[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Muszę wierzyć,że w ciągu najbliższego tygodniaSzymek nie ucieknie.Będę go gnębiła nakażdejprzerwiegłuchymi telefonami.Idiotka!Przecież jemu się wyświetli, ktodzwoni.I po prostu wyłączy komórkę.Zaraz, zaraz.Poproszę panią Czesię.Zwrócę jej za połączenia.Wtedy Szymeknie zidentyfikuje głuchych telefonów.Zacznę go śledzić.Szymek do szkoły, ja za nim.Jeśliniedo szkoły, teżza nim.I co potem?Niewiem.Nieważne.Nie spuszczę z niegooka.Gdzie on, tam i ja.Co przez to osiągnę?Nie wiem, niewiem.W każdym razie będę wiedziała, że jest, żyje i nic musięnie stało.Dozorca na mój widokjęknął.- Kochaniutka,jeszcze nie ma drugiej!U pani pod sufitemcałkiem nierówno!176Nie chciało mi się gadać.Wzruszyłam ramionami.Pobiegłam do toalety po atrybuty woznej.Szybko, szybko.Szorować, sprzątać.Im szybciej, tym lepiej./ Całkiem nierówno pod sufitem.- Dozorca przylazł zamną i się przeżegnał.- Niech pan wraca do swojejtłuściutkiej pierzynki isięodpieprzy - warknęłam.Powinien się obrazić, ale nie.- Nie pasujądo pani takiesłowa.- Jakie znowusłowa?chlusnęłam wodą z płynem kwiatowym napodłogę, po czym chwyciłamza mopa.-"Odpieprzy się" i takie inne.Pani nawetw workuniel będzie wyglądać na wozną.Znamsię na ludziach.- Panie, może mnie pan nie dręczyć?Spieszę się.- I takta wiedzma paniprzed drugą ze szkoły nie wypuści.Doczego się spieszyć?Robota nie zając, nie ucieknie.Idziepani do mnie.Cała w dygotach, w wypiekach.Mam herbatęw termosie.Dobre kanapki.- Boże, człowieku, zmiłuj się.Pan niczego nie rozumie.Spieszę się!- Pani się nie spieszy.Pani ucieka.Od nieszczęścia się nieucieknie.Z nieszczęściemtrzeba walczyć.- To widać?przestraszyłam się.- Jak kto człowiek, tozobaczy.Takadyrektorka jej siępani może nieobawiać, nie zobaczy.Taka leżącego minie177. i nie przyuważy.Ja tam widzę- Po oczach.Potym paninym dygocie.Da pani wyjął mi mopa z rąk.Pomogę.Chłopjestem.Nie takie chucherko jak pani.Nie zdzierżyłam.Rozpłakałam się.Dozorca udał, że nagleoślepł oraz ogłuchł.Posuwał mopem po podłodze, jakby goktoś ścigał.Nie odwracając gło-wy.krzyknął:- A pani do mojej kanciapy!Przykryć się kocem i wypoczywać!Najlepiej zdrzemnąć się- Sen to dobre lekarstwo.Zapomina się o kłopotach.Do szóstej wysprzątam nawet i hol.I bez dziękowania!- huknął, po czym uśmiechnął się wszystkimi zmarszczkami swojej starej/ pewnosześćdziesięcioletniejtwarzy.-Będzie dobrze, zobaczy pani.Ułoży się.Trzebawierzyć.Zaufać Bogu.On wie, co dla kogo najlepsze.Kanciapanocnegodozorcy ogarnęła mnie ciepłemi zapachem wędzonki.Dziwne.Poczym głód.Pożarłam kanapkiz boczkiem.Popiłam herbatą ztermosu.Wtuliłam się w fotel.Przykryłam kocem.Byłam przekonana, że nie zmrużyłam oka.Nie rozumiałam, dlaczego ktoś mną szarpie.Lekko, ale szarpie.Przedemną stał uśmiechnięty stróżnocny- Trzasię obudzić.Ale pani spała.Jakkamień.Spokojnie, spokojnie.Wszystko gra.Szatnię otworzyłem.Hol,schody, korytarze na błysk.Niech się pani ogarnie.Pójdzieumyć twarz.Po co kto ma wiedzieć, że i przez sen płakała?Są i tacy,co się ciesząz cudzego nieszczęścia.178Objęłam go.Pocałowałam w kłujący szczecinąpoliczek.- Jutro nie przychodz tak wcześnie, kobieto.I tak nie mamnic do roboty.Wezmę od Daniela drabinę, obmyję tęzdychającą zieleninę, co ją nasza dyrektorka nazywapalmiarnią czy jakoś tak.Bez urazy, że ja tak na "ty", jak do własnejcórki.Ucałowałam drugi szczeciniastypoliczek.- Chciałabym mieć takiego tatę jak pan.-Bóg nas szczodrze obdarzył córkami.Sześć dziewczyni ani jednego chłopaka westchnął.Pocałowałam go raz jeszcze, potem szybko chwyciłam zaodkurzaczi pobiegłam doKunegundy.Zmieciara.Wczorajwyczyściłam tu wszystko, a dziś cały dywanopluty pestkamisłonecznika.Niektóre wbite takmocno, że musiałam wydłubywać je palcem.Trochę mi zeszło na tej zabawie.Zignorowałam sekretariat.Miss Grażynachyba wygłówkowała, że lepiejmi niedeptać po odciskach.Na jej biurku panował idealnyporządek.Kosz na śmieci wyłożony był nowym workiem foliowym.Missmusiała dostać niezły wycisk od Kunegundy, żewłasnymi rączkami sprzątnęła biurko, a nawetponiżyła się dowyniesienia śmieci.Dobra.Szybko obmiotę pokój nauczycielski,potem otworzę drzwi doszatni i zadzwonię do Szymka.Jeżeli nie odbierze, ściągnę fartuch i pobiegnę go szukać.BezWzględu na konsekwencje nieusprawiedliwionego porzucenia stanowiska pracy.179. Warczałam odkurzaczem niczym wściekły pies.Nie zauważyłam wejścia paniMarii.Chwała Bogu, kobieto.O wiele lepiej dziś wyglądasz.Przyjdz po dzwonku.Przyniosłam ci coś na wzmocnienie.Uśmiechnęła sięserdecznie wszystkimi swoimi zmarszczkami.No i mam problem.Bojeżelisyn nie odbierze, muszę stąd natychmiast wybyć.A nie skorzystać z zaproszenia paniMarii znaczy tyle samo, co ją obrazić.Przyjdę, pani Mario.O ile mnie Kunegunda nie wezwiena dywanik odpowiedziałam dyplomatycznie.Za co?Cały parter aż lśni.Nie daj się, dziewczyno.Niedam się.Dobra.Pokój nauczycielek miałam z głowy.Kunegundanadal nieobecna.Miss Grażyna również.Palcemi drżą.Serce wali.Wybrałam numer syna.Nie odbiera.I słusznie.Też bym na jego miejscu nieodbierała.Nagłe "czego?",rozbrzmiewające w słuchawce, zaparło mi dech w piersiach, zaśradość, że jednak odebrał,pozbawiła rozumu.Gotowa byłam lecieć do niego,tak jak stałam.W kapciach, opasanafartuchem.No, czego?O Boże.Stara, gadaj po ludzku.Idę dobudy.Zniadanie zjadłem.Chałupę zamknąłem.Synku.Odwal się.Nienawidzę cię.180Och, dobry Boże, jakie to szczęście: nienawidzi mnie!Mówi: "Odwal się".- I nie dzwoń.Wczoraj Wydra odbierała wszystkim komóry na pierwszej lekcji.Rozłączył się.Rzuciłam się do łazienki, by ostudzić płonącą twarz zimną wodą, lecz za plecami usłyszałamgniewnygłos Kunegundy.- Do gabinetu, proszę!Matko, a ta czego?Wydłubałamz dywanu wszystkie wyplutepestki.Kurze wytarte.Kwiatki podlane.- Moja pani - odezwała się Kunegunda, zajmując miejscena swoim dyrektorskim tronie i,swoim dostojnym zwyczajem,patrząc na mnie jak na krzesło z powyłamywanymi nogami,którenależałoby wyrzucić na śmietnik, rozpoczęła przemówienie.Dowiedziałamsię, że ona wymaga od swoich pracownikówniższego szczebla (czyli poddanych)przyzwoitegowyglądu.Mójuznaje za nieprzyzwoity.Mam albo ściąć włosy, albo chowaćje pod chustką.Wymaga także moralnego prowadzenia się.Mój uważa za niemoralny.Pani profesor Barbara Niezgoda nawłasne oczy widziała wczoraj, jak mnie sprawiającejwrażenieniekiepsko wlanej, bo słaniającejsię na nogach, konserwatorprowadził do swojegosamochodui czule obejmując, odjechałwraz ze mną w niewiadomym kierunku.Ona,Kunegunda, bardzożałuje, że pani profesor była świadkiem TAKIEGONIEDOPUSZCZALNEGO WYBRYKU.181. Miała pani szczęście.Gdybym TO ja była na miejscu paniprofesor Barbary Niezgody, wezwałabym policję.Alkomat wykazałbyniezbicie liczbę promiliw wydychanym przezpaniąpowietrzu.Co automatycznie spowodowałoby dyscyplinarnezwolnienie!Narazie otrzymuje pani naganę ustną.Uznałam,że to koniec przemówienia i mogę odejść z salitronowej.Nie mogłam.To nie wszystko, moja pani.Sekretarka złożyła skargę.Pani Grażynka, mimopewnych niedociągnięć, bardzo sięstara.Pani Grażynkama maturę.Czy to jest jasne?Takjest, pani dyrektor
[ Pobierz całość w formacie PDF ]