[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie zlizuj jej.- Możliwe - odezwała się Melanie - że odrobinę przedobrzyłaś, Susan.- Podoba ci się sukienka? - spytała Laurel.- Jest idealnej długości, w miarękrótka, ale nadal romantyczna.Dziewczyna z lustra, ta z delikatnymi rysami i łabędzią szyją, obracała się to w jedną,to w drugą stronę.Sukienka była srebrzysta i połyskliwa, jak całe metry światła gwiazd, iCassie wyglądała w niej jak księżniczka.Buty Susan, dobrane do całości, wyglądały niczymszklane pantofelki.- Och, dziękuję! - sapnęła Cassie, obracając się, żeby spojrzeć na pozostałedziewczyny.- Znaczy.Ja nawet nie wiem, jak wam się odwdzięczyć.Znaczy.jawreszcie wyglądam jak prawdziwa czarownica!Wszystkie wybuchnęły śmiechem poza Deborah, która rzuciła zniesmaczonespojrzenie w stronę sufitu.Cassie uściskała Laurel, a potem, równie spontanicznie, objęłaSusan.- No cóż, przecież jesteś czarownicą - stwierdziła ze spokojem Susan.- Pokażęci, jak sama możesz zrobić taki makijaż, jeśli będziesz chciała.Cassie ogarnął lekki wstyd.Uważała, że Susan jest zwyczajnie pusta, ale nie miałaracji.Ona po prostu kochała piękno i szczodrze się nim dzieliła z innymi ludzmi.Cassieuśmiechnęła się do tych porcelanowo-błękitnych oczu i poczuła tak, jakby niespodziewaniezyskała nową przyjaciółkę.- Zaraz, zapomniałybyśmy! - powiedziała Melanie.- Nie możesz iść na tańce inie mieć na sobie chociaż jednego kryształu.- Poszukała w swojej płóciennej torbie, apotem oznajmiła: - Masz, to będzie idealne.Należało do mojej babci.- Podała jejnaszyjnik; na cienkim łańcuszku wisiała kropla górskiego kryształu.Cassie wzięła go do rękiz czułością i zapięła na szyi, podziwiając, w jaki sposób układał się w zagłębieniu jej szyi.Apotem uściskała też i Melanie.Na dole odezwał się cicho dzwonek u drzwi i jakiś męski głos zawołał gdzieś napiętrze:- Na litość boską! Otworzysz wreszcie, Susan?- To jeden z chłopaków - oznajmiła Susan i zaczęła się gorączkować.- A myjeszcze nie jesteśmy gotowe.Cassie, ty już jesteś ubrana, skocz tam i otwórzdrzwi, zanim tata się wścieknie.- Dzień dobry panu, przepraszam bardzo - szepnęła Cassie do pana Whittiera,pędem zbiegając na dół.Dopiero przy drzwiach pomyślała: och, proszę, proszę, proszę, niech tobędzie ktoś inny.Niech to nie będzie on.Proszę.Kiedy otworzyła drzwi, stanął w nich Adam. Uśmiechał się cierpko, jak przystało facetowi, któremu w ostatniej chwili kazanozabrać na imprezę najlepszą przyjaciółkę jego dziewczyny.Kiedy zobaczył Cassie, uśmiechnatychmiast znikł.Przez długą chwilę po prostu się na nią gapił.Jej własny, uszczęśliwiony uśmiechrównież zbladł i tak tam stali, przyglądając się sobie nawzajem.Adam z trudem przełknął.Zaczął coś mówić, ale potem poddał się i znów stał wmilczeniu.Cassie usłyszała słowa Susan:  Sprawi, że nie będzie ci się można oprzeć".Och, coona narobiła?- Odwołamy to - wydusiła głosem tak cichym jak wtedy, kiedy mówiła Faye omrocznej energii.- Powiemy Dianie, że zle się poczułam.- Nie możemy - odparł tak samo cicho, ale z wyraznym przejęciem.- Nikt nam nieuwierzy, a poza tym.- Cierpki uśmieszek znów się na chwilę pojawił.- Szkoda by było,żeby cię ominął Jesienny Bal.Wyglądasz.- urwał.- Aadnie.- Ty też - powiedziała Cassie i spróbowała się zdobyć na ironiczny uśmieszek.Miaławrażenie, że słabo jej wyszedł.Cassie wzięła kolejny głęboki wdech, ale w tej samej chwili usłyszała jakiś głos napiętrze.- Masz! - krzyknęła Laurel, przechylając się przez balustradę, żeby rzucić Cassiewyszywaną paciorkami torebkę.- Zabierz ją na bal, Adamie.Będzie miała okazjęzałapać się na któregoś z wolnych facetów.- A Susan z sypialni zawołała: - Ale niewszystkich, Cassie, zostaw paru dla nas!- Spróbuję kilku od niej odgonić! - odkrzyknął Adam, a Cassie poczuła, że szybkobijący puls nieco jej się uspokaja.Zaczynali się czuć swobodniej w odgrywanych przez siebierolach.Przypominało to udział w sztuce i teraz wystarczy, że Cassie nie zapomni tekstu.Nabrała pewności, że Adam wywiąże się ze swojej roli.No cóż, niemal na pewno.Coś wtych jego granatowych jak morze oczach przejmowało ją dreszczem.- Chodzmy - poprosił Adam, a Cassie odetchnęła głęboko i wyszła z nim w noc. Rozdział 6Pojechali do szkoły.Mimo napięcia, jakie między nimi panowało, noc wydawała sięczysta, chłodna i przepełniona magią.Sala gimnastyczna zupełnie nie przypominała saligimnastycznej.Była tak wielka, że zdawała się częścią nocy, a migoczące światełka, którymipoowijano rury i dzwigary nad ich głowami, świeciły jak gwiazdy.Cassie szukała wzrokiem pozostałych członków Kręgu.Nikogo nie zauważyła.Wdziała tylko innych uczniów przyglądających się ze zdziwieniem jej i Adamowi.A woczach chłopaków było coś jeszcze poza zdziwieniem, coś, do czego Cassie była zupełnienieprzyzwyczajona.Po prostu gapili się na nią, zupełnie jak na Dianę, kiedy ta wyglądałaszczególnie pięknie.Cassie ogarnęło nagłe ciepło i blask na jej policzkach nie miał już nic wspólnego zartystycznym makijażem Susan.Zarumieniła się.Była skrępowana i zawstydzona - ajednocześnie ogarniało ją ożywienie.Ale wśród tej mieszaniny sprzecznych emocji jednarzecz pozostawała wyrazna jak blask szlifowanego diamentu.Miała tu do odegrania pewnąrolę i musiała dotrzymać przyrzeczenia, że nie zdradzi Diany, tylko to się liczyło i tej myślisię trzymała.Ale nie mogła tak stać i pozwalać, żeby wszyscy się na nią gapili.To było takieżenujące.Popatrzyła na Adama.Niezręczna chwila.Nie mogli schronić się w jakimś ciemnym kącie, to byłowykluczone.A wtedy Adam uśmiechnął się do niej.- Chcesz zatańczyć?Cassie z ulgą skinęła głową i wyszli razem na parkiet.Po chwili otoczyli ich inniludzie.A wtedy muzyka zmieniła się w miękką i słodką piosenkę dla zakochanychPopatrzyli na siebie bezradnie, z zaskoczeniem.Sterczeli na samym środku parkietudo tańca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire