[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przede wszystkim zabrali się do wznoszenia wału obronnego wokół lotniska.Dopiero w tymmomencie zdaliśmy sobie sprawę, \e od miesięcy pracowaliśmy kompletnie odsłonięci.Trzeba powiedzieć, \e konflikt się zaognił.Muzułmanie ze środkowej Bośni i Hercegowiny oraz zIlid\y, przedmieścia Sarajewa, chcieli przerwać pierścień okrą\enia wokół miasta, przechodząc przezgórę Igman.Ich plan polegał na przybyciu od strony wzgórz i przejściu przez lotnisko, by dostać siędo Sarajewa.Wiedzieliśmy, \e to niezle nami wstrząśnie.Amerykańskie i europejskie samoloty zwiadowczeprzysyłały zdjęcia lotnicze.Widzieliśmy wyraznie, \e wszystkie wzgórza i doliny wokół Sarajewa sączerwone od samochodów.Plama stale się powiększała.Liczbę zbli\ających się ludzi szacowano najakieś dziesięć do piętnastu tysięcy.Czekaliśmy na szturm.W Sarajewie ogłoszono piąty - najwy\szy - stopień zagro\enia.Musieliśmy ewakuować personeloprócz ludzi absolutnie niezbędnych.Lotnisko było pełne przez cały dzień.Wycofywały się wszystkieNGO.Generał Mo-rillon osobiście czuwał nad tym, by podczas całej operacji panował porządek.Ostatni samolot - kanadyjski - wystartował o godzinie 17.30.Pozostało ju\ tylko zaledwie okołoczterdzieściorga cywilów.Pamiętam, \e mechanik zapytał:" Zostajesz tu, Marc?" Oczywiście.Some people have to32." OK.Powodzenia.Po starcie zrobiło się cicho.W nocy czekaliśmy na eksplozje.Wkrótce będzie burza.Jeszcze tego samego wieczora muzułmanie przypuścili szturm.Ale oczekiwali ich pełnideterminacji Serbowie.To było piekło.Zaciekły ogień.Góry oświetlone na czerwono.Pociski świetlneprzelatywały nad naszymi głowami zanim rozbiły się o niewidoczne cele.Le\eliśmy za workamiz piaskiem, hełmy i kamizelki kuloodporne zapewniały nam zakrawającą na kpiny ochronę.Zaka\dym razem, gdy zdobywaliśmy się na odwagę, by podnieść oczy, zdawaliśmy sobie sprawę, \ezarówno góry, jak i serbskie dzielnice zamieniały się w trupiarnie pod gołym niebem.Francuscy \ołnierze otrzymali rozkaz: nie walczyć o lotnisko, raczej zorganizować odwrót, gdybymuzułmanom udało się zejść z gór.Minęła noc i dzień, potem nadeszła kolejna noc.Bośniakom nie udało się zejść.Serbowie stawiliim czoło.Kilka dni pózniej wdrapaliśmy się na górę.Widok mroził krew w \yłach, tak jak panującawówczas temperatura.Osiemnastoletni chłopcy pomarli z zimna, stojąc za drzewami zprzyciśniętymi do piersi kałaszniko-wami, słabą ochroną przed mrozem, który musiał ichzaatakować zewsząd, zwłaszcza od środka.Inni, z otwartymi jeszcze na pustkę oczami, zostaliskoszeni przez bezlitosne kule.Le\eli na śniegu, który powoliich zakrywał.Ale była te\ cisza ocalałych.Trupio blada apokalipsa, którą pokrywał całun ze śniegu.Zaczynałem odczuwać zmęczenie.Od zbyt dawna \yłem w napięciu.Równie\ warunki sanitarnebyły niewesołe.Nie myliśmy się ju\ codziennie, tak bardzo było zimno.Kamizelka kuloodpornastała się naszą drugą skórą, nie rozstawaliśmy się z nią.śeby zrobić kawę, trzeba było kruszyć lód,gotować go, wszystko po to, by uzyskać ledwo nadającą się do picia miksturę.W kantynie królowałanieodmiennie dieta kiełbasiana.Wszyscy byliśmy tym zdegustowani.To nie było wcalepodniecające.Miałem coraz bardziej dość tego, \e przez cały czas byłem zmuszony do negocjowania zewszystkimi, jak gdyby niczego nie mo\na było ju\ normalnie załatwić.Traciłem cię\arówki pełnebenzyny, Chorwaci uprowadzali je dla własnych potrzeb.Tymczasem ta benzyna była przeznaczonado zaopatrywania szpitala w prąd.Niektórym pacjentom groziła śmierć.Straciłem ochotę naustępstwa, poszedłem do ukraińskiego kapitana odpowiedzialnego za konwój.Odszukawszy go wstołówce, zapytałem, kto zabrał moje cię\arówki.- Są w Kiseljaku.Oddaliśmy je Chorwatom, bo tego od nas za\ądali.Wpadłem w straszną wściekłość.W obecności wszystkich, w kantynie.Jeden z kanadyjskich oficerów chciał się wtrącić.Wyjaśniłem mu:" Ukrainiec dał moje cię\arówki Chorwatom.A ja mam w szpitalu chorych, którzy mogą umrzeć jeszcze tego wieczora." Przede wszystkim, proszę pana, to nie jest Ukrainiec tylko oenze-towiec.Miałem ochotę wrzasnąć na tego idiotę, ugodowego na modłę kanadyjską.Pognałem sam do Kiseljaka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]