[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otaczali mnie: Wyrn, Mirafn, Zwietlik, Chimov, Kragar i Melestav.Nim Mirafn mnie zasłonił, zobaczyłem czterech mężczyzn w czarno-szarychbluzach Domu Jherega zbliżających się do nas.Wydawało mi się, że w środkuczworoboku jest jeszcze ktoś, ale nie byłem pewien.Doszli do nas i stanęli.Przez chwilę przyglądaliśmy się sobie w milczeniu, poczym spomiędzy nich rozległ się znajomy głos:- Taltos!Przełknąłem ślinę i wyszedłem przed ochroniarzy, po czym skłoniłem się42uprzejmie.- Witam, lordzie Toronnan.- Oni zostają.Ty idziesz ze mną.- Dokąd?- Zamknij się!- Jak pan sobie życzy.Zaczynałem podejrzewać, że któregoś dnia mogę zdecydować się na "robotę"dla własnej przyjemności.Odwrócił się i ruszył przed siebie, więc poszedłem za nim.Po kilku krokachToronnan spojrzał przez ramię i rzucił:- To to też zostaje.Chwilę mi zajęło, by domyślić się, że "to to" oznaczało Loiosha.- Przygotujcie się, Kragar - poleciłem.- Jesteśmy gotowi, szefie.Głośno oświadczyłem:- Jhereg zostaje ze mną.Zmrużył oczy i wbił we mnie spojrzenie.No to zrobiłem to samo, tylko niczegonie mrużąc.- Niech będzie - burknął po paru sekundach.Odprężyłem się.Poszliśmy na północ - najpierw do Malak Circle, potem do Pier Street, a wkońcu dotarliśmy do budynku, który musiał być gospodą, ale teraz ział pustką.Iweszliśmy do środka.Dwóch ochroniarzy zostało przy drzwiach, za to wewnątrzczekał na nas adept z różdżką.Stanęliśmy przed nim i Toronnan polecił:- Już!Coś mi wykręciło wnętrzności i znalazłem się, a raczej znalezliśmy się wraz zToronnanem i jego dwoma ochroniarzami w rejonie stanowiącym północno-zachodnią część miasta.Tu, wśród wzgórz, domy przypominały zamki albopałace.Jakieś dwieście jardów przed nami znajdowało się wejście do jednego znich.Był cały biały, za to podwójne odrzwia miał suto złocone.Coś pięknego,właśnie coś, a nie coś: takie było piękne.- Do środka - polecił Toronnan.No to weszliśmy.Drzwi otworzył służący.Zaraz za drzwiami czekało dwóch ochroniarzy wnowych, modnych strojach w barwach Domu Jherega.Jeden z nich wskazałobstawę Toronnana i powiedział:- Mogą tu poczekać.Toronnan skinął potakująco i pomaszerowaliśmy dalej już tylko we trójkę, zesłużącym.Korytarz był większy od mieszkania, które wynajmowałem posprzedaniu restauracji.Salon, do którego nas doprowadził, był większy odmojego obecnego apartamentu.W zdobieniach, bibelotach, meblach i innychduperelach było więcej złota, niż zarobiłem w ciągu ostatniego roku, toteż nicdziwnego, że nie byłem w radosnym nastroju.Prawdę mówiąc, nim służącyzaprowadził nas do gabinetu, byłem już bardziej wkurzony niż przestraszony.Dziesięciominutowe oczekiwanie na gospodarza jedynie pogłębiło irytację.A potem wszedł gospodarz w zwyczajowej czerni i szarości, tyle że lamowanejzłotem.Był szpakowaty i stary - miał spokojnie dwa tysiące lat - i dobrzeodżywiony, jako że Dragaerianie nie tyją do tego etapu, kiedy zasługuje się namiano "grubego".Nos miał mały i płaski, oczy głęboko osadzone i bladobłękitne.43 - To on? - spytał Toronnana gardłowym, chrypliwym basem.Pytanie lekko mnie zdziwiło - nie wiedział, kogo zaprasza do domu czy jak?!Toronnan skinął głową potakująco.- W porządku - zdecydował gospodarz.- Możesz odejść.Toronnan odszedł.A stary wgapił się we mnie.W tym momencie powinienem zrobić się nerwowy izacząć się bać.Zrobiłem się zły i ziewnąłem.Spojrzał na mnie bykiem.- Nudzi ci się? - spytał uprzejmie.Wzruszyłem ramionami.Mógł mnie zabić albo zniszczyć, albo jedno i drugiejednym pstryknięciem.Tyle że w tej chwili ja też mogłem go zabić i nic by mi wtym nie przeszkodziło.A i tak nie miałem zamiaru włazić mu w dupę - moje życienie było tyle warte.Przyciągnął sobie nogą krzesło i ocenił:- Uparta jednostka.No dobrze, przekonałeś mnie.Jestem pod wrażeniem.Ateraz tak: chcesz żyć?- Nie miałbym nic przeciwko temu - przyznałem.- To dobrze.Jestem Terion.Wstałem, skłoniłem się ile trzeba i usiadłem.Słyszałem o nim - należał do pięcioosobowej rady kierującej organizacją wstolicy.A w stolicy skupiało się około dziewięćdziesięciu procent aktywnościDomu Jherega.Ja też byłem pod wrażeniem, więc spytałem:- Co mogę dla pana zrobić, lordzie Terion?- Szefie, bez takich - obruszył się Loiosh.- Każ mu się wypchać pakułami iryczeć.- Możesz zaprzestać prób spalenia Adrilankhi.- Proszę?- Masz kłopoty ze słuchem?- Zapewniam, że nie mam najmniejszej ochoty spalić Adrilankhi.Jedynie jejdrobny fragment.Uśmiechnął się i kiwnął głową.A zaraz potem uśmiech zniknął, a oczy zmieniłysię w szparki.Pochylił się ku mnie i oznajmił:- Nie pogrywaj sobie ze mną, człowieku.Jeśli chcesz walczyć z tym drugimbłaznem, walcz sobie, ale tak, by nie zwracać uwagi władz.Powiedziałem to jemu,a teraz mówię tobie.Jeśli nie zmienicie metod, to ja rozstrzygnę ten spór.Jasne?- Jasne.- No i pięknie.A teraz wynoś się stąd.- Według życzenia - odparłem, wstając.Ponieważ odwrócił się do mnie plecami, darowałem sobie ukłon.Przemierzającdomostwo, przełknąłem kilka przekleństw.Kiedy dotarłem do drzwi - dobrze, żesłużący prowadził, bo mógłbym się zgubić - po Toronnanie i jego ochronie niebyło już śladu.Teleportowałem się do siebie i ledwie znalazłem się w biurze,poinformowałem Kragara, że musimy zmienić metody.Nie zdążyliśmy.Terion miał rację, ale miał też spóznione informacje.Nie tylko on miał dość -Cesarzowa także.44Rozdział 6"Idę się przejść"Kiedy mówi się "Cesarzowa", z zasady ma się przed oczami obraz dostojnejstarej matrony o zaciętej minie i szpakowatym owłosieniu, ubranej w złocisteszaty.Nad jej głową krąży Kula, a ona nie znoszącym sprzeciwu głosem wydajeedykty czy inne polecenia od niechcenia niejako wpływające na życie parumilionów poddanych.Cóż.Kula rzeczywiście krąży nad jej głową, a ona ubiera się w złociste kolory- to by się zgadzało.I praktycznie tylko to, bo już kwestia, w co się ubiera,mogłaby okazać się zbyt kontrowersyjna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]