[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzeba będzie iść przezgóry czterdzieści sześć kilometrów, musimy jakoś dać radę.Matka Atymkuła, stara Kubamyczbekowa, dowiedziała się, że jej synwysiaduje pod moim domem.Przyszła i sprała go szmatą po głowie.Okropnie się biedak wstydził.Nareszcie, może będę miała spokój.Nazajutrz Kubamyczbekowa przyszła do mnie, kiedy wróciłam z pracy.Przestraszyłam się, że może z pretensjami.Ale nie.Kasia posłużyła namza tłumacza.Okazało się, że Atymkuł został powołany do wojska i onachciałaby, żebym mu zrobiła trzypalcowe rękawiczki, takie jakie robiłamzimą innym.Zdziwiłam się, bo przecież jest lato.Powiedziała, że chciałmieć pamiątkę, ale ona nie pozwoliła mu tu przyjść.Przyniosła miworeczek kukurydzy.Nie wzięłam od niej wełny, powiedziałam, że zrobięmu ze swojej.Po dwóch dniach posłałam im gotowe rękawiczki przezKasię.Dziękowali bardzo i dali owczego sera, a Atymkuł po cichuwetknął jej rubla w garstkę.Zapomniałam wkrótce o chłopcu, bo ani nieRS140przychodził już pod dom, ani nie widywałam go w polu, gdy pewnej nocyobudziło mnie głośne, dramatyczne śpiewanie.Nastrojowy, niepokojącyszyryłdan wibrował wśród nocnej ciszy, a echo powtarzało go daleko wgórach.Uchyliłam zasłonki w oknie.Atymkuł stał niedaleko ze swoimikyjakami i z wybieloną blaskiem księżyca twarzą, żegnał mnie pieśnią.Nazajutrz rano odjechał z rekrutami.Wczoraj śnił mi się Piotr.Boleśnie realnie.Nie mogłam przez cały dzieńotrząsnąć się z wrażenia.Był wczesny ranek w Połoneczce.Leżałam wnaszym łóżku udając, że śpię, a Piotr krzątał się, bo wybierał się do pracyw piekarni.Starałam się nie ruszać, żeby nie zauważył, że już sięobudziłam.Poprzedniego dnia miał swój zły dzień i kłóciliśmy sięwieczorem.Miałam żal do niego.Potem niespodziewanie zobaczyłam, żesiedzimy obok siebie przy stole.Z pochylonymi głowami, oparci czołami.- Nie potrafię być dobrym mężem dla ciebie.Ciągle cię irytuję.Niekochasz mnie już, Zochna - mówił płacząc.Zrobiło mi się przykro.- To nie w tym rzecz, czy ja cię kocham czy nie.Ty zawsze wszystkopsujesz.Takie życie jest nie do wytrzymania.Widzisz, jestem kłębkiemnerwów! - tłumaczyłam mu, pokazując swoje drżące dłonie.Piotr wstał i powiedział: - To ja już pójdę, jednak uważaj na wodę.Chciałam pobiec za nim, ale przebudziłam się.To, co się działo we śnie,było niedorzeczne, tak samo jak cała ta nasza rozmowa.Ale widziałamPiotra tak wyraznie, tak mocno czułam przy czole jego czoło, takprawdziwie brzmiał jego głos.i nastrój tego snu był taki, że nie mogłamuwierzyć, że to sen.Zupełnie jakby się to zdarzyło naprawdę i przedchwilą.Chciałam zasnąć za wszelką cenę, bo nazajutrz miałyśmy iść doUzgenu.Uświadomiłam sobie, że chciał mnie przed czymś ostrzec.Zawsze kiedy czyha na mnie lub na Kasię jakieś niebezpieczeństwo, śnimi się ktoś z moich zmarłych.Odegnałam te myśli od siebie, przytuliłamsię do Kasi, ale kiedy czułam jej ciepło, przypomniało mi się, jak we śniePiotr przytknął swoje czoło do mojego.Czy to naprawdę był tylko sen?Zatęskniłam do niego rozpaczliwie.Przepłakałam cichutko do rana.RS141ROZDZIAA DWUDZIESTYO świcie nakarmiłam dziecko, upiekłam lepioszki na drogę i kiedyWandzia przyszła, żeby zaopiekować się Kasią, byłam gotowa do wyjścia.Pani Małynicz i Urszula razem z kirgiskim chłopcem czekały już nadrzeką.Chłopak miał nam pