[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Charlotte przypatrywała mu się bacznie, podejrzewając, żeją nabiera.Kiedy upewniła się, że mówił serio, wyjęła notatnik.- Niczego nie zapisuj - powstrzymał ją.- Nie tutaj.Schowała notes.Belsey próbował myśleć o kilka ruchów doprzodu.Problem polegał na tym, że nie wiedział jeszcze, w cogra.204- Muszę cię prosić, żebyś na razie tego nie ujawniała.Przez jakiś dzień, dwa.Potem będę mógł udzielić ci dokład-niejszych informacji.Wierz mi, to niebezpieczna zabawa.Dlanas obojga.Popatrzyła na niego twardo.- Na końcu zażądam całej historii ze szczegółami.- Daj mi swój numer.Znów wyciągnęła notes, wyrwała kartkę i zapisała go.Prze-sunęła kartkę w stronę Belseya.- W jakiej sieci masz komórkę? - zapytał.- Vodafone, bo co?- Nie wszystkie sieci są bezpieczne.Musimy mieć się nabaczności, Charlotte.Daj mi czas do jutra.Odezwę się rano.Tylko błagam, nie komplikuj sytuacji.Będę coś dla ciebie miał,ale muszę wymyślić, jak to zrobić, żeby obojgu nam to uszło nasucho.Rozdział trzydziesty pierwszyDopiła wino i poszła sobie.Wybór lokali z samymi drinka-mi był niewielki, a on nie zamierzał kusić jej kolacją.Odpro-wadził więc ją wzrokiem, po czym podszedł do dziewczyny odrezerwacji.- Czy ktoś jeszcze o mnie pytał, kiedy tu byłem?- Nie, proszę pana.- A czy ktoś pytał o mnie w ostatnich dniach?- Nic mi o tym nie wiadomo.Zresztą nie wolno nam udzie-lać informacji o członkach klubu.- Świetnie.Mają państwo faks?Faks i telefon znajdowały się w gabinecie klubowiczów.Belsey zadzwonił do stanowiska kierowania w Hampstead ipoprosił o przefaksowanie druku 22.Formalnie tylko inspektormógł wystąpić o udostępnienie billingów, ale w praktyce wy-starczyło po prostu wstawić w rubrykę odpowiednie nazwisko.Dyżurny zaraz przysłał dokument.Belsey wypełnił go, wpisu-jąc numer komórkowy Charlotte, a na końcu nazwisko Gowera,i przefaksował do stosownego działu Vodafone.Reszta zrobisię sama.Straszne, pomyślał.Przepisy wprowadzone w celuwalki z terroryzmem zmieniały Wielką Brytanię w państwopolicyjne.Wiedział, że billingi jutro rano trafią do komisariatuHampstead.Jeśli nadal będzie w kraju (co wydawało się cał-kiem prawdopodobne) i jeszcze będzie żył (co już było mniejpewne), być może wskażą mu drogę do tajemniczego przeciw-nika.Wrócił do kasyna.Kazał dopisać na swoje konto następ-nego drinka i cygaro.206- Los się do pana uśmiechnął?- Wręcz przeciwnie.Gdzie mogę je wypalić?Skierowano go do drzwi, za którymi, ku jego zaskoczeniu,nie znajdowała się typowa palarnia, ale „miejsce do gry dlapalących” pod gołym niebem.Stały tam automaty, ruletka igrzejniki.Rosło nawet prawdziwe drzewo.W głębi szumiałpodświetlony na czerwono i niebiesko wodospad, a w klombachukryto różnokolorowe reflektorki.Belsey siadł pod drzewem izapalił cygaro.„Jak się nazywał człowiek, z którym miałaś się spotkać?”„Jakiś Nick Belsey”.To już była osobista rozgrywka.Sytuacjazmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni.Czyżby ubiegłej nocyktoś ich śledził? Obserwował po mityngu AA? „Informacje ostrzelaninie w Starbucksie”.Znowu przed oczami stanęły muostatnie chwile dziewczyny.I gabinet, gdzie pierwszy raz jązobaczył.Nie potrafił ogarnąć wszystkich elementów tej ukła-danki.Ciągle coś mu umykało.Kiedy podniósł wzrok, w drzwiach zobaczył kobietę od re-zerwacji.Towarzyszył jej wysoki, muskularny mężczyzna wzapiętym szarym garniturze.Pokazała mu Belseya i coś szepnę-ła.Belsey w ułamku sekundy przeanalizował możliwościucieczki.Zdecydował, że woli powrót do środka.Nie miałochoty nadziać się na szpikulce na murze okalającym ogród.Mężczyzna podszedł, wygładzając marynarkę.- Pan Devereux?- Tak- Pański wóz już czeka - powiedział, kłaniając się lekko.- A właśnie zacząłem się odprężać - odparł Belsey po krót-kim namyśle.- Przekazać, że ma poczekać?- Sam z nim porozmawiam.Zgasił cygaro i ruszył za menedżerem przez kasyno z po-wrotem na ulicę.Nad mercedesem klasy S pochylał się męż-czyzna w garniturze i czapce z daszkiem, polerując na błyskczarną maskę.Belsey podszedł do niego.207- Przyjechał pan po pana Devereux?- Tak jest.Szofer miał silny nigerski akcent, senne oczy i pulchne po-liczki.Odłożył szmatę i wyciągnął parę nieskazitelnie białychrękawiczek.- Zamówił samochód?- Tak.- Kiedy? - dopytywał się Belsey.- W ubiegłym tygodniu.- Masz wracać do Hampstead?- Nie.Chyba że pan sobie tego życzy.- To dokąd miałeś się udać?- Dostałem adres.- Pokaż.Mężczyzna wyjął z kieszeni wydruk, na którym zamiast ad-resu widniał tylko kod nawigacji satelitarnej i kod pocztowyWD5.O jakie miejsce mogło chodzić? Gdzieś na obrzeżachLondynu.- Woziłeś wcześniej pana Devereux?- Nie.Proszę.- Poczekaj chwilę.Belsey wrócił do klubu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]