[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Takie samo cierpienie, jak wtedy, wstrząsnęło terazjego całym ciałem.Wrzasnąłby, gdyby tylko mógł, ale nie był w stanie zlokalizować swojegojęzyka.Jego twarz musiała zachować normalny wyraz, bo Frank na nic nie zwrócił uwagi.Gareth chciał przewrócić oczyma.Bez powodzenia.Patrzył, nie mając pewności co dotego, czy nadal ma oczy.Słyszał, ale równie dobrze jego uszy mogły przed chwilą zostaćodcięte i wyrzucone do śmietnika.Zadzwonił telefon Blatty'ego.Frank wyjął komórkę i zaczął uważnie się jejprzyglądać.- Wybaczcie na chwilę - powiedział, wstając od stołu i wychodząc na korytarz.Zostaliw jadalni sami.W zasięgu spojrzenia Garetha pojawiła się śliczna twarz Anah.Odgarnęła włosy zczoła.- Przepraszam, kochany - powiedziała równie spokojnie, co przed chwilą.- Tosilniejsze ode mnie.Ruszyła w stronę korytarza, z którego dobiegały dzwięki telefonicznej rozmowyBlatty ego.Spotkała się z nim w progu.Rozmawiali przez chwilę, szepcząc do siebie.%7łonaGaretha chichotała.W końcu Frank powiedział głośniej Rozumiem", po czym oboje weszlido jadalni.Gareth, nie czując, że robi cokolwiek, odwrócił głowę w ich stronę.- Będę uciekał - powiedział Blatty, chrząkając wymownie.- Jeszcze raz dziękuję zaprzepyszny obiad! - pocałował Anah w policzek.- Wracam, bo jest drobny kłopot z jednym zmoich pacjentów.Nie sądzę, abym był wam, aniołki, potrzebny w czymkolwiek, co związanejest z dalszą częścią wieczoru, więc zostawiam was samych bez większych wyrzutówsumienia - uśmiechnął się.- Będziesz grzeczny, stary byku? - pytanie zostało skierowane doGaretha.Chciał krzyknąć z bólu, ale zamiast tego usta bez jego wiedzy powiedziały jedynie:- Będę wzorowym mężem, chłopie! Do zobaczenia za tydzień.- Kiedy skończyłmówić, zobaczył, jak jego ręka unosi się do góry i wykonuje pożegnalne machnięcie.Zupełnie, jakby w skórę wszyto mu linę, jak u drewnianej marionetki.Frank skinął mu głową.- To do szybkiego - powiedział i tanecznym ruchem odwrócił się na pięcie.- Ach,byłbym zapomniał.- przystanął.Gareth był nadal biernym obserwatorem rozgrywającej się przed nim sceny.- Ta dziewczyna, Ellie, twoja koleżanka.- zwrócił się do Anah.- Chyba się w niejzakochałem, wiesz? - roześmiał się.- Jak wrócicie, musimy gdzieś razem wyskoczyć.Dzięki,że mnie z nią poznałaś! Wspaniała kobieta.Jestem niemal pewien, że tak wspaniała, jak ty!- Cieszę się - odparła Anah, mrużąc ciemne oczy.Czerwona plama obejmowała już niemal cały tył jej szyi.Przypominała Garethowiklepsydrę.- Zmykam! - Frank ruszył do drzwi.***Po chwili hałasy w holu ucichły.Aiello słyszał dzwięk przekręcanego w zamku kluczai odgłosy zakładanego na drzwi łańcucha.Ból pętający jego ciało zaczął ustępować uczuciucałkowitego zagubienia i odrealnienia.Nie miał nóg, rąk ani brzucha.Przestał istnieć.Do jadalni lekkim krokiem weszła jego żona.Zdjęła buty i rzuciła je w kąt.Przezchwilę nie widział jej twarzy, ale kiedy wreszcie odwróciła ją do światła, zobaczył, żeczerwień zalewa także jej buzię.Ich spojrzenia się spotkały.