[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cóż, pani własna siostra chwaliłapani talent niejeden raz.- Siostrzana przesada, z całą pewnością.- Przyznaję, że to prawda.- Zmiech Gwendolyn zabrzmiał nieszczerze.-Przesadziłam co do talentu Emmy, ale nie jej entuzjazmu czy oddania sztuce.Wykrzywił usta.Och, były sprytne, ale z każdym słowem pogrążały sięcoraz głębiej w kłamstwie.Nie mógł jednak zadawać zbyt wielu pytań, niezdradzając przy tym, co sam wie.- Proszę mi powiedzieć, panno Emmo, czy uważa pani, że kopiowanie dziełwielkich mistrzów sprzyja rozwojowi własnego talentu malarza?Emma odetchnęła głośno.- Słyszałam, że to korzystne dla początkujących malarzy - szepnęław końcu.- Musi pani zatem wykorzystać moją galerię - powiedział, zmuszając się douśmiechu.- Taka tu rozmaitość stylów, wielki wybór.Nie powinno być trudnoznalezć obraz, który będzie pani odpowiadać.- Och, nie! Nie mogłabym zrobić czegoś takiego.- Emma zwróciła błędnywzrok na siostrę.Zauważył, że Gwendolyn ścisnęła ponownie rękę Emmy,jakby dodając jej otuchy.- To bardzo szlachetna propozycja, milordzie, ale umiejętności Emmy niesą jeszcze na takim poziomie - dodała Gwendolyn.- To prawda.- Emma pokiwała energicznie głową.- Wyszłoby okropnie,gdybym próbowała skopiować tak doskonałe i skomplikowane dzieła.- Nonsens.Stawianie sobie wyzwań to jedyna droga, żeby poprawići udoskonalić umiejętności.- Nie zawsze - wtrąciła ostro Gwendolyn.- Porywanie się na coś, o czymwiemy, że jest nieosiągalne, to najpewniejsza droga do porażki.I przykregozawodu.- Nie zgadzam się.Choć może najlepiej byłoby zacząć od pojedynczychpostaci.Scena grupowa, taka jak ta, rzeczywiście może się wydawać zbyttrudna.- Jason rozejrzał się ostentacyjnie, szukając odpowiedniego obrazu.-Czy któryś podoba się pani szczególnie, panno Emmo?- Wszystkie przerastają mój skromny talent - odparła, podnosząc głosw przypływie paniki.- Tak - dodała Gwendolyn.Jason przyjrzał się raz jeszcze obu kobietom.Gwendolyn zachowała stoickispokój.Emma sprawiała wrażenie zapędzonej w kozi róg.- Tak, ciociu Mildred?! - zawołała głośno Emma.- Już idę.Przeprosiwszypośpiesznie, Emma odbiegła.Jason uznał, że dziewczyna musi być obdarzonanadzwyczajnym słuchem, ponieważ on sam nie zauważył, żeby pani Ellinghampowiedziała cokolwiek.Przypuszczalnie sprytna Emma wymyśliła to, chcąc sięod nich uwolnić.- Och, nie.Tobie nie pozwolę uciec.- Jason zagrodził drogę Gwendolyn,kiedy ta ruszyła za siostrą.- Uciec? Och, nie wygaduj głupstw.Chciałam tylko przyłączyć się do mojejciotki i siostry.Nie rozumiem, skąd taka śmieszna uwaga.- Mówisz trzy po trzy, kochana.Coś, co zdarza się niezwykle rzadko, chybaże jesteś zdenerwowana albo podniecona.Jason widział, jak Gwendolyn opanowuje się powoli.Zyskał chwilę, żeby sięzastanowić nad tym, co dotąd odkrył, i doszedł do wniosku, że wedługwszelkiego prawdopodobieństwa to Emma skopiowała obraz.Ale dlaczego?I dla kogo?Mało brakowało, a okazałby swój niepokój.Musiał porozmawiaćz Gwendolyn na osobności! Nie można było zrobić tego otwarcie i swobodniew obecności jej krewnych.Przez dłuższą chwilę się nie odzywał, ale chęćpoznania prawdy skłoniła go do zapytania:- Czy jest coś, co chciałabyś mi powiedzieć, Gwendolyn?Spojrzał na nią.Tylko spojrzał, czekając.Po krótkiej jak uderzenie sercachwili pokręciła głową.Serce Jasona zamarło.Niczego tak nie pragnął, jak przedstawić jej swoje podejrzenia.Zaciągnąć jąna górę, pokazać oryginał i zapytać, co ona i Emma o tym wiedzą.Zamiast tegozmusił się, żeby pomyśleć, co by z tego mogło wyniknąć.Nie byłoby dobrze dążyć do konfrontacji, gdy rządzą nim emocje.Zwłaszczaże brakowało mu paru istotnych faktów.Nie miał dowodu, że Emma skopiowałaobraz.To było tylko podejrzenie.Brakowało w tym wszystkim logiki.Kobiety nie miały żadnych powiązańz rezydencją ani z Ardleyem, którego Jason obarczał odpowiedzialnością zabrakujące fundusze i przedmioty.Mimo to w jakiś sposób siostry były w tozamieszane.Bolało go, że Gwendolyn nie ufała mu na tyle, żeby wyjawić prawdę.Jasonzacisnął odruchowo dłonie w pięści.Po chwili rozluznił palce.Jak to możliwe,że już i tak pogmatwana sytuacja stała się jeszcze bardziej skomplikowana?Uchwycił jej wzrok i zapomniał o wszystkim, kiedy nagle uśmiechnęła siędo niego.Uświadomił sobie, jak bardzo mu na niej zależy.Ile dla niego znaczy.Zwiatło wczesnego popołudnia wpadło do sali przez długie okno, otaczającGwendolyn aureolą.Ale Jason wiedział, że dziewczyna nie ma nic wspólnegoz aniołami.I bardzo mu to odpowiadało.Pragnął prawdziwej kobiety, istotyz krwi i kości, niepozbawionej wad i niedoskonałości, ale obdarzonej namiętnąnaturą i pełną życia.Po katastrofie związku z Elizabeth poprzysiągł sobie, żeżadna kobieta nigdy nim do tego stopnia nie zawładnie.Złamał tę przysięgęi cieszył się z tego w głębi duszy.Ale zanim otrzyma nagrodę, musi pokonać wiele przeszkód.Jedynymsposobem, żeby to osiągnąć, była szczerość z obu stron.Od tych myśli oderwało go pojawienie się majordoma.Opanowanyzazwyczaj i pełen godności Snowden wbiegł do pokoju i praktycznie odciągnąłJasona od Gwendolyn, domagając się paru słów na osobności.Jasonspodziewał się usłyszeć, że panna Dorothea się obudziła i jest gotowa dopodróży do domu.Tym bardziej więc zaskoczyły go słowa lokaja.- Ten więzień, jaśnie panie - powiedział lokaj niespokojnym tonem.-Uciekł.- Uciekł? To niemożliwe.Sam zamknąłem drzwi piwnicy i sprawdziłem jedziś rano.- Wiem.Byłem przy tym.- Lokaj zmarszczył brwi, kręcąc głową zezdumienia.- Na moje polecenie kucharka przygotowała dla więznia tacęz jedzeniem.Osobiście wyznaczyłem Collina i Arthura, dwóch oddanychsłużących, którzy odznaczają się zdrowym rozsądkiem i siłą, żeby zanieślijedzenie.Uznałem, że najlepiej się nadają do tego zadania.- Co się stało? - zapytał zaniepokojony Jason.- Obezwładnił ich? Nic im niejest?- Collin i Arthur są cali i zdrowi.Kiedy otworzyli piwnicę i wezwaliwięznia, nikt nie odpowiedział.Zawołali mnie.Weszliśmy do środka bardzoostrożnie, obawiając się jakiejś sztuczki.Nic z tego.Piwnica okazała się pusta.Więzień znikł.- Jesteś pewien? Tam jest wiele dużych skrzyń i beczek, gdzie mógłby sięukryć.Lokaj westchnął i zwiesił głowę.- Przeszukaliśmy wszystko bardzo dokładnie.Piwnica jest pusta.Jasonowi przyszły do głowy różne możliwości, ale każdą odrzucał równieszybko, jak się pojawiła.- Drzwi były wyważone, a zamek wyłamany?- Nie, jaśnie panie.Zamek jest nienaruszony.Drzwi zostały sprawdzone,zanim służący spróbował wejść z jedzeniem.Dopilnowałem tego osobiściezaledwie dwadzieścia minut wcześniej.Jason zaklął pod nosem i wsunął palce we włosy.- Wiesz, co to znaczy, prawda?- Tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]