[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zniechęcona zamknęła okno.Starając się nie robić hałasu, na paluszkach krą\yła po do-mu.W końcu uchyliła drzwi wejściowe.Nie zapomniała niciporozumienia, jaka nawiązała się między nią a starszą paniąw dniu, gdy ścięto jej zawszone włosy.Wiedziała, \e nie wolno393jej wychodzić poza dom, z wyjątkiem oczywiście szkoły, alemieszkania naprzeciwko nie mo\na było przecie\ uznać za poza domem".I wtedy właśnie zrobiła coś, czego nigdy przedtem niezrobiła: zadzwoniła do drzwi naprzeciwko.Ze środka nie do-biegał \aden dzwięk.Odczekała chwilę i ponownie nacisnęładzwonek, tym razem dłu\ej.I niemal natychmiast zaczęła tego\ałować.Ju\ miała wrócić do siebie, gdy drzwi mieszkanianumer 10 cichutko się uchyliły.LOKAL NUMER 3Cemal, gdy tylko po\egnał ostatnią klientkę, wybiegł nerwowona ulicę  w skrytości ducha ura\ony tym, \e Celal nie wraca pozostawiając ceremoniał zamykania lokalu pomocnikom.Wieczorny wietrzyk dobrze mu zrobił.Przemknął szybkoprzez boczne ulice i wyszedł bezpośrednio na główną aleję.Maszerował tak z piętnaście minut, od czasu do czasu tracącw tłumie orientację, a\ dotarł do ulicy, przy której znajdo-wało się  jedna obok drugiej  pięć blizniaczo do siebiepodobnych piwiarni.Na ogół nie pijał piwa, ale tego wieczorumiał na nie ogromną ochotę.Wybrał pierwszą lepszą piwiarnięi wszedł do środka.Była zatłoczona.Siadł przy stoliku najbli\ej drzwi.Zawsze,gdy zdarzało mu się znalezć w obcym otoczeniu, starał siętrzymać blisko wyjścia.U kelnera o zapadniętych policzkachi anemicznej cerze, po którym na pierwszy rzut oka widaćbyło, \e organicznie nie znosi swojej roboty i myślami jestzupełnie, ale to zupełnie gdzie indziej, zamówił piwo i por- cję frytek.Gdy po chwili rozejrzał się, zauwa\ył czarniawegoosobnika rozwalonego przy stoliku naprzeciwko.Pod oczamimiał potrójne wory, ka\dy w innym odcieniu fioletu, i bacznie395mu się przyglądał.Nie spuszczając wzroku z Cemala, przy-wołał kelnera. Cze-mu-wró-cił-za-py-taj-się-go-cie-ka-we  wydyszałkelnerowi wprost do ucha, zionąc alkoholem.Zorientowawszysię, \e ten nie rozumie, o co mu chodzi, zirytował się. Za--py-taj-no-cze-mu-wy-szedł-cze-mu-wró-cił-zna-czy-się-sko--ro-wy-szedł-to-po-co-wra-cał-a-sko-ro-miał-wró-cić-to-po-co--wycho-dził. próbował mu wyjaśnić.Cemal wyczuł, \e o nim mowa, ale nie dosłyszał, co pi-jak mówi.Powa\nie zaniepokojony, skulił się na krześle, alew tym momencie jak spod ziemi wyrósł obok niego kelner. Nie zwracaj na niego uwagi, starszy bracie.To nasz stałyklient.Dziś ma podły humor i szuka zaczepki.Ale absolutnienie narobi kłopotu  powiedział znudzonym tonem.Piwo było wystarczająco zimne, za to upstrzone zawijasa-mi majonezu i keczupu frytki  ohydne.Keczup jak keczup,ale ten majonez  Cemal go po prostu nie znosił.Był zły nasiebie, \e nie uprzedził o tym kelnera.Zmienił pozycję, tak bywidzieć przede wszystkim nie przeciwległy stolik, lecz ten poprawej stronie.Jeden z czterech dobrze zbudowanych jegomości siedzą-cych przy nim trwał nieruchomo jak Budda z prawym kciu-kiem w górze.Palec był owinięty banda\em, a wokół paznok-cia widać było grudy zaschniętej krwi. Bracie, idz\e no wreszcie do domu.Po co siedzisz tu takz tym banda\em i szwami?!  