[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kręciłem się pośrodku pokoju, nie poznając przedmiotów, i na wołanie wujawpadłem w głębokie omdlenie.Podczas dni zimowych często zostawaliśmysami w domu, zwłaszcza gdy ojciec wyjeżdżał, a cała gospodarka spadała namatkę.Czasami o zmierzchu siedzieliśmy z siostrzyczką na kanapie, przytulenido siebie, z szeroko otwartemi oczami, bojąc się poruszyć.Czasami do ciemnejjadalni wchodził z mrozu, skrzypiąc ogromnemi wojłokowemi butami,olbrzym w olbrzymiej szubie, z olbrzymim odrzuconym w tył kołnierzem, zczapką, z rękawicami na rękach, soplami lodu na brodzie i wąsach i potężnymgłosem mówił w ciemności: ,,dzień dobry.Zamarłszy w kącie kanapy,baliśmy się odpowiedzieć na powitanie.Wówczas olbrzym zapalał zapałkę iodnajdywał nas w kącie.Okazywało się, że to sąsiad.Czasami samotność wjadalni stawała się całkiem nie do zniesienia, wówczas, nie zważając na mróz,15 wybiegałem do sieni, otwierałem drzwi, wskakiwałem na kamień  wielkipłaski kamień przed progiem,  i wołałem w ciemności:  Maszka, Maszka,chodz do jadalni, chodz do jadalni!  wiele, wiele razy, dlatego, że Maszkamiała swoją robotę: w kuchni, w czeladnej i gdzie indziej.Wreszcie matkaprzychodziła z młyna, zapalano lampę i pojawiał się samowar.Wieczorem pozostawaliśmy zwykle w jadalni, tak długo, póki niezapadaliśmy w sen.Do jadalni wchodzono i wychodzono, zabierano iprzynoszono klucze, z za stołu wydawano dyspozycje, przygotowywano się dojutrzejszego dnia.Ja, moja młodsza siostra Ola, starsza Liza, a częściowopokojówka, żyliśmy w ciągu tych godzin życiem, zależnem od życia dorosłychi przez nich przygłuszanem.Czasami, powiedziane przez kogoś ze starszych słowo budzi nasząszczególną uwagę.Mrugam porozumiewawczo na siostrzyczkę, którachichocze stłumionym śmiechem, ktoś ze starszych patrzy na nią zroztargnieniem.Znów mrugam na nią, stara się ukryć roześmianą twarz podceratą i uderza czołem o stół.Ten wypadek zaraża śmiechem mnie, czasaminawet i starszą siostrę, która, zachowując godność trzynastolatka, lawirujemiędzy dziećmi i dorosłymi.Jeżeli śmiech wybuchał zbyt hałaśliwie, musiałemwłazić pod stół, przekradać się między nogami starszych i nadeptawszy kotcena ogon, przedostawać się do sąsiedniej komórki, tak zwanego dziecinnegopokoju.Po upływie kilku minut wszystko zaczynało się od początku.Ześmiechu słabły palce, tak, że nie można było utrzymać szklanki.Głowa, usta,ręce i nogi wszystko roztapiało się i wylewało w śmiechu. Co się z wamidzieje?  pytała zmęczona matka.Dwa kręgi życia, górny i dolny, zlewały sięze sobą na krótką chwilę.Starsi patrzyli na dzieci pytająco, czasem życzliwie,częściej z rozdrażnieniem.Wówczas śmiech, zaskoczony niespodziewanie,burzliwie dobywał się na zewnątrz.Ola znów chowała głowę pod stół, japadałem na kanapę, Liza zagryzała dolną wargę, służąca chowała się za drzwi. Idzcie już spać!  mówili starsi.My jednak nie odchodziliśmy, chowaliśmy się po kątach, bojąc się spojrzećna siebie.Siostrzyczkę wynoszono na rękach, ja zaś najczęściej zasypiałem nakanapie.Ktoś ze starszych brał mnie na ręce.W półśnie wybuchałem czasemgłośnym krzykiem.Zdawało mi się, że opadły mnie psy, albo że w dole syczążmije, lub też że rozbójnicy uprowadzają mnie do lasu.Koszmar dzieckawdzierał się w życie dorosłych.Uspakajano mnie w drodze do łóżka, głaskano,całowano.Tak więc ze śmiechu w uśpienie, z uśpienia w koszmary, zkoszmarów w przebudzenie, znów przechodziłem w sen już w pierzynachdobrze ogrzanej sypialni.Mimo wszystko zima była najbardziej rodzinnym okresem w roku.Zdarzałysię dni, kiedy ojciec i matka prawie nie wychodzili z domu.Starszy brat isiostra przyjeżdżali ze szkół na Boże Narodzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright 2016 (...) chciałbym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire