[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie powiedziałamjednak nic i rzuciwszy jakieś usprawiedliwienie, skryłam się w moimpokoju.Pod drzwiami znalazłam białą kopertę opatrzoną moim imieniem.Wśrodku znajdował się niewielki biały karnet z czerwonym monogramemPałacu, na którym starannie wykaligrafowano:  Spotk.23 w bibliotece.J". 2Mogłabym spędzić kolejne dwie godziny, stojąc w progu mojegopokoju i gapiąc bezmyślnie na ową lapidarną wiadomość.Próbowałam doszukać się w tym niewielkim liściku ukrytego sensu,lecz nie mogłam wyczytać niczego poza władczym zaproszeniem.Prawda jest taka, że ani przez chwilę nie wahałam się, czy iść nawyznaczone mi spotkanie.Być może podświadomie chciałam uniknąćmyślenia o sprawach istotnych i skupiłam się na powierzchownychproblemach, przede wszystkim zaś na kluczowej kwestii: w co się ubrać?Rozłożyłam wszystkie moje ubrania na łóżku i przebrałam się cztery razy,zanim zdecydowałam się na czarną bawełnianą sukienkę z koronkowymwykończeniem, trzymającą się jedynie na cieniutkich czarnychramiączkach, odsłaniającą dekolt i uda.Pod sukienką byłam naga.Dotarłam do biblioteki, przechodząc przez ukryte drzwi i korytarz,który okalał apartament Juliena i prowadził na pierwsze piętro, wprost napodest monumentalnych schodów.Zazwyczaj nie korzystaliśmy z tejdrogi, żeby uniknąć przypadkowego spotkania z mieszkańcamipierwszego piętra pałacu.Lecz tego wieczoru Pałac był opustoszały.Stąpałam bosymi stopami po chłodnej posadzce w absolutnej ciszy.Dotarłam do biblioteki przynajmniej kwadrans przed ustaloną porą.Julien już tam był.Siedział w swoim ulubionym fotelu, odwróconyplecami do drzwi, i palił pa- pierosa, którego ognik zbliżał się już do filtra.Nie usłyszał, żeweszłam, albo przynajmniej nie dał tego po sobie poznać.%7łeby zwócić nasiebie jego uwagę, powiedziałam nieśmiało:- Proszę pana?Odpowiedział mi, nie odwracając się.- Pauline.Zbliż się.Podeszłam do niego, drżąc.Wskazał mi palcem puszysty dywanprzykrywający środkową część parkietu biblioteki.Obeszłam go bardzopowoli i ustawiłam się dokładnie w miejscu, które mi pokazał, a następniezwróciłam się twarzą w jego stronę i uniosłam wzrok.Jego czoło byłonaznaczone zmarszczkami, niczym wspomnieniem złych dni, jego brwibyły ściągnięte, a wzrok zagubiony w pustce.O jego prawą nogę byłaoparta długa czarna szpicruta.- Na kolana - rozkazał.Poczułam, jak zalewająca mnie fala adrenaliny powoduje lekki zawrótgłowy.Stanęłam stopami mocno na ziemi i demonstracyjniepowstrzymałam się od jakiegokolwiek ruchu.Wiele już zniosłam zestrony Juliena i stwierdziłam, że nadszedł czas, aby ustanowić pewnegranice, choćby były one zaledwie symboliczne.Nie chciałam się przednim upokarzać, a w każdym razie nie w taki sposób.Był tak zamyślony,że ledwo zauważył mój umyślny brak pokory.- No, dalej, wykonaj rozkaz - powiedział, myśląc być może, że poprostu nie zrozumiałam.- Nie.Może mi pan wymierzać klapsy, albo nawet mnie chłostać, jeślipan chce, ale nie będę przed panem klękać.Zdziwiony, spojrzał na mnie tak, jakbym rzuciła się na niego zpazurami.Jednak za tą fasadą oburzenia wyczułam zalążekzainteresowania i pewnego rozbawienia.We mnie jego postawawywołała całkiem przeciwne uczucie - byłam zniesmaczona do granic ipostanowiłam za wszelką cenę mu się oprzeć. - Jeśli zechcę, będziesz klęczeć - odpowiedział arogancko.- Co pan myśli - rzuciłam ze złością - że wszystko się panu należy? %7łewystarczy wydać rozkaz, żebym spełniła każdą zachciankę? Jest pan poprostu rozpuszczonym i kapryśnym dzieciakiem!- Proszę, proszę - odpowiedział ironicznie - teraz jestem kapryśnymdzieciakiem.Czy mam to przyjąć jako obelgę, czy jako komplement z ustdziewczyny, która pozwala sobie na zuchwałość, podczas gdy na co dzieńdaje się chłostać i posuwać i sprawia jej to przyjemność?Miał całkowitą rację.Nie wiedząc, co odpowiedzieć, spuściłam wzroki oblałam się rumieńcem.Czując, że odzyskuje przewagę, Julien wziął doręki swoją szpicrutę, wstał i bardzo powoli podszedł do mnie.- Wydaje mi się, że zniosłam już wystarczająco wiele upokorzeń -powiedziałam cicho, wbijając wzrok w dywan.- A mnie wydaje się, że przyda ci się ich jeszcze trochę.Był tak blisko mnie, że czułam we włosach jego oddech.Dotknąłpalcem mojego karku i powoli przesunął nim wzdłuż mojego ramienia.Choć była to ostatnia rzecz, której bym w tej chwili chciała, moje ciałoprzeszył gwałtowny dreszcz.Wyszeptałam niepewnym głosem:- Nie ma pan prawa mnie zmuszać.Popchnął palcem ramiączko mojej sukienki, tak że opadło na ramię, anastępnie okrążył mnie i zsunął mi drugie ramiączko.Delikatny materiałz cichym szmerem opadł na ziemię, zostawiając mnie nagą i wydaną najego spojrzenie.- Niebezpiecznie jest grać w grę, której zasad się nie zna - wyszeptałmi do ucha.- Znam je wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że nie ma pan prawamnie zmuszać.- Doskonale wiem, do czego mam prawo.A teraz, kiedy z tobąskończę, będziesz mnie błagała, żeby móc przede mną uklęknąć. Gardło mi się ścisnęło i nic już nie powiedziałam.Kazał mi stanąć nalekko rozsuniętych nogach, pochylić do przodu i chwycić dłońmi załydki.Ta pozycja była niewygodna, a jednocześnie przynajmniej taksamo upokarzająca jak ta, na którą się uprzednio nie zgodziłam.Międzymoimi rozchylonymi pośladkami mógł zobaczyć moje najbardziejintymne części - ciemny kwiat mojego odbytu i nabrzmiałe pożądaniemwargi mojego sromu, które po naszym starciu aż płonęły z pragnienia.- A teraz chcę usłyszeć, jak liczysz na głos.- Chyba pan żartuje! - rzuciłam oburzona.- Nigdy.Licz.I tak zrobiłam.Prawda jest bowiem taka, że Julien zawsze dostaje to,czego chce.Nie, nie za pomocą przemocy, lecz poprzez perswazję lubdlatego, że zna wystarczająco dobrze język ciała, żeby nakłonić mnie dodania mu dokładnie tego, czego pragnie.Podczas gdy bił mnie szpicrutą,uderzając z niepokojącą regularnością raz w jeden pośladek, raz w drugi,liczyłam głośno, nie myśląc o niczym innym, jak o ogromnym wysiłku,jakiego to ode mnie wymaga.Pięć, sześć, siedem, każda liczba byławyznaniem przepełnionej poczuciem winy rozkoszy, jaką czerpałam zbycia traktowaną w ten sposób, dwanaście, trzynaście, każdy cios stawiałmnie twarzą w twarz ze mną samą i z fantazjami, których nie potrafiłamzaakceptować, dwadzieścia, dwadzieścia jeden, każdy przebłysk bólusprawiał, że chciałam błagać, aby tortura dobiegła końca, i jedynie przezdumę stałam wciąż bez ruchu.Kiedy w końcu przestał mnie biczować,moje nogi drżały tak bardzo, że ledwo mogłam się na nich utrzymać.- Na kolana, albo zacznę od nowa - syknął przez zęby Julien.Trwałam bez ruchu i bez słowa.Pomimo mojej dumy wiedziałam, żenie będę w stanie znieść więcej.Byłam u kresu sił.Julien musiał zdawać sobie z tego sprawę i wiedziałam, że niebędzie kontynuował.W tej chwili odczuwałam do niego najgłębszezaufanie.Serce biło mi jak oszalałe, cała skręcałam się wewnątrz zestrachu, lecz trzymałam się kurczowo jedynej rzeczy, która zdawała siępewna: Julien wie, co robi.Pozostałam nieruchoma, zdana na jego łaskę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire