[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najwyżej jako statystki.Pomaturze, jeżeli ma pani zdolności i chęć wytrwania, trzebaspróbować dostania się do Wyższej Szkoły Filmowej na wydziałaktorski.Dopiero tam można będzie ocenić, czy naprawdęnadaje się pani do tego zawodu.Reżyser opowiadał jeszcze dużo ciekawych rzeczy o swojejpracy.Wypytywał Zygmunta, jak wygląda jego kariera wmilicji.Wspominał dawne, szkolne czasy. Jakbyś miał jakąś ciekawą sprawę, to może byśmyprzerobili ją na scenariusz filmowy? Jakie tam ciekawe sprawy! Zwykła praca.Trochę nauki,trochę szczęścia, cierpliwości i metoda, ot całe nasze milicyjnedziałanie. No, a ta ostatnia? Czytałem w Expresie Ilustrowanym ozbrodni na dansingu.Zastrzelili tam jakiegoś.chyba nazywałsię Robski, czy Romski. To właśnie mój brat. Bardzo panią przepraszam zmieszał się reżyser. Takijestem zapracowany, że nie bardzo wiem, co się naokoło mniedzieje. Nie szkodzi.Nic się nie stało. Tak zgodził się Zygmunt za parę lat, być może, sprawabędzie się nadawała na scenariusz filmowy.Ale dopiero wtedy,gdy ludzie trochę zapomną o wszystkich wydarzeniach. No, moi kochani, na mnie czas reżyser zaczai się żegnać zdziewczyną i porucznikiem więc, panno Ewo, umowa stoi!Matura i próbne zdjęcia. Chyba i my się rozejdziemy powiedział %7łytnicki, gdyzostali sami.Ja mam jeszcze pracę, a ty może wezmiesz siędzisiaj do nauki? Masz coś nowego? Jak tam teczka? Bardzo chciałabym ci pomóc.Tym bardziej po tymwszystkim, co dla mnie zrobiłeś.Teczki u nas w domu nie ma.Przypomniałam sobie tylko jedno.Wtedy, gdy mi te fotografiewypadły, wiesz, mówiłam ci o tym? Gdy je podnosiłam, tojednocześnie spojrzałam na kartkę papieru, do której zdjęcieprawdopodobnie było przyczepione.Mietek pisał tam o jakiejśAuckiej i o paru mężczyznach, których ta Aucka okradła, o ilemogłam zrozumieć.Nie doczytałam jednak do końca, bo w tejchwili wszedł brat, odebrał zdjęcia i zamknął skoroszyt.Mówiłam ci, że nawet mnie uderzył.No, ale naprawdę musimyjuż iść.A tę maturę spróbuję zrobić.Po wyjściu z Grandu porucznik wsiadł do autobusu iprzejechał parę przystanków.Wysiadł na Piotrkowskiej kołoKatedry, przeszedł na drugą stronę ulicy, odszukał odpowiedninumer domu, dla pewności spojrzał jeszcze raz na adres, którydostał od szatniarza z dansingu i wszedł na trzecie piętro.Zadzwonił.Jedna połowa dużych, na brązowo pomalowanydrzwi, uchyliła się na szerokość łańcucha.W jasno oświetlonejszparze Zygmunt zobaczył przyjemnie uśmiechniętą starsząpanią. Pan do kogo? zapytała.Porucznik wymienił nazwisko. Zobaczę, czy jest odpowiedziała kobieta i z powrotemzatrzasnęła drzwi przed nosem oficera milicji.Czekał długo.Co najmniej pięć minut.Za drzwiami słyszałjakieś szmery.W pewnym momencie ktoś do tych drzwi znowupodszedł i obserwował przybysza przez wizjer.Wreszciedębowe podwoje otworzyły się po raz drugi. Proszę, niech pan wejdzie starsza pani wpuściłaZygmunta do dużego, prawie całkowicie pustego przedpokoju.Stało tutaj tylko krzesło i parę wieszaków.Kobieta wskazała najeden z nich. Proszę, niech się pan rozbierze.Oficer zdjął jesionkę i kapelusz.Przejrzał się w dużym lustrzei przygładził włosy. Tędy starsza pani otworzyła drzwi w głębi przedpokoju.Teraz Zygmunt znalazł się w dużym pokoju o prostokątnymkształcie.Na pewno dawny stołowy.Ale z tamtych czasówzachował się tutaj tylko wielki i szeroki, chyba na dwadzieściaosób, stół otoczony dużą ilością krzeseł.Takie same krzesłastały także wzdłuż ścian pomieszczenia.Naprzeciwko Zygmunta wyszedł młody, dobrze zbudowanyczłowiek.Lekko skłonił się gościowi. Czy pan.? oficer milicji ponownie wymienił podane munazwisko. Nie.Jestem jego młody człowiek chwilę zawahał sięjakiego użyć określenia i zakończył jestem jego sekretarzem.Pan w jakiej sprawie? To zupełnie prywatna sprawa.Mężczyzna wyglądający raczej na goryla niż na sekretarzaprzybrał smutną minę. Niestety tłumaczył szef jest bardzo zajęty.Nie będziemógł z panem rozmawiać.Może ja mógłbym to załatwić? Obawiam się, że nie.To ściśle osobiste. Trudno będzie sekretarz rozłożył ręce. Zapewniam pana, że tylko parę minut. Zobaczę, czy coś się da zrobić.Proszę niech pan usiądzie izaczeka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]