burknął jeden z jego kompanów. Nie wiem, po co tu wróciliśmy.Tylko nam mogło przyjśćdo głowy, by prosto z pogotowia wrócić do knajpy  poparłgo drugi. Nie ma mowy!  powiedział wyrwidąb o garbatym no-sie, energicznie kręcąc głową. Zało\yliśmy się, co nie? Sko-ro przegrałem, kara musi być.Jeśli miałbym stracić honor, bo396mi tam jakieś trzy szwy zało\ą, wolałbym ju\ sobie łeb uciąć!Skoro przyszliśmy się napić, to się napijemy.I to za zdrowiemojej ręki.Bo ja jestem człowiek honoru! Jakbym nie dotrzy-mał słowa, miałbym palec cały.Ale ja słowa dotrzymuję! I tarana jest tego dowodem, no nie? Jak będziemy pili za zdrowiemojego palca, to tak, jakbyśmy pili za mój honor, no nie?Pozostali niechętnie podnieśli kieliszki.Atmosfera przystoliku zrobiła się lodowata.Kiedy indziej Cemal przestraszyłby się wiszącej w po-wietrzu burdy i jak najszybciej opuścił lokal, ale dziś miałnieprzepartą chęć się napić.Mimo zaczepek ze strony pijaka,majonezu na frytkach i terroru, który przy stoliku obok siałowinięty banda\em zakrwawiony paluch, zdecydował się po- zostać.Siedział więc i pił.Nim opró\nił do połowy drugi kufel, jego nienawykłe doalkoholu oczy zaczęły przypominać wypełnione krwią mied-nice.Wbijając wzrok w dziurawy i poplamiony obrus, wydałz siebie pełne zatroskania westchnienie.Dlaczego jego bratblizniak był tak inny? Nie mieli kompletnie \adnych cechwspólnych.Dlaczego ani odrobinę nie są do siebie podob-ni? I skoro mają tak odmienne usposobienia, dlaczego wcią\pracują razem? Pod koniec trzeciego piwa Cemal postanowiłpowiedzieć bratu, \e najwy\sza pora, by ich drogi wreszciesię rozeszły.LOKAL NUMER 9Gdy rozległ się dzwonek u drzwi, Madame Babcia zajęta byłaopró\nianiem przyniesionych toreb.Nikt nigdy nie dzwoniłdo niej oprócz roznoszącej rano chleb i raz w miesiącu zbiera-jącej koszyczkowe Meryem.Z początku uznała, \e to na dolektoś przez pomyłkę wcisnął guzik jej dzwonka, ale gdy pokilku sekundach brzęczenie rozległo się ponownie i do tegoprzeciągle, zapakowała wszystko z powrotem do toreb i po-tykając się z pośpiechu o własne nogi, zaniosła do małegopokoju.Wróciła zadyszana, zamknęła białe drzwi z szybamiz mro\onego szkła, oddzielające salon od reszty domu, i nawszelki wypadek dwukrotnie przekręciła klucz w zamku.Wy-jęła z zamka klucz na aksamitnej purpurowej wstą\ce, a po-niewa\ wiedziała, \e gdziekolwiek go poło\y i tak zapomni,gdzie go poło\yła, więc zawiesiła go sobie na szyi.Jeszczeraz skontrolowała spojrzeniem salon i niespokojnym krokiemruszyła ku drzwiom wejściowym. Ach, to ty, Su!  powiedziała z ulgą. I jak, wygodniejci z krótkimi włosami?Su, w adidasach wy\sza od Madame Babci o trzy i półcentymetra, pokiwała głową, szczerząc zęby w uśmiechu.Przesadna radość dziecka zaniepokoiła starą kobietę, ale gdy398spostrzegła, \e dziewczynka czeka, by ją zaproszono do środ-ka, niepokój ustąpił miejsca zakłopotaniu.Przez ramię jeszczeraz zerknęła na salon.Od wielu lat \aden gość nie przekroczyłprogu jej mieszkania.Nawet ukochanego brata nie wpuściła.Ilekroć się za sobą stęsknili, spotykali się w cukierni ozdo-bionej witra\ami, cieszącej się od wielu lat renomą.Wśródwoni cynamonu i śmietanki zjadali zawsze po porcji szarlotkii wypijali po dwie fili\anki cappuccino.Szukając pretekstu, by jakoś się pozbyć dziewczynki, nieura\ając jej przy tym, stara kobieta spojrzała głęboko w wielkieczarne oczy Su, tak podobne do oczu jej matki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire