[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aria wpatrywałasię w niebo, aż w końcu była pewna.Fale nadciągały w jejstronę.Zamknęła oczy i zaczęła się wsłuchiwać w świst wiatru,który raz nasilał się, raz cichł.W jego podmuchachpobrzmiewała muzyka.Aria skupiła się na jej poszukiwaniu,starając się uspokoić gwałtowne bicie serca.Nagle usłyszała niepokojący chrzęst i znieruchomiała zestrachu, błądząc w ciemności przerażonym wzrokiem.Eterwykręcał się w upiorne wiry i oblewał pustynię niebieską po-światą.Choć była oszołomiona, Aria wiedziała, że nie wymy-śliła sobie tego dzwięku.- Kto to? - powiedziała, starając się dostrzec cokolwiek wmigoczącym świetle.Nikt nie odpowiedział.- Słyszałam cię! - krzyknęła.W oddali błysnęło niebieskieświatło.Z nieba cisnął eter skręcony w wielki lej.Uderzył wziemię z tak przemożną siłą, że aż zadrżała.Rozszalałe światłorozproszyło się po ogromnej pustyni.Ziemia nie była jednakpusta.W stronę dziewczyny zmierzała ludzka postać.Aria wsparła się na rękach i w panice próbowała wstać narówne nogi.Lej odbił z powrotem w niebo.Znów zapanowałaciemność i w tej samej chwili ogromna siła popchnęła ją naziemię.Aria uderzyła tyłem głowy w piasek, po czym czyjaśdłoń ścisnęła jej szczękę.- Trzeba było dać ci zdechnąć.Wszystko przez ciebie stra-ciłem.Eter znów błysnął, ukazując jej przerażającą twarz, której niemogła sobie przypomnieć.Poznała jednak bujne włosysplątane w blond pasma i błyszczące dzikie oczy.- Wstawaj, idziemy.I nie próbuj uciekać, jasne? Wymawiałsłowa przeciągle i Aria ledwo go zrozumiała.Dzikus szarpnął ją do góry i popchnął, nie czekając na od-powiedz.Aria zatoczyła się w tył, tracąc go na chwilę z polawidzenia w całkowitej ciemności.W ziemię uderzył kolejnylej.W błysku światła zobaczyła, że chłopak stoi nie dalej niżmetr od niej.- Ruszaj się, Krecie! - wrzasnął, po czym odwrócił się od nieji zaklął.Aria poczuła na twarzy podmuch ciepłego powietrza.Wykluczony znów na nią wpadł i objął ją od tyłu.Próbowałago odepchnąć, ale Dzikus przyciągnął ją do ziemi i zasłoniłswoim ciałem.- Nie ruszaj się - wrzasnął jej do ucha.- Zamknij oczy izatkaj.Kolejny lej uderzył w ziemię dużo bliżej.Oślepiło ją rażąceświatło, gorszy był jednak towarzyszący uderzeniu przeraża-jący pisk.Aria zacisnęła dłonie na uszach, a gdy poczuła natwarzy żar powietrza, zaczęła krzyczeć.Każdy mięsień jejciała był napięty, pod kontrolą siły większej niż jej własna.Gdy światło i hałas ustały, Aria, wciąż mrugając, zerknęła wgórę.Gdziekolwiek spojrzała, widziała wybuchy światłauderzające w ziemię, które pozostawiały za sobą migocząceślady ognia.Służby ochronne Reverie całe życie straszyły ichburzami eterowymi.Teraz znajdowała się w samym środkujednej z nich.Dzikus w końcu ją puścił.Odwracał się to w jedną, to wdrugą stronę.Jego ruchy były przemyślane i dokładne.Ariazrobiła kilka niepewnych kroków w jego stronę.Była oszo-łomiona i ogłuszona.Nie wiedziała, czy to jej nogi nadal siętrzęsą, czy ziemia.Miała wrażenie, że rozsadziło jej uszy.Okropny pisk towarzyszący uderzeniom eteru był teraz przy-tłumiony.Aria poczuła coś ciekłego i ciepłego pod nosem.Napalcach jej rękawiczki połyskiwały ciemne krople.Pomyślała,że to dziwne, ale czuła się zawiedziona.Krew powinna miećintensywnie jaskrawy kolor, prawda? Nagle dotarło do niej, żeto nie czas na sprawdzanie ran.Powinna uciekać.Uszła tylko kilka kroków, kiedy Dzikus złapał ją za tyłkombinezonu.Aria znieruchomiała z przerażenia, czującmocne szarpnięcie.Kombinezon się rozciągnął i wpadło doniego zimne powietrze.Próbowała zrozumieć, co zrobiłDzikus, kiedy cały kombinezon spadł na ziemię.Aria odsko-czyła, próbując zasłonić siebie i swoją skąpą bieliznę.To sięnie mogło dziać naprawdę.Dzikus zwinął jej podarty kombinezon w kulę i rzucił nim wciemność.- Zciągałaś na siebie eter.A teraz ruszaj się, bo inaczej ponas!Ledwie słyszała, co mówił.Jej uszy nie działały jak trzeba, adzwięki burzy zagłuszały słowa Dzikusa.Zdała sobie sprawę,że miał rację.Leje eteru zdawały się zbierać dokładnie nadnimi.Chłopak złapał ją za nadgarstek.- Nie prostuj się.Jeśli lej jest w pobliżu, połóż ręce na kolana,żeby dać ujście ładunkowi.Rozumiesz, co mówię?Aria mogła myśleć tylko o jego dotyku.Wtedy poczuła po-dmuch ciepłego powietrza, wyrazny jak palce, które musnęłyjej twarz.Rozpoznała ostrzeżenie.Niedaleko znów uderzy lejeteru.Aria zrobiła, co kazał Dziki.Przykucnęła tak jak on, aż wkońcu musiała zamknąć oczy, by chronić je przed rażącymświatłem.Gdy blask, który przebijał jej się przez powieki,przestał być tak intensywny, Aria mogła się w końcu wypro-stować.Wokół panowały cisza i jasność.Dzikus potrząsnął głową, zdając sobie sprawę, że dziew-czyna nie słyszy.Nie sprzeciwiała się więcej, gdy dłonią wy-znaczył im kierunek w mroku.Jeśli ją stąd zabierze, nie po-parzy się i całkowicie nie ogłuchnie.Nie wiedziała, jak długo biegli.Leje nie uderzały już takblisko nich.Kiedy oddalali się od burzy, zaczęło padać.Kropledeszczu były jak zimne ukłucia szpilek, zupełnie niepodobnedo pseudo deszczu ze Sfer.Na początku deszcz chłodził jejskórę, jednak po pewnym czasie zimno sprawiło, że jej mięśniezdrętwiały i Aria zaczęła się trząść.Gdy niebezpieczeństwoburzy zmalało, Aria znów przyglądała się Dzikusowi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]