- Nie chcę, abyś mnie taką pamiętał, kochany - powiedziała i zgasiła wiszącą nadstołem lampę.Na moment otoczyła go kojąca ciemność.Stracił ją z oczu.Widział jedynieniewyrazny, ciemny kształt.Z jej gardła wyrwało się głębokie westchnienie rozkoszypomieszanej z szaleństwem.Takie samo, które często wypełniało mu głowę, gdy się kochali.Rzucała się wtedy pod nim i wbijała mu w ramiona paznokcie, wyprężając całe ciało iwyrzucając z siebie szybkie, urywane oddechy.Niewyrazny kształt, znajdujący się przed nim, nabierał konturów.Rozrastał się.Pęczniał, powoli zbliżając do niego.Na początku słyszał, jak stopy wykonują dwa kroki.Pochwili zdał sobie sprawę z tego, że szmerów towarzyszących przesuwającym się po podłodzekończynom było znacznie więcej.Coś patykowatego pchnęło go do tyłu.Nic nie czując,przewrócił się razem z krzesłem.Pózniej zaczął się przesuwać po podłodze.Ciągnęła go wstronę korytarza.Obok wirującego mu w głowie uczucia oszołomienia, pojawiła się także dziwnapustka.Zupełnie tak, jakby ktoś nagle opróżnił większą część umysłu.Stało się to zupełnienagle, jak spuszczenie wody w toalecie.Jego wspomnienia nie istniały, podobnie jak on sam.Pamiętał jedynie rocznicowy obiad.Z trudem przypomniał sobie swoje imię.Po chwili byli już na dworze.Słyszał przed sobą dziwny tupot i miarowe posykiwanie.Tak jakby ktoś naciskał miech wypuszczający gorące powietrze.Nad sobą widział gwiazdy ipozaginane konary ruszających się na wietrze drzew.Jego korpus szurał po piasku.Gdzieś zprzodu rozległ się plusk wody.Musieli być blisko jeziora.Zza chmury wyszedł księżyc iGareth nie tyle poczuł, co zrozumiał, że unosi się na wodzie.Otoczył go chłód.Umysł spętałstrach przed utonięciem.Chciał nabrać tchu i zacisnąć usta.Tafla wody zamknęła się nad jegogłową.Panika w końcu pozwoliła mu wydusić z siebie krzyk.Bąbelki powietrza uleciały dogóry.Coś ciągnęło go w dół, w czarne odmęty jeziora.Opuszczał go paraliż.Otaczający go chłód zmienił się w okropną falę zimna.Woda zalewała wytrzeszczoneoczy.Oddech się wymykał i Gareth nie mógł nad nim zapanować.Zaczynał się dusić i wtedyimpet siły, która ciągnęła go ku dołowi, wyraznie zmalał.Starał się zamachać rękoma, ale nadal bezskutecznie.Woda dookoła zawirowała i tużprzed nim ukazała się czarna, kosmata głowa.Otaczająca ją korona z włoskowatych naroślifalowała rytmicznie.Na Garetha spojrzało sześć par ciemnych oczu, które należały niegdyśdo jego żony.Dziwny patykowaty twór dotknął jego twarzy i otoczył jego czoło trzęsącą siębańką powietrza.Gareth ostatni raz w życiu nabrał tchu.Pociągnęła go do przodu.Tuż przednim pojawił się przypominający rozciągnięty balon kształt.Pod wodą, niczym kroplamisternie upleciona z sieci, unosił się drgający kokon.Brunatne nici otaczały srebrne bąbelki.Gareth zobaczył wewnątrz powykręcane truchła dwóch łań.Ich szklane oczy patrzyły wprostna niego.Wyciągnięte języki delikatnie falowały poruszane siłą czarnej toni.Coś brutalniewepchnęło go do środka.Siła wciskała go w martwe ciała zwierząt.Nie zdołał stawić jejoporu.Odwrócił głowę.Tuż ponad siecią miotał się ogromny kształt.Patykowate kończynyporuszały się w szalonym tańcu.Resztka oddechu wydostała się z ust Garetha.Zaczynał tracić świadomość.Przedoczyma ostatni raz zamajaczyła mu śliczna twarz jego żony.Szeptała coś o tym, żenajważniejsze jest przetrwanie ich dzieci, że ona umiera, tak samo, jak umierała jej matka.Podobnie umierać będą ich córki i córki innych podobnych do niej.Kiedy skończyła mówićwprost do jego umysłu, powoli oddaliła się poza zasięg jego wzroku.Odpływała dalej i dalej.Gareth zamknął oczy, po czym nadludzkim wysiłkiem otworzył je po raz ostatni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]