[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przysunęłalist do płomienia i patrzyła na popiół. %7łegnaj, Mark".Kiedy ostatni strzęp zwęglonego papieru spadł na tacę,wrzuciła popiół do zlewozmywaka i polała wszystko wodą,która zabulgotała, zabierając ostatnie ślady przeszłości.Elizabeth oparła się o szarkę.Ogarnęło ją nagle ogromneSR poczucie swobody, które rosło, aż przerodziło się w wielką,rozsadzającą piersi radość.- Sokole - szepnęła.Imię odbiło się echem w kuchni.Rozejrzała się dookoła.W ciemności dom wydawał siępusty, cichy i samotny.Odrzucając miłość Sokoła, nie stwo-rzyła sobie wcale bezpiecznego schronienia, lecz zbudowałajeszcze jedno więzienie.Myśląc o przyszłości u boku uko-chanego, Elizabeth poczuła, że rozluzniają się krępujące jąpęta.Teraz już będą walczyć razem, wspólnie podejmowaćkażde ryzyko, przeżywać zwycięstwa i radości.To nie Sokółmusi się zmienić, ale ona.Wreszcie może to zrobić, jest wolna.Spokojnie weszła na górę.Nie musiała się spieszyć - do-brze wiedziała, co chce zrobić i dokąd iść.Sokół był właśnie w stajni, kiedy usłyszał podjeżdżającysamochód.Zostawił klacz z jej nowo narodzonym zrebięciemi wyszedł na zewnątrz, pozostając niewidoczny w mroku.Jakzwykle był ostrożny.Teraz, kiedy miał zostać ojcem, wzmógłjeszcze czujność.Nie chciał narażać się bez potrzeby.Zobaczył Elizabeth, jak szła w stronę stajni - wysoka, wy-prostowana, z rozpuszczonymi włosami, w których lśniłoświatło księżyca.Chciał już do niej podbiec, ale przypomniał sobie, jak ka-tastrofalnie zakończyło się ostatnie spotkanie.Był zdecydo-wany dać dziewczynie trochę czasu do namysłu.Nie mógłteraz pozwolić sobie na emocje.Przy drzwiach zawahała się na moment.- Sokole! - zawołała miękko.- Jesteś tam?- Tak, Elizabeth.- Wyszedł z cienia i stał nieruchomo.- Zobaczyłam światło.i pomyślałam, że może tu jesteś.- Tak, moja klacz Biała Gwiazda właśnie się ozrebiła.W świetle latarni widać było klacz i jej młode, stojące nie-pewnie na patykowatych nogach.Czarny zrebak miał białągwiazdkę na czole.- Wyrośnie na dobrego ogiera, takiego jak jego ojciec.Podaruję go synowi.SR - Sokole.- Elizabeth podeszła bliżej.- Kiedyś, dawno,przyszłam do ciebie.- Latem, kiedy drzewa były zielone.- Tłumił w sobie po-żądanie, patrząc na ukochaną i pragnąc jej aż do bólu.- Przyszłam do twojej sypialni, Sokole, i razem poszy-bowaliśmy w przestworza.- Zbliżyła się jeszcze o krok i de-likatnie dotknęła ręką brzucha.- Razem uczyniliśmy cud.- Mojego syna.Stała przez chwilę w bezruchu, a nocny wiatr muskał jejwłosy.Uśmiechnęła się uwodzicielsko.- Powiedziałeś, że jestem twoja.- Tak.Elizabeth położyła sobie jego dłonie na piersiach, którebyły teraz dojrzałe i pełne.- Chcę być z tobą, kochany, od dziś już na zawsze.Jestemwolna, Sokole, nareszcie wolna od przeszłości i nie boję siędni, które nadejdą.- Przy mnie będziesz bezpieczna.- Nie chcę już być bezpieczna, ale szalona, grzeszna i od-ważna.Muszę być przy tobie w każdej chwili.- Sięgnęła rę-ką do bluzki i zaczęła powoli odpinać guziki.- Chcę byćtwoja, Sokole.Pragnę być twoją kobietą, twoją kochanką,twoją żoną.Upuściła bluzkę na siano i zaczęła zdejmować spódnicę.Jej ruchy były leniwe i zmysłowe.Sokół stał oparty o drzwi stajni, przyglądając się jejz uśmiechem.Przyszła wreszcie.Przyszła i pragnęła go!Mieli przed sobą wszystek czas wszechświata - teraz i za-wsze.Stała przed nim okryta tylko białym jedwabiem, tak cien-kim, że niemal przezroczystym.Poruszyła lekko ramionamii wąskie ramiączka opadły, ukazując różowe piersi.Eliza-beth uśmiechnęła się i zrobiła krok naprzód.Sokół ująłw dłonie twarz dziewczyny i zanurzył palce w jej włosach.- Dla mnie, Elizabeth, zawsze będziesz nosiła rozpusz-czone włosy.- Dla ciebie - szepnęła.SR Przesunął powoli dłońmi wzdłuż jej ciała.- Moje dziecko dojrzewa w tobie.- Nasze dziecko.- Pierwsze z wielu.Elizabeth przyciągnęła go bliżej, a Sokół przywarł ustamido jej piersi.Jęknęła z rozkoszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire