[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Garetsiedział ze mną, ponieważ robiła to sierpem.Sierp to takieśredniowieczne narzędzie, coś w rodzaju półokrągłej kosy nakrótkiej rączce.Można go zobaczyć w skansenie i u nas.Tojeden z absurdów, którymi nas dręczy moja mamusia.Niechce słyszeć o kosiarce, uważa, że trawę powinno się ścinaćwyłącznie tym zabytkiem.Aby to zrobić, trzeba czołgać się nakolanach z wyciągniętymi rękami i wypiętym tyłkiem,starannie unikając wzroku sąsiadów, bowiem istnieją graniceśmieszności, których człowiek przekraczać nie powinien.Zuwagi na lęk przed ostrymi przedmiotami, stan kręgosłupa iniski próg tolerancji idiotyzmów stanowczo odmówiłamposługiwania się sierpem.Jeśli trawa mnie przerośnie, utorujęsobie drogę maczetą albo wytnę nożyczkami.Obowiązeksyzyfowej pracy spadł na Kaję.Chociaż nie powiem, babcia,szczególnie jeśli jest w nastroju do samoudręczania i chcezademonstrować ciężki los staruszek, łapie to niebezpiecznenarzędzie i pełza.Najchętniej w samo południe, kiedytemperatura przekracza trzydzieści stopni, i na podjezdzie,żeby widziało ją jak najwięcej osób.Wciąż daję się w towpuszczać i namawiam, żeby przestała się wygłupiać.Natychmiast odpowiada z bolesną miną, że tylko u nas jest takniechlujnie, bo wszyscy ludzie koszą trawę.- Tylko pokaż mi takiego, który to robi sierpem - warczęwyprowadzona z równowagi.- To musi być ten, który ocieraczoło wiechciem słomy, orze drewnianą sochą i sieje z płachtyprzewieszonej przez ramię!Kiedy pies dorwał się do rękawic roboczych, dostałmałpiego rozumu.Podrzucał je, przydeptywał, gryzł, szarpał,zakopywał w narzucie na łóżku i widać było, że prędzej dasobie wyrwać z pyska resztę zębów niż te fantastyczneprzedmioty, które Kaja z bezrozumnym okrucieństwempróbowała mu odebrać.Nie zwracałam na nich uwagi,ponieważ zauważyłam, że sundavilla zaczęła żółknąć, iusiłowałam dociec, co ją do tego skłoniło oprócz oczywistejprawidłowości, że im droższy i rzadszy kwiatek, tym szybciejszlag go trafia.Podlewam ją, kupiłam nawet zarazie specjalnynawóz, a ona pokazuje mi środkowy płatek.Wojna Kai z Garetem skończyła się w momencie, gdy wdrzwiach pokoju ukazała się Wielka Szara Kocica, oblizującsię szeroko, co świadczyło o tym, że zdążyła już zrobić przelotprzez miski i garnki, czy co tam zastała w kuchni.Garetporzucił rękawice i pognał zacieśniać stosunki z kocicą.W poniedziałek do pracy wychodziłam przez piwnicę.Nieżebym z powodu upału nabrała upodobania do złażenia wciemnościach ze stromych schodów.Zaczęłam normalnie,przez drzwi frontowe.Garet jak zwykle mnie wyprzedził,żeby zająć dogodną pozycję do lamentowania przy furtce, atam z drugiej strony stał duży, czarny pies.Sędziwy, zoszronionym przez wiek futrem.Garyś podszedł do niegonieśmiało, ze ściągniętymi do tyłu uszkami, machającdelikatnie ogonem.Dotknęły się nosami i otoczyła je auraprzyjaznego porozumienia.Było w tym coś wzruszającego,kiedy tak stały - czarny poranek i czarny zmierzch, oblanebladozłotym światłem wschodzącego słońca.Nie chciałam imprzeszkadzać, niech sobie pogadają.Może staruszekwytłumaczy Garetowi, że psy na ogół podnoszą nogę przysikaniu.Dlaczego przybierają tak karkołomną pozycję, niemam pojęcia.Może chodzi o precyzję przy obsikiwaniupionowych przedmiotów.Na razie Garyś przedkłada wygodęnad precyzję i siusia jak dziewczynka.Lato daje z siebie wszystko.Upał zwala z nóg ludzi irośliny.Niby zanosi się na deszcz, ale do realizacji jakoś niedochodzi.Z poszarzałego nieba leje się nieprzytomny żar,który powoduje, że chodzę kołowata i lekko skretyniała.Garetzaadaptował się i gorąco zdaje mu się nie przeszkadzać.Jużnie przesypia całych dni, przeciwnie, jest nadmierniepobudzony.W domu szaleje, w ogródku szaleje.Wyszliśmyna dwór póznym popołudniem, ja ułożyłam się na ławce wcieniu glicynii, Garet, sądząc po odgłosach, zajął sięintensywnymi pracami ogrodniczymi.Pozostało, łudzić sięnadzieją, że babcia.- Jasna cholllera, znowu ten szatan wszystko łamie!Pójdziesz!Nie zareagowałam.Ona robi to specjalnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]