[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sumiennie kopiował treść tych świstków dohistorii jej choroby.Zachwycały go.Nie mógł się od tego powstrzymać.Każda strona była datowana drobnymi cyferkami w górnym prawymrogu, nawet jeżeli zawierała tylko jedno słowo, jak na przykład:Absolutalbo(sznurówka) albośpiewaj śpiewaj śpiewaj.Bywały też dłuższe fragmenty:Płonąc płonąc wspinam sięPorwij mnie w górę sprowadz w dół.Albo tak dziwaczne sformułowania, jak:Wynoś się z mojej klatki piersiowej Piracie rzezniku szaleńcze.Nogi się pod nim ugięły, kiedy przeczytał ten dwuwiersz:Spadałam z krawędzi świata I wtedy zesłano mi Santosa.Zrobiło mu się gorąco; rozpiął kołnierzyk koszuli.Szczęście i lupct oto, co jest mu potrzebne.Poranek mijał spokojnie.Miał do swojejwyłącznej dyspozycji pokój lekarski, tymczasem sial w magazynku oboki czytał te urywki w świetle słabej żarówki.Poczuł się głupio z powodutych absurdalnych, aczkolwiek koniecznych środków ostrożności.184Ktoś zbliżał się do pokoju lekarskiego, słyszał kroki i instynktowniezamknął drzwi.Naprawdę to śmieszne tak się kryć między półkami zmaskami chirurgicznymi.Trudno byłoby mu się z tego wytłumaczyć wzadowalający sposób. Parę łyków kawy i idziemy dalej. To głos doktora Vasqueza.Szuranie stóp idących w stronę stolika z kawą, stłumiony brzęk kubków. No i co pan sądzi o tej dziewczynie, tej poetce? Dziwny przypadek, panie doktorze odezwał się głos należącyzapewne do jakiegoś studenta. Nigdy się nie zetknąłem z czymśpodobnym. Sądzę, że hipoteza Santosa jest słuszna. Czy pacjentka się o tym dowie? Nie.Nalewanie kawy, dzwonienie łyżeczek. To szaleństwo, panie doktorze. Wiem, wiem.Nie można jednak ujawnić pacjentowi, że dostajeplacebo.Tak czy inaczej, jej szaleństwo jest nieszkodliwe. Co jeszcze można zrobić w takich przypadkach? Nic.Dzięki nim możemy jednak testować najnowsze leki.Robertowi wydawało się, że wyczuwa drwinę w głosie kolegi.Miałochotę wyrżnąć pięścią w perkaty nos Vasqueza.Dwa kubki stuknęły ostalowy zlew i obaj mężczyzni wyszli.Roberto otworzył drzwi i wziął głęboki oddech.Jednak znaczniewygodniej jest korzystać z pokoju lekarskiego, z jego nowoczesnymikrzesłami, dzbankiem do kawy, fikusem o pocętkowanych na brązowoliściach.Tutaj wszystko stoi na swoim miejscu, w należytym porządku.Wszystko jest czyste, rozsądne i puste.Propozycja doktora Santosa nie zdziwiła Evy.Podczas trzechspędzonych w szpitalu tygodni nie brakowało jej czasu na myślenie.Zdążyła zajrzeć w najgłębsze zakamarki swojego umysłu i stwierdzić zcałą oczywistością pewne rzeczy to mianowicie, że doznała wstrząsu,że mogła umrzeć i że nie ma185żadnych planów na przyszłość.Wobec Andresa zachowała się poprostu głupio, jak zasmarkane dziecko.Teraz jednak jej nogi znowupotrafią chodzić na polecenie doktora sześć razy dziennie spaceruje popokoju, między oknem a drzwiami.Wkrótce zostanie wypisana, będziemogła iść, dokąd zechce, ly lko właśnie dokąd? Oczywiście nogimogą zaprowadzić ją z powrotem do San Telmo, tam, skąd przyszła, donastępnej nory pełnej szczurów i karaluchów i do następnego Don Rufina.Może też wrócić do domu, do Montevideo, z pustymi rękami i wzniszczonych butach, i skonfrontować się ze smutkiem matki,pretensjami ojca oraz przyjemnym, uregulowanym życiem swoich braci.Chyba wolałaby się utopić w Rio de la Plata.Pod je j stopami czai sięjednak pustka, przepastna, ciemna otchłań.Jeśli tam wpadnie, niewydostanie się stamtąd już nigdy.Z kolei jeśli ma się ustrzec od upadku,nie może być taka, jak była.Dowiedziała się również pewnych rzeczy o doktorze Santosie tego,że studenci słuchają go w nabożnym skupieniu, że jest zaręczony (z pannąCaracanes, szepnęła jej jedna z pielęgniarek), że drżą mu palce, kiedykładzie na jej języku tabletki, że odwiedza ją z punktualnością zegarka, żemieszka w domu pełnym wytwornych przedmiotów i że ma wzrokwygłodniałego psa.Wiedziała, że nie jest złym człowiekiem łatwo wkońcu odróżnić tego, kto jest zły, od tego, kto jest głodny.Całymi liniamirozmyślała o jego wzroku i głodzie.I o swoim języku, mokrym, miękkimmięśniu, który doprowadzał go do drżenia.Doktor Roberto Santos drżał zjej powodu, mimo że był taki sławny i poważany.Ostatniego dnia jak zwykle czekał w milczeniu, aż wysunie język, poczym położył na nim trzy różowe tabletki i zostawił słonawy smakswoich palców.Powiedział: To już ostatnia dawka.Połknęła je bez popijania, przyglądając się Santosowi kartkującemuhistorię jej choroby.Wszystko się ustabilizowało.Odzyskała pani w pełni zdolnośćchodzenia.Jutro zostanie pani wypisana ze szpita-186la. Pokazał gestem okno. Może pani wrócić do normalnegożycia.Eva spojrzała w okno, za którym wszystko wyglądało tak jak zwykle. Rozumiem. Cieszy się pani?Okno było jakby za małe i zbyt kwadratowe. Dlaczego miałabym się nie cieszyć? Cóż. Nachylił się nad łóżkiem, tak że poczuła mydlany zapachjego wody po goleniu. Muszę o coś spytać.Czy pani ma w ogóle jakiśdom, do którego może wrócić?Złożyła ręce jak do modlitwy. W pewnym sensie. Jeśli dobrze rozumiem, przepraszam za śmiałość, nie jest to pewnemiejsce? Niezupełnie. W takim razie mam pewną sugestię.A raczej propozycję.Patrzyłana swoje ręce i czekała. Załatwię dla pani mieszkanie. Nie sądziłam, że szpital prowadzi tego rodzaju programy! Nie, skądże.Nie mówię w imieniu szpitala. Zakaszlał. Zajmęsię tym osobiście.Eva wiedziała, że istnieją różne rodzaje ciszy pusta i pełna.Ta,która zapadła między nimi, obfitowała w niedopowiedzenia.DoktorSantos poprawił kołnierzyk.Spojrzał na zamknięte drzwi, a następnie naEvę, która powoli dobierając słowa, jak do układanki, zapytała: Czy proponuje mi pan, abym sprzedała swoją cnotę? Zamrugał. Nie, oczywiście, że nie.Ja tylko.cenię panią bardzo jakopacjentkę.Pani dobro obchodzi mnie w najwyższym stopniu. Rozumiem. Evo, niech pani pozwoli sobie pomóc. Głos mu się załamał.Chciałbym tylko, jeśli nie będzie pani miała nic187przeciwko temu, odwiedzać panią, aby się upewnić, że wszystko idziedobrze. Przerwał na chwilę. Zależy mi na tym, aby dobrze się paniczuła.Jego twarz była zupełnie obnażona.Eva się uśmiechnęła. Ja też chcę dobrze się czuć.Doktor Santos wpatrywał się w jej oczy, usta, szyję, włosy i znowu woczy.Zamknął historię choroby. Dobrze. Jego fartuch zaszeleścił, kiedy wstawał. W takimrazie można uznać, że to załatwione.Następnego ranka razem ze śniadaniem Eva znalazła na tacy białąkopertę.W środku był klucz, sześćset peso i niepodpisana wiadomość: 657 Avenida Magenta, mieszkanie numer 10.Proszę wziąć taksówkę.Zobaczymy się jutro"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]