[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To znaczyło, że gdzieś w pobliżu czeka pusty tron.Czeka na Dev ada Anana Tola.Który był ongiś kaleką, ale już przestał nim być.Uniósł wysoko oręż, trzymając sztylet w prawej dłoni, a miecz w lewej.Pasma pierwszejnocy, chwili narodzin gwiazd.%7łelazo zamaskowane jako kamień jako kamień, który jest wodą,i woda, która jest kamieniem, i kamień, który jest żelazem.Jaghucka tyrania w rękach T lanImassa.Bogowie, niestety, są głupcami, wierzą bowiem, że znają wszystkie uczestniczące w grzepionki.%7łe zasady są ustalone raz na zawsze i każdy je akceptuje, że wszystkie stawki liczy się izapisuje, że spoczywają odsłonięte na stole.Bogowie wytyczają swe perfekcyjne ścieżki wiodąceku idealnym tronom, a każda z nich reprezentuje nieskazitelną moc.Bogowie są głupcami, bo nigdy nie przychodzi im do głowy, że nie wszyscy korzystają ześcieżek.Rozdział czternastyPod poobtłukiwaną tarczą niebaMężczyzna siedzi w czarnym siodle na grzbiecie karego konia.Spod żelaznego hełmu spływają długie siwe włosy.Nie wie, jak się tu znalazł,Wie tylko, że nie jest nigdzie,A miejsce, gdzie powinien się znalezć, może być blisko.Jego broda ma kolor brudnego śniegu,A do oczu nigdy nie dotrze odwilż.Koń pod nim nie oddycha,Podobnie jak on, a wiatr zawodzi głuchoW zagłębieniach jego przerdzewiałej łuskowej kolczugi.To zbyt wielki wysiłek odwrócić się, by zobaczyćJezdzców, zbliżających się jeden z lewej, a drugi z prawej Na martwych koniach o pustych oczach.Zciągają wodzeI zatrzymują się bezgłośnie, dziwnie znajomi,Uznając jego przywództwo.Ziemia pod tymi trzema jest pozbawiona życia,A w nich popioły poruszają się, obudzone trenemZłowrogich wspomnień przeradzających się w żal.Ale wszystko to już przeszłość i konie się nie poruszają.Spogląda więc w prawo, zaciskając szczęki,Na jednooką twarz, którą ongiś znał, choć niezbyt dobrze,I ironiczny uśmiech rodzi w nim nagłe pragnienie,Pyta więc: Czy czekają, kapralu?. Przekazane w spadku i wypuszczone na martwą równinę, sierżancie.Czyż nie tego właśnie pragnąłeś?.Może jedynie wzruszyć ramionami i przenieść spojrzenie na drugiego. Widzę twój strój i wiem, że cię znam, ale cię nie poznaję.Czarna broda i mroczne oblicze, czoło jak pęknięty bazalt,Potężny mężczyzna w zbroi, którą niewielu zdołałoby udzwignąć,Odpowiada na te słowa z grymasem na twarzy: Poznaj więc, jeśli raczysz, Brukhaliana z Szarych Mieczy.Niepewny grunt, na którym stoją, wypełnia tętent,Nie zjawia się nagle, lecz narasta jak budzące się serce,A jego echa dobiegają od tarczy na górze,Niby żelazo dzwięczące od szarży tego, co musi się stać. A więc Podpalacze Mostów znowu ruszają na wojnę.Na co Brukhalian dodaje: Tak samo jak ci, z Szarych Mieczy, którzy polegli,A ten, kogo zwiesz kapralem, narodził się ponownie tylko po to, by zginąć,Jako nowy most wzniesiony między tobą a mną.Obracają swe nieoddychające wierzchowce,By spojrzeć na szyki zbite w masę na równinie.Ruszają na wojnę z miejsca, gdzie ongiś byli,Gdzie wszystko, co ongiś wiedziano, wie się znowu.W tym miejscu wrzos nigdy nie kwitnie,Krwi, która ma być rozlana, nigdy się nie rozlewa,Sui Etkar, Ptak Który Kradnie, siedzi na karym koniuI znowu zamierza dowodzić.Miecz i tarczaRybak kel TathBłogi pobyt na rozgrzanej słońcem piaszczystej plaży odległej wyspy może znudzić osobęprzyzwyczajoną do silnych wrażeń.Im mniejsza wyspa, tym szybciej nadciąga znużenie.Takprzynajmniej pomyślał Zrzęda, gdy po raz trzydziesty obszedł wkoło maleńki obszar.Zafascynowały go ślady własnych stóp, a potem pojawiły się obok nich nowe.Ktoś podążał zanim.Był tak znudzony i zobojętniały, że minęła dłuższa chwila, nim przyszło mu do głowy, bysię obejrzeć i sprawdzić, kto za nim idzie.To był Quell.Spocony, zdyszany mag brnął z wysiłkiem po grząskim piasku.Zapewnemęczył się tak przez całe życie, charcząc i kaszląc przy każdym kroku.Jedną stronę tułowia, szyii głowy, a także odsłonięte przedramię, kostkę i stopę miał spieczone słońcem wskutek tego, żezasnął w nierozsądnej pozycji.Nie ulegało wątpliwości, że ściga Zrzędę już od dłuższego czasu,jako że jego ślady wyznaczyły okrąg.Zadał sobie pytanie, dlaczego Quell po prostu go niezawołał.Gdyby Zrzęda nie zauważył jego śladów, mogliby tak chodzić przez cały dzień.Jedenby gonił, drugi zaś po prostu sobie spacerował w tempie nieosiągalnym dla ścigającego. Wystarczyłoby zawołać oznajmił, gdy mag się zbliżył. Nie chciałem, uff, przyciągać, uff, do nas niepotrzebnej, uff, uwagi. Nie wyglądasz zbyt dobrze. Muszę się odlać. No to. Nie mogę.To znaczy mogę, ale z przerwami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]