[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.PÄ™d powietrza rozburzyÅ‚ nieco koronÄ™ jej warkoczy, tak że koÅ‚o twarzy powiewaÅ‚y kosmykiblond wÅ‚osów.Koleżanki nie wierzyÅ‚y jej z poczÄ…tku, że ma wÅ‚osy tak naturalnie jasne,podejrzewajÄ…c, że je tleni.WybraÅ‚a nie prostÄ… drogÄ™ przez miasteczko, lecz wÄ…skÄ… bocznÄ… drogÄ™, która je okrążaÅ‚a,prowadzÄ…c meandrami do tylnego wejÅ›cia szpitala.Przed wojnÄ… szpital byÅ‚ paÅ„skÄ… rezydencjÄ…, adrogi tej używali dostawcy i sÅ‚użba.PedaÅ‚owaÅ‚a beztrosko Å›rodkiem drogi, gdy usÅ‚yszaÅ‚a warkot samochodu, odgÅ‚os tutaj taknieoczekiwany, że w pierwszej chwili nie próbowaÅ‚a zjechać na bok.W miasteczku byÅ‚ wprawdzie spory wojenny ruch samochodowy, nie spodziewaÅ‚a siÄ™ jednak auta na tej drodze, prowadzÄ…cejwyÅ‚Ä…cznie do szpitala i, pedaÅ‚ujÄ…c pogrążona w rojeniach, zareagowaÅ‚a na odgÅ‚os samochodudopiero, gdy byÅ‚o prawie za pózno.Kiedy sobie uÅ›wiadomiÅ‚a, że ktoÅ› za niÄ… jedzie i, spojrzawszy przez ramiÄ™, zobaczyÅ‚abÅ‚yszczÄ…cÄ… ciemnozielonÄ… maskÄ™ luksusowego sportowego kabrioletu, prowadzonego przezmÅ‚odego mężczyznÄ™ o powiewajÄ…cej na wietrze czarnej czuprynie i ogorzaÅ‚ej twarzy, ubranego welegancki mundur pilota wojskowego, spróbowaÅ‚a desperacko zjechać z wÄ…skiej drogi, nie tracÄ…cprzy tym równowagi.MÅ‚ody czÅ‚owiek zatrzymaÅ‚ wóz poÅ›ród kakofonii piszczÄ…cych opon,protestujÄ…cego motoru i gniewnego okrzyku, podajÄ…cego w wÄ…tpliwość jej rozsÄ…dek.Leżąc na brudnej ziemi, z poobcieranymi, bolÄ…cymi kolanami i oczami piekÄ…cymi od Å‚ez,Lizzie zapragnęła, żeby otwarÅ‚a siÄ™ pod niÄ… wielka czeluść, w którÄ… mogÅ‚aby siÄ™ szczęśliwie zapaść.Z twarzÄ… purpurowÄ… z zakÅ‚opotania i wstydu próbowaÅ‚a siÄ™ pozbierać, gdy usÅ‚yszaÅ‚a za plecamiodgÅ‚os zatrzaskiwanych drzwiczek.- Nic pani nie jest? Paskudnie siÄ™ pani wykopyrtnęła.MyÅ›laÅ‚em, że pani sÅ‚yszy mój wóz.- SÅ‚yszaÅ‚am, ale nie zorientowaÅ‚am siÄ™ w porÄ™.Nikt tÄ™dy nie jezdzi.PodniosÅ‚a siÄ™ już z ziemi, z twarzÄ… ciÄ…gle czerwonÄ….SÅ‚yszaÅ‚a cichy gÅ‚os wewnÄ™trzny, drwiÄ…cyz próżnoÅ›ci, która jej kazaÅ‚a wyjść tego dnia z goÅ‚ymi nogami, bez weÅ‚nianych poÅ„czoch, któremogÅ‚yby ochronić piekÄ…ce teraz kolana przed otarciem.ZdawaÅ‚a sobie sprawÄ™, jak żaÅ‚osny widokmusi przedstawiać w oczach tego niewiarygodnie przystojnego mężczyzny, wyższego od niej ogÅ‚owÄ™, lustrujÄ…cego jÄ… ze swojej wysokoÅ›ci w sposób, który napeÅ‚niÅ‚ jej pierÅ› falÄ… goryczy i żalu dolady Jeveson za jej idiotyczne upodobanie do tak nietwarzowych strojów.Policzki pociemniaÅ‚y jej od szkarÅ‚atnych rumieÅ„ców, bo nagle uÅ›wiadomiÅ‚a sobie, co siÄ™ z niÄ…dzieje.Po raz pierwszyw życiu doÅ›wiadczyÅ‚a oszaÅ‚amiajÄ…cego, niebezpiecznego uczuciazadurzenia siÄ™ w nieznajomym mężczyznie.Tego uczucia, tej niepohamowanej namiÄ™tnoÅ›ci, którÄ…znaÅ‚a dotÄ…d tylko z relacji innych.Nieoczekiwane emocje poraziÅ‚y jÄ… na chwilÄ™, tak że otworzyÅ‚a usta z wrażenia, budzÄ…c tymzainteresowanie Kita Danversa, mimo niegustownoÅ›ci stroju i uczesania, które mu przypominaÅ‚ywidziane kiedyÅ› fotografie babki z jej mÅ‚odoÅ›ci.Po bliższym przyjrzeniu okazuje siÄ™ caÅ‚kiem przystojna, stwierdziÅ‚ z nonszalancjÄ… konesera,przywykÅ‚ego do wynajdywania zdobyczy w najmniej prawdopodobnych okolicznoÅ›ciach. Odkrywanie pereÅ‚ ukrytych w niepozornych ostrygach stanowiÅ‚o specjalność Kita Danversa.Koledzy w klubie oficerskim zazdroÅ›cili mu tego, przyznajÄ…c z podziwem podszytym niechÄ™ciÄ…,że jeÅ›li chodzi o kobiety, to Kit ma w sobie coÅ›, jakiegoÅ› nieokreÅ›lonego wabika, któremu pÅ‚ećpiÄ™kna nie po- trafi siÄ™ oprzeć.Lizzie nie miaÅ‚a o tym pojÄ™cia.PatrzÄ…c w rozeÅ›miane niebieskie oczy, które jÄ… lustrowaÅ‚y,przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ przystojnej opalonej twarzy o zdecydowanych mÄ™skich rysach i ciepÅ‚ym uÅ›miechu,wiedziaÅ‚a tylko, że coÅ› siÄ™ w niej odpręża i roztapia, coÅ› dla niej zupeÅ‚nie nowego, choć tak staregojak Å›wiat.- Ma pani usmolony nos.O, już.WstrzymaÅ‚a dech, gdy siÄ™ pochyliÅ‚ i swobodnie starÅ‚ jej wielkim palcem brud z nosa.Wmiejscu, którego dotknÄ…Å‚,poczuÅ‚a tysiÄ…c rozkosznych szpileczek, dziwny przypÅ‚yw emocji poraziÅ‚jej dech, ciaÅ‚o ogarnęło zarazem podniecenie i sÅ‚abość.- Nie może pani teraz na tym jechać.PodwiozÄ™ paniÄ…, dokÄ…d pani potrzebuje.- Do szpitala, jadÄ™ do szpitala - odparÅ‚a Lizzie zdÅ‚awionym gÅ‚osem, ledwie Å›wiadoma tego, comówi, niezdolna oderwać oczu od jego przystojnej, rozeÅ›mianej twarzy. Pracuje tam.- Ach, tak.To siÄ™ szczęśliwie skÅ‚ada, bo ja też tam jadÄ™.Powiedzieli mi na kwaterze, że tÄ…drogÄ… trafiÄ™ tam nie zatrzymywany przez nikogo.Rozumie pani, bo nie powinienem wÅ‚aÅ›ciwiejezdzić tym smokiem - poinformowaÅ‚, klepiÄ…c maskÄ™ auta.- %7Å‚Å‚opie niemożliwie benzynÄ™.Ale jakczÅ‚owiek spÄ™dza wiÄ™kszość czasu w ogniu walk, to chyba mu siÄ™ należy trochÄ™ wzglÄ™dów.Szczęśliwie Amerykanie nie skÄ…piÄ… tak benzyny jak nasi, a mam amerykaÅ„skiego kumpla.- UrwaÅ‚,uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ do niej rozbrajajÄ…co.- Zanudzam paniÄ… pewnie na Å›mierć.Taka Å‚adna dziewczynajak pani nie ma ochoty wysÅ‚uchiwać.Aadna dziewczyna! Lizzie wpatrywaÅ‚a siÄ™ w niego z uwielbieniem.Uważa jÄ… za Å‚adnÄ….SerceszalaÅ‚o, Å›piewaÅ‚o jej w piersi.Ale zaraz przypomniaÅ‚y jej siÄ™ surowe nauki cioci Vi, wiÄ™c odwróciÅ‚agÅ‚owÄ™ od zdradzieckiej potÄ™gi tego ciepÅ‚ego uÅ›miechu i schyliÅ‚a siÄ™, żeby podnieść rower.- MuszÄ™ już jechać - powiedziaÅ‚a i gÅ‚os jej siÄ™ zaÅ‚amaÅ‚.- P-przepraszam, że siÄ™ nie usunęłamz drogi.- Nie chce siÄ™ pani spóznić do pracy, tak? Jest pani pielÄ™gniarkÄ… w szpitalu?- N-no, wÅ‚aÅ›ciwie jestem pomocÄ… pielÄ™gniarskÄ… - sprostowaÅ‚a Lizzie i nie wiedzieć czemudotknęło jÄ… boleÅ›nie zdziwienie w jego oczach.Nie przejmowaÅ‚a siÄ™ nigdy, gdy ludzie wyrażali siÄ™ z lekceważeniem o niskiej randze spoÅ‚ecznej jej pracy, a teraz, nieoczekiwanie, zrobiÅ‚o jej siÄ™ gÅ‚upio wobec tego przystojnego, uÅ›miech-niÄ™tegomężczyzny, że nie peÅ‚ni jakiejÅ› bardzo ważnej funkcji.- Tak czy inaczej nie możemy dopuÅ›cić, żeby miaÅ‚a pani nieprzyjemnoÅ›ci z mojej winy.Niech pani wskakuje do auta.Rower przytroczymy do bagażnika.- Ja wÅ‚aÅ›ciwie dzisiaj nie pracujÄ™ - wyjaÅ›niÅ‚a Lizzie stojÄ…c niepewnie koÅ‚o auta.Skorzystanie zjego zaproszenia oznaczaÅ‚oby zÅ‚amanie podstawowej zasady cioci Vi i jej wÅ‚asnej, ale pragnęłatego bardziej niż czegokolwiek dotÄ…d. JadÄ™ odwiedzić kogoÅ›.Momentalnie zmierzyÅ‚ jÄ… ostrzejszym spojrzeniem.- Ma pani chÅ‚opca? - zapytaÅ‚ bezceremonialnie, aż siÄ™ zaczerwieniÅ‚a i potrzÄ…snęła szybkogÅ‚owÄ….- Nie, to jeden z pacjentów, przykuty do wózka.ObiecaÅ‚am mu pokazać kwitnÄ…cerododendrony.Mówi, że mu to przypomina chÅ‚opiÄ™ce lata, kiedy mieszkaÅ‚ w majÄ…tku dziadków.·ð MiÅ‚osierny uczynek, tak? To beznadziejny przypadek, ten facet?Niefrasobliwy sposób, w jaki to powiedziaÅ‚, zabrzmiaÅ‚ jak dysonans w uszach wrażliwejLizzie.WiedziaÅ‚a, że dla Edwarda Danversa życie bÄ™dzie już zawsze pasmem samotnych cierpieÅ„,lecz mimo to zaprzeczyÅ‚a szybko:- Nie, skÄ…dże [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire