[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.* Będzie tak samo podekscytowanyjak my.* Powinnam zadzwonić do Jeanne * odparła na to Keira.* Jaki był najdłuższy okres, kiedy nie przekazywałaś jej od siebie żadnychwiadomości?* Trzy miesiące.Doganiał nas jakiś samochód pędzący z dużą szybkością.Kierowca dawał mi znaki,żebym go przepuścił, ale droga była za wąska.Z jednej strony ściana gór, z drugiejkoryto %7łółtej Rzeki.Dałem mu znak ręką, że go puszczę, jak tylko to będziemożliwe.* To, że się do kogoś nie dzwoni, nie oznacza, że się o tej osobie nie myśli *odezwała się znowu Keira.* To dlaczego nie dzwonisz? * zapytałem.* Czasami na odległość trudno znalezć właściwe słowa.ParyżIvory lubił chodzić na bazar na placu Aligre.Znał tam wszystkich sprzedawców *Annie z budki z pieczywem, Marcela od serów, Etienne'a, rzeznika, Gerarda odmetalowych artykułów gospodarstwa domowego, który zawsze miał coś sensacyjnienowego.Ivory kochał Paryż, wyspę, na której mieszkał na środku Sekwany, i bazarna placu Aligre, mający kształt statku odwróconego do góry dnem.Wróciwszy do domu, postawił na stole torbę, włożył, gdzie trzeba, skromne zakupy iposzedł do salonu, gryząc surową marchewkę.Zadzwonił telefon.* Chciałem przekazać wiadomość, która mnie zaniepokoiła * odezwał się Vackeers.Ivory położył marchewkę na stoliku i słuchał swego partnera od szachów.* Mieliśmy dziś rano spotkanie.Dwójka naszych uczonych bardzo wszystkichintryguje.Znajdują się w Lingbao, małym mieście w Chinach, skąd nie ruszają się odkilku dni.Nikt nie pojmuje, co mogą tam robić, ale w GPS*ie w swoim samochodziezostawili dziwne współrzędne.* Jakie?* Mała, nieciekawa wysepka na Morzu Andamańskim.* Czy na tej wyspie jest wulkan?* Tak, skąd pan wie?* Co pana w tym niepokoi, panie Vackeers? * rzekł Ivory, nie odpowiadając na jegopytanie.* Sir Ashton przekazał, że jest chory.Nie było go na zebraniu.Nie ja jeden się tymniepokoję.Wszyscy dobrze wiemy, że niechętnie przyjął wynik naszego ostatniegogłosowania.* Czy są powody, żeby przypuszczać, iż ma on więcej informacji niż my?* Sir Ashton ma w Chinach wielu przyjaciół * przypomniał Vackeers.* Powiedział pan: Lingbao, tak?Ivory podziękował Vackeersowi za telefon.Wyszedł na balkon i stał tam zamyślonyprzez kilka chwil.Posiłek, który zamierzał sobie przygotować, będzie musiałpoczekać.Poszedł do sypialni i usiadł przed komputerem.Zarezerwował sobiemiejsce w samolocie do Pekinu odlatującym o dziewiętnastej, z przesiadką do Xi'anu.Potem zapakował torbę podróżną i zadzwonił po taksówkę.Droga do Xi'anu* Powinieneś go przepuścić.Podzielałem zdanie Keiry, ale samochód za nami jechał za szybko, żebym mógłzahamować, a droga nadal była za wąska na jakiekolwiek manewry.Postanowiłemnie zwracać uwagi na klakson.Niech niecierpliwy kierowca jeszcze trochę poczeka.Na zakręcie, gdzie droga szła pod górę, zbliżył się do mnie bardzo niebezpiecznie, cozobaczyłem w tylnym lusterku.* Zapnij pas! * zawołałem do Keiry.* Ten kretyn chce nas zepchnąć do wąwozu!* Adrianie, zwolnij, proszę!* Nie mogę, on pędzi prosto na nas!Keira odwróciła się i spojrzała przez tylną szybę.* To wariactwo tak pędzić!Zazgrzytały opony i nasz wóz raptownie skręcił.Udało mi się jakoś zapanować nadkierownicą, wcisnąłem pedał gazu, żeby zgubić tych idiotów.* Coś niebywałego * dziwiła się Keira * oni chcą nas rozjechać, a typ przykierownicy groznie wymachuje ręką.* Nie patrz tam, siedz spokojnie.Zapięłaś pas?* Tak.Mój pas nie był zapięty, ale nie mogłem puścić kierownicy.Poczuliśmy silne uderzenie, które rzuciło nas do przodu.Nasi prześladowcy świetniesię bawili.Ich samochód już pędził koło nas, drzwiczki od strony Keiry otarły się oskalną ścianę.Keira tak mocno złapała się klamki, że zbielały jej kostki palców.Terenówka jakoś trzymała się drogi, ale chwiała się niebezpiecznie na każdymzakręcie.Kolejne uderzenie odwróciło nasz samochód w drugą stronę.Wewstecznym lusterku widziałem, że ścigający nas samochód się oddala.Kiedy jednakjakimś cudem skierowałem wóz we właściwym kierunku, znów się pojawił.Drań byłw lepszej sytuacji.Wskaznik szybkościomierza dochodził do stu dziesięciukilometrów na godzinę, rzecz niedopuszczalna na tak krętej górskiej drodze.Nie udanam się pokonać następnego zakrętu.* Adrianie, błagam cię, zwolnij!Trzecie uderzenie było jeszcze silniejsze, bokiem zawadziliśmy o skalną ścianę, odwstrząsu zbił się reflektor.Keira wcisnęła się w fotel.Terenówka odbiła się i okręciławokół własnej osi.Zobaczyłem pękającą balustradę w momencie, gdy ją przebiliśmy.Przez sekundę miałem wrażenie, że unosimy się nad ziemią, że zawiśliśmynieruchomo w powietrzu, a potem runęliśmy w dół.Spadając, samochód obrócił sięna dach i ześlizgiwał się zboczem ku rzece.Rąbnęliśmy w skałę i przewróciliśmy sięna koła.Zsuwaliśmy się w dół, a ja nic nie mogłem zrobić.Szybko zbliżał się do naspień zatopionej sosny, który ominęliśmy w ostatniej chwili.Wydawało się, że nic niemoże nas zatrzymać.Samochód się przewrócił, usłyszałem straszliwy głuchy huk,któremu towarzyszył silny wstrząs.Wóz tonął w wodach %7łółtej Rzeki.Odwróciłem się do Keiry.Miała okropną ranę na czole, krwawiła, ale byłaprzytomna.Woda podchodziła do okien.Nie zostało nam wiele czasu.* Musimy się stąd wydostać! * krzyknąłem.* Jestem zaklinowana, Adrianie.Pod wpływem wstrząsu fotel pasażera wyskoczył z prowadnic.Nie można byłodostać się do klamry pasa bezpieczeństwa.Na próżno szarpałem pas z całych sił.Wyglądało na to, że mam połamane żebra, bo przy każdym oddechu czułem w piersiprzeszywający ból.Musiałem jakoś wydobyć Keirę, bo poziom wody szybko siępodnosił.Woda była już pod naszymi stopami, zalewała przednią szybę.* Uciekaj, Adrianie, uciekaj, póki możesz.Odwróciłem się, szukając wzrokiemczegoś, czym dałobysię przeciąć przeklęty pas.Ból w piersi był straszny, z trudem oddychałem, ale niepoddawałem się.Nachyliłem się nad kolanami Keiry, chcąc otworzyć schowek.Położyła dłoń na moim karku i pogłaskała mnie po włosach.* Nie czuję już nóg, nie dasz rady mnie stąd wyciągnąć * szepnęła.* Musisz uciekać.Objąłem jej twarz i pocałowaliśmy się.Nigdy nie zapomnę smaku tego pocałunku.Keira spojrzała na swój wisiorek i uśmiechnęła się.* Wez go * powiedziała.* Nie może pójść na marne cały nasz dotychczasowy trud.Nie chciałem, żeby zdejmowała wisiorek, chciałem zostać z nią.* Bardzo żałuję, że nie zobaczę już Harry'ego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]