[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Chwała Bogu! %7łe kwarciani coraz niechętniej przy Szwedzie stoją, że na Podla-siu wojewoda witebski Sapieha zbił zdrajcę Radziwiłła, mając wszyst-kich zacnych obywatelów po sobie.Jakoby cała Litwa przy nim stoi, zwyjątkiem %7łmudzi, którą Pontus ogarnął. Chwała Bogu! Nic żeście więcej ze sobą nie mówili? Owszem, namawiał mnie potem Kuklinowski, bym do Szwedówprzeszedł. Tego się spodziewałem rzekł ksiądz Kordecki zły to czło-wiek.A ty cóżeś mu odrzekł? Bo to, widzicie, ojcze wielebny, powiedział mi tak: Kładę nabok moją szarżę poselską, która się za bramą i bez tego kończy, a na-mawiam cię jako prywatny człowiek. A jam go jeszcze dla pewnościspytał, czy mogę jako prywatnemu odpowiadać.Powiedział: Dobrze! wtedy. Co wtedy? Wtedy dałem mu w pysk, a on się na dół pokocił. W imię Ojca i Syna, i Ducha! Nie gniewajcie się, ojcze.Bardzom to politycznie uczynił, a żeon tam przed nikim słowa nie piśnie, to pewno!Ksiądz milczał przez chwilę. Z poczciwościś to uczynił, wiem! odrzekł po chwili. To mniejeno martwi, żeś sobie nowego wroga napytał.To straszny człek! E! jeden więcej, jeden mniej!. rzekł Kmicic.Po czym pochylił się do ucha księdza. A książę Bogusław rzekł to mi przynajmniej wróg.Co mi tamtaki Kuklinowski! Ani się na niego obejrzę.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG220ROZDZIAA 17Tymczasem odezwał się grozny Arfuid Wittenberg.Znamienityoficer przywiózł jego surowe pismo do klasztoru z rozkazem dla ojcówpoddania twierdzy Millerowi. W przeciwnym razie pisał Wittenberg jeśli nie zaniechacie oporu i nie zechcecie ulegać wspomnionemupanu jenerałowi, bądzcie przekonani, że surowa was czeka za to kara,która innym posłuży za przykład.Winę zaś tego sobie przypiszecie.Ojcowie, po odebraniu tego listu, postanowili po staremu zwlekać,co dzień nowe trudności przedstawiając.I znów poczęły płynąć dni,podczas których huk armat przerywał układy, i odwrotnie.Miller oświadczył, że tylko dla zabezpieczenia klasztoru od kupswawolnych pragnie wprowadzić doń swą załogę.Ojcowie odpowiedzieli, że skoro załoga ich okazała się dostatecznądo obrony przeciw tak potężnemu wodzowi jak pan jenerał, tym bar-dziej wystarczy przeciw kupom swawolnym.Błagali więc Millera nawszystko, co święte, na uszanowanie, jakie lud ma dla tego miejsca, naBoga i cześć Marii, aby sobie poszedł do Wielunia lub gdzie by mu siępodobało.Wyczerpała się jednak i cierpliwość szwedzka.Ta pokoraoblężonych, którzy jednocześnie prosili o miłosierdzie i coraz gęściej zdział strzelali, doprowadzała do rozpaczy wodza i wojska.Millerowi w głowie z początku nie mogło się pomieścić, dlaczego,gdy cały kraj poddał się, to jedno miejsce się broni, co za moc je pod-trzymuje, w imię jakich nadziei ci zakonnicy nie chcą ulegnąć, do cze-go dążą, czego się spodziewają?Lecz czas płynący przynosił coraz jaśniejsze na owe pytania odpo-wiedzi.Opór, który się tu począł, szerzył się jak pożar.Mimo dość tępej głowy spostrzegł jenerał w końcu, o co księdzuKordeckiemu chodziło, bo zresztą wytłumaczył to niezbicie Sadowski:że więc nie o owo gniazdo skaliste, nie o Jasną Górę, nie o skarby na-gromadzone w zakonie, nie o bezpieczeństwo Zgromadzenia ale olosy całej Rzeczypospolitej.Spostrzegł Miller, że ów ksiądz cichy wie-dział, co czynił, że miał świadomość swojej misji, że powstał jako pro-rok, aby zaświecić krajowi przykładem, by głosem potężnym zawołaćna wschód i zachód, na północ i południe: Sursum corda! by czy toNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG221zwycięstwem swoim, czy śmiercią i ofiarą obudzić śpiących ze snu,obmyć z grzechów grzesznych, uczynić światło w ciemnościach.Spostrzegłszy to ów stary wojownik po prostu zląkł się i tegoobrońcy, i własnego zadania.Nagle ów kurnik częstochowski wydałmu się olbrzymią górą bronioną przez tytana, a sam sobie wydał sięjenerał małym, a na armię własną spojrzał po raz pierwszy w życiu jakna garść lichego robactwa.Imże to podnosić rękę na tę jakąś straszną,tajemniczą i niebotyczną potęgę? Więc zląkł się Miller i zwątpieniepoczęło się wkradać do jego serca.Wiedząc, że na niego winę złożą,sam począł szukać winnych, i gniew jego spadł naprzód na Wrzesz-czowicza.Powstały w obozie niesnaski i niezgoda jęła jątrzyć przeciwsobie serca; prace oblężnicze musiały na tym cierpieć.Lecz Miller zbyt długo przywykł w całym życiu mierzyć ludzi iwypadki pospolitą miarą żołnierską, aby chwilami nie miał pocieszaćsię jeszcze myślą, że twierdza podda się w końcu.I biorąc rzeczy poludzku, nie mogło się stać inaczej.Przecie Wittenberg przysyłał musześć dział burzących najcięższego kalibru, które już pod Krakowempokazały swą potęgę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]