, ujrzeć Patty lub jej ojca.Ale nikt nieprzyszedł.Cóż, życie rzadko bywa fair.- Bardzo.przejmujesz się losem Sheili.- Jest dla mnie jak siostra.Nie musisz się tym martwić.- Wcale się nie martwię - odparła z wystudiowaną obojętnością.- Nie moja sprawa, z kim chadzasz na randki.To mnienie obchodzi.- Uhm.- Naprawdę.- Uhm.- Czyżbyś mi nie wierzył? - Łypnęła na niego groźnie.- Ani trochę.Chyba zaczynam cię rozgryzać.Odnoszę wrażenie, że odrobinę mnie lubisz.Może nawet troszeczkę ci siępodobam.A gdy będziesz w dobrym humorze, to nawet za mnązatęsknisz.- Ja.wcale.- Mocno splotła palce, a serce szaleńczotłukło się w jej piersi.- Oczywiście tylko trochę.Nie za bardzo.- Ledwo ledwo?- Właśnie.- Czy ja wiem.- mruknęła, świadoma tego, że nie było tozaprzeczenie.- Pojawiły się jakieś problemy z hamulcami? - C.J.zajechałprzed hotel i zaparkował obok jej lexusa.- Nie.- A w pokoju?- Wszystko w porządku.Pokojówka zabrała skorpiona.Powiedziała, że pewnie dostał się do środka, gdy drzwi były otwarte podczas sprzątania.- Uhm.- To tylko głupie przypadki, C.J.- Kto wie, że tu jesteś, Tamaro?- O.o co ci chodzi?- Kto wie, że usiłujesz stwierdzić, czy kandydat na prezydenta spowodował wypadek, w którym zginęli ludzie?- Prawie nikt - odparła szczerze.- W tym układzie nawet jedna osoba to za dużo.- Co ty pleciesz - ofuknęła go, lecz znów odezwały sięobawy.Pośpiesznie wysiadła, nagle spragniona otwartej przestrzeni, lecz ścierpnięta kostka odmówiła posłuszeństwa.Tamara oparła się o drzwiczki, aby odzyskać równowagę.- Tamara.- Głos C.J.zabrzmiał miękko.- Czy wtedy ktościę wspierał? Wiesz, po tamtym wypadku.Miałaś przy sobiekogoś bliskiego, kto trzymał cię za rękę?- Nie wiem, o czym mówisz.- Tak mocno zacisnęła palcena drzwiczkach, że aż zbielały jej kłykcie.- O wypadku, którego sprawę badasz.Ty tam byłaś, prawda?Dlatego utykasz.Dlatego po latach wróciłaś do Sedony.I dlatego grzebiesz w przeszłości senatora.To twoja rodzina tam zginęła, prawda?- Nie wiem, o czym mówisz - powtórzyła szeptem.- Wiesz.Widzę strach w twoich oczach.Natychmiast wzięła się w garść, ale juz było za późno.C.J.dostrzegł zbyt wiele.Nigdy dotąd nie spotkała mężczyzny, którytak szybko przejrzałby ją na wylot.- Kochanie, senator jest potężny, ma władzę.Zdajesz sobiesprawę z tego, na co się porywasz?- Jeszcze nie, ale dam sobie radę.Zanim zdążyła się na to przygotować, C.J.wyskoczył z autai stanął naprzeciw niej.- Pozwól mi to zrobić - szepnął.- Chociaż raz.Położył dłonie na jej ramionach i powoli ją do siebie przyciągnął, jakby się obawiał, że ona natychmiast się wyrwiei ucieknie.Delikatnie objął ją w talii, przytulił i oparł głowęTamary o swój bark.Usłyszała miarowe uderzenia serca, poczuła na policzkumiękki dotyk bawełnianego podkoszulka, a na plecach ciepłąrękę.Palce drugiej wsunęły się we włosy i zaczęły delikatnie,pieszczotliwie masować skórę, aż Tamarę opuściło całe napięcie.C.J.odgarnął jej włosy z czoła, ona zaś bezwiednie przylgnęła do niego.i natychmiast się za to skarciła.Wcale niechciała opierać się o C.J.Ani o nikogo innego.C.J
[ Pobierz całość w formacie PDF ]