[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pożegnałyśmy Elżunię i wracałamuwieszona na ramieniu Ewy.Chciałam jej opowiedzieć o mojej sytuacji, ale nie wiedziałam jak. Wiesz& zaczęłam oglądałam ostatnio taki film& Jaki? Na jakim programie? Może też go oglądałam? Nie pamiętam. Dawno? Nie. Opowiedz kawałek, to się może zorientuję& Ale to taki trochę zakręcony, na pewno nie widziałaś. Opowiadaj! Babka miała dwóch facetów i nie mogła się zdecydować, którego wybrać. Jak miała dwóch facetów? W jednym domu? Nie& %7ładen z nią nie mieszkał.Z jednym, którego widywała rzadko, sypiała, a z tym, co gowidywała na co dzień, nie. No i& No i nie wiedziała, na którego ma się zdecydować, bo obaj jej się podobali, z tym że ten na codzień był żonaty, ale chciał się dla niej rozwieść. I co, rozwiódł się? No& E, bajka& Dlaczego? Nie wierzę w to. Dlaczego? Bo tylko w filmie tak bywa.W życiu nie. A ty kogo byś wybrała? Czy ja wiem? A ona kogo wybrała? Zostawiła ich obu roześmiałam się i znalazła sobie trzeciego. I bardzo dobrze podsumowała. Masz rację, nie widziałam tego filmu.Powiedziałam to głośno, ale nic mi to nie dało.Nie potrafię zdradzić jej swoich myśli, swoichuczuć.Nie potrafię podzielić się z nią moimi problemami.Wiem, że by mi pomogła.Ale ja niepotrafię& Nie oglądałam żadnego takiego filmu.Mówiłam o sobie, mając nadzieję, że ona sięzorientuje, ale się nie domyśliła.Może to i dobrze, bo bardzo głupio zabrzmiało to, co powiedziałam.Na rozstaju dróg cmoknęłam ją w policzek. Pa machnęłam dłonią. Wpadniesz jutro na obiad? Będą twoje ulubione placki ziemniaczane. Zdzwonimy się.Sobotnie przedpołudnie przesiedziałam w fotelu.Nie chciało mi się nic, chociaż powinnamposprzątać, coś przygotować na jutro, ale po co dzisiaj? Jutro też zdążę.Gdyby Luiza umiała sikać doklozetu, to nawet nie wychodziłabym z domu, ale niestety, ona tej sztuki nie opanowała, więc tojednak zrobić muszę.I bardzo dobrze, bo dzień był przepiękny, wręcz zachęcający do spaceru, tylkoszkoda, że nie mnie. Wiesz, kochanie, że dni panującej lodowatej wiedzmy są policzone? powiedziałam do Luizy,wyciągając ze schowka cieńsze buty.Skierowałyśmy się jak zawsze do parku, w którym radosne wróbelki nieśmiało odzywały sięgdzieniegdzie, a ja ledwo szurałam nogami.Początek wiosny daje mi popalić, jestem bez sił i bezhumoru.Nawet park z niewielkimi płatami śniegu leżącymi już tylko w zacienionych miejscachi chodniki pełne słońca, pokryte powłoką piasku, żwiru i co mnie zdziwiło drobinkami węgla,które miło chrzęściły pod podeszwami butów, nie były w stanie poprawić mojego samopoczucia.Zatrzymałam się na chwilę i uniosłam twarz w kierunku słońca.Niech to ciepło i na mnie spłynie.Może doda mi sił? Luiza szarpnęła smycz i ruszyłyśmy powoli.Dochodziłyśmy do najdłuższych schodów w tym parku, gdy w oddali zobaczyłam gromadkęnastolatków zmierzającą w naszym kierunku.Wyglądało mi to na wycieczkę szkolną.Może teższukali słońca, tak jak ja? A może szli do teatru? Bo na spacer to na pewno nie.Złapałam Luizę i nawszelki wypadek zapięłam smycz i owinęłam ją sobie wokół dłoni, przyciągając psię do siebie.Młodzież w tym wieku jest bardzo rozbrykana i odważna, a Luiza potrafi szczerzyć zęby.Lepiej nieprowokować.Szłam w cieniu, robiąc im miejsce.Słyszałam ich śmiechy i upominania opiekuna.Pośpiesznieskierowałam się w stronę schodów, gdy rozległ się znajomy gwizd.Rozejrzałam się, ale niezauważyłam nigdzie Bena.Zerknęłam na Luizę, ona też zareagowała, podniosła łeb, napięła się całai zaczęła nadsłuchiwać, czy gwizd się powtórzy.Powtórzył się z bardzo daleka i w oddali, a zzakrzaków wyłoniła się postać, której nie miało tu dzisiaj być.Luiza szarpnęła, moje buty drgnęły, natrafiły na oblodzone schody, dojechały do końcai pozwoliły bardzo szybko usiąść boleśnie, a następnie ruszyć w zawrotnym tempie po kolejnychśliskich stopniach.Podskakiwałam tak, jakby ktoś grał moją osobą w potrójnego ping-ponga.Moje pośladki, głowa,czapka i wielki pompon na jej końcu.Czapka ze względu na dość duży obwód zsunęła mi się na oczyi zasłoniła całkowicie pole widzenia.Moja kochana Luiza, nie zwracając uwagi na to, co się ze mną dzieje, ciągnęła w kierunku Benaz całej siły, a ma jej niespożyte pokłady.Zatrzymałam się, a właściwie wyhamował mnie zziajanyBen dopiero na samym dole, wywołując śmiech całej wycieczkowej grupy.Podciągnęłam czapkęi nie wstając, ukłoniłam się w ich stronę.Otrzymałam oklaski i aplauz w postaci wycia. Magduniu wysapał Ben, usiłując mnie podnieść. Czy ty zawsze na mój widok musisz tebalety odstawiać? Zawsze odpowiedziałam, starając się podeprzeć ręką. Gdybyś nie zagwizdał& Mogłaś puścić smycz stwierdził. Nie zdążyłam, Luiza jest silna jak lew i szybka jak błyskawica, no i cię kocha. Tylko Luiza? Chyba nie myślisz, że ja też mam tyle siły? Nie o to pytam.Domyśliłam się, o co mu chodzi, ale nie odpowiedziałam.Zawyłam tylko, wstając: Jak mnie boli! Nie dziwię się, po takiej jezdzie& uśmiechnął się, ale oczy były pełne troski. Nie dojdę do domu. Powolutku, pomogę ci.Złapał Luizę i malutkimi kroczkami udaliśmy się w kierunku mojego bloku.Droga strasznie siędłużyła, ja cierpiałam, chociaż ból powoli ustępował i mogłabym iść szybciej, ale nie chciałam, bodobrze mi się tak wędrowało, wisząc na jego ramieniu.Pytał mnie co chwila, czy boli, a ja trochępostękiwałam, żeby się nie zorientował w zmieniającej się sytuacji.Nagle zatrzymał się, opuścił rękę i wpatrując się w kępę bezlistnych krzaków, wyszeptał: Zobacz i wskazał mi je ruchem głowy.Spojrzałam w ich stronę i niczego tam nie zauważyłam. Co mam zobaczyć? zapytałam głośno. śśś, nie tak głośno, bo ucieknie&Posłusznie przeszłam na szept: Co ucieknie? zdziwiłam się, bo według mnie w tych krzakach nic nie było. Passer domesticus ponownie wyszeptał. Co? zapytałam, bo nie zrozumiałam.Uśmiechnął się pod nosem. Siedzi na trzeciej gałęzi od góry.Wróbel domowy.Zobacz, jaki piękny.W lecie będzie jeszczepiękniejszy.A zauważyłaś, że już ich tyle w mieście nie ćwierka? Nie. No zastanów się&Faktycznie.Kiedy byłam mała, to na podwórku nie można ich było nie usłyszeć.Nierazćwierkały całe drzewa przez nie oblegane, a teraz nie słyszałam czegoś podobnego. Nie zwróciłam uwagi, ale chyba masz rację. Na pewno mam spojrzał na mnie uśmiechnięty. W miastach jest ich mniej, uciekają na wieś.Ciężki mają tu żywot. Dlaczego? Zrób sobie gniazdko w betonowym biurowcu bez szczelin! Jedzenia też jest mniej, to uciekają.Cywilizacja.Dlatego ja wolę moje rejony niż wielkie, bezduszne city.Choćby wabiło tysiącematrakcji. Skąd ty tyle o nich wiesz?Zaśmiał się, objął mnie i przyciągnął do siebie. Przecież wiesz, że ja bardzo lubię ptaszki szepnął i pocałował mnie w głowę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]