[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Owocoś opuściło to miejsce, przynajmniej na razie - być może, bypożreć jakieś księstwo lub nawet dwa.Lecz wraz z nastaniemporanka miało wrócić, a wtedy ten diamentowo-żelazny światznikał, ustępując wyższej rzeczywistości utkanej ze światła.Każdy, kto był na tyle głupi, by tu wtedy przebywać, również byznikł.Venera i Carrier także patrzyli w zachwycie.Haydenbrał tylko krótkie wdechy; od wysokiej temperatury zrobiło musię słabo.- Dokąd? - spytał pośpiesznie Aubri.Kobieta omiotła wzrokiem niezwykłe wnętrze SłońcaSłońc.- Tam.- W miejscu, gdzie wskazywała, widać byłociemny kształt prostokąta wsparty o jedno ze słońc.Umieszczono go tuż poniżej diamentowego czubka u podstawyjednej z iglic.- To powinno być.coś na kształt punktuinformacyjnego dla gości.Hayden parsknął śmiechem, ale natychmiast pożałowałtego, gdy powietrze poparzyło mu gardło.- Kolejna stacja turystyczna?Aubri jedynie pokręciła głową.- Ta tutaj.- gwałtownie nabrała powietrza -.służynauce i pracom konserwacyjnym.%7ładnego zdalnego sterowania.%7ładnych turystów.- Mam nadzieję, że nikt tam na nas nie czeka.Znów potrząsnęła głową.Hayden uruchomił silnik i już353po chwili mknęli pomiędzy migotliwymi chmurami maszyn orazkabli.Teraz, jednakże, dało się słyszeć buczenie innychsilników.Zbliżały się gehelleńskie katamarany.Hayden poprowadził maszynę po łuku iglicy, wypatrującczegokolwiek znajomego.Prostokąt powoli zamienił się wpudełkowatą budowlę o długości około trzydziestu metrów,którą wykonano z jakiejś białej substancji.Kryształowy kolecprzechodził przez jej bok, a tuż obok tego punktu widać byłoniewielki kwadrat.Hayden zamrugał kilkakrotnie w falującympowietrzu; czy mu się to wydawało? Nie, tam były drzwi.Po obu flankach aerocykla pojawiły się smukłeniebieskie wrzeciona: katamarany.Przypominały opływowerakiety z zewnętrznymi silnikami odrzutowymi i kokpitami zdwóch stron.Przy obu kabinach umieszczono ciężkie karabinymaszynowe; te wycelowane były w maszynę Haydena.Jeden zGehellenów gestem nakazał mu zawrócić.Chłopak machnął na zgodę, ale leciał dalej.Kwadratowe drzwi znajdowały się w odległościzaledwie dziesięciu jardów, gdy Gehellenowie oddali strzałostrzegawczy.Pocisk zrykoszetował od diamentowej ściany.Hayden puścił kierownicę aerocykla i uniósł obie dłonie wgeście poddania, jednocześnie mocno ściskając maszynękolanami, by móc nią sterować.Kolejny strzał.Tym razem na powierzchni aerocyklapojawił się nowy otwór, zaledwie kilka cali od twarzy Aubri.Gdy sięgnął w dół, aby wyłączyć silnik, zauważył, żeCarrier niedbale wychyla się ze swojego miejsca.W ciszypozbawionej szumu silnika rozległo się głośne bang! Chwilępózniej mężczyzna zeskoczył z aerocykla, koziołkując wpowietrzu i oddał kolejne strzały.Obaj artylerzyści byli martwi.Pośrodku czoła ziały imidentyczne dziury po kulach.Carrier ściągnął Venerę z siodła, anastępnie pchnął ją w kierunku ciemnego obrysu drzwi, samemuwylatując na otwartą przestrzeń.Hayden krzyknął ostrzegawczo353i zobaczył, że nieprzytomna Aubri zaczęła spadać ze swojegosiedziska.Szybko wyjął jedną stopę ze strzemienia i wyciągnąłsię po Carriera.Chwyciwszy jego dłoń, ściągnął większegomężczyznę z powrotem, podczas gdy katamarany obróciły siędo góry brzuchami - ciągnąc za sobą smugi krwi i ukazującpilotów uzbrojonych w karabiny maszynowe.Venera znalazła w ścianie wgłębienie i wcisnęła weńbiały cylinder, którego strzegła jak oka w głowie.Pilocikatamaranów otworzyli ogień.Zwisnęły kule.Ich ostrzał byłjednak dość nieporadny, gdyż odrzut karabinów wprawiał wruch platformy strzeleckie.Jeden z pocisków trafił w pistoletCarriera, roztrzaskując mu go w dłoni.Mężczyzna cofnął się,przeklinając.Hayden jedną ręką chwycił Aubri za koszulę, drugąoparł na krawędzi drzwi, które gwałtownie otworzyły się wdiamentowej ścianie.Wkrótce udało mu się wciągnąćdziewczynę oraz aerocykl w plamę oślepiającego światła, przyogłuszającym akompaniamencie huku karabinów maszynowych.Dzwięk umilkł niespodziewanie, gdy drzwi zamknęły sięza nimi, a cała czwórka wraz z aerocyklem wpadła w świetlistąstudnię.*- Nic? Nic a nic? - Chaison poczuł mdłości.Dwajaerocykliści nie wyglądali lepiej; członkowie załogi utworzyliwokół nich półokrąg.Ich również poraziła ta wiadomość.- Sargasso jest porzucone, sir.Znikło wszystko pozajedną lub dwiema chatami, które przypominają budynkistrażnicze.Wszystkie statki odleciały, jeśli nie liczyćholowników, ale.- Na pewno nie ukryto ich gdzieś wewnątrz sargassa?Dwaj mężczyzni spojrzeli po sobie i obaj wzruszyliramionami.- Nie byłoby ich gdzie schować, sir.Szukaliśmy.Sir.sir, oni odlecieli.353Odlecieli.Pancernik Formacji Sokoła oraz cała flotanowych okrętów wojennych zmierzała do Slipstreamu.A możenawet już tam dotarła.Zaś Chaison Fanning zabrał siedemstatków, które mogły pomóc w obronie ich ojczyzny, trwoniącich siły na bezsensowną wyprawę w nadziei na zdobycie złudnejprzewagi.Przegrał wszystko.- Sir? Co teraz?Chaison Fanning nie miał żadnej odpowiedzi na topytanie.35320Chłodne powietrze obmyło twarz Haydena.Przez chwilęnapawał się tym, biorąc głębokie wdechy i przebiegając palcamipo spoconej głowie.Następnie przeniósł całą uwagę na Aubri.- Nie oberwała.- Carrier już był przy niej, kręcąc nią wpowietrzu, jakby była jakimś towarem na targowisku.Miałrację, nie było śladu krwi.Czy sprawiła to zabójcza pluskwa, która tkwiła w jejwnętrzu? Czy Aubri przekroczyła jakąś niewidoczną linię albozaczęła mówić coś, co mogło wywołać taką reakcję? Przezchwilę Hayden był pewien, że tak się stało i kobieta nie żyła.Wtedy Carrier położył jej rękę na czole.- Rozpalone.Ma przyspieszone tętno.Nie poci się;wygląda na to, że straciła przytomność z powodu gorąca.Aubri kaszlnęła słabo, otwierając oczy.- Och, moja głowa - mruknęła.Powiodła dookołazdezorientowanym wzrokiem.- Jakim cudem wróciliśmy na.Aha.- Wyciągnęła ramiona, szukając jakiegoś uchwytu.Haydenpodał jej rękę.Kobieta złapała ją i przyjęła pozycję pionową wstosunku do dwóch mężczyzn.- Jesteśmy wewnątrz Candesce - powiedziała.- I działamy pod presją czasu.- Venera niecierpliwieczekała w pobliżu drzwi.Wojskowy aerocykl zawisł wpowietrzu obok niej, dudniąc i trzaskając, w miarę jak stygłyjego części
[ Pobierz całość w formacie PDF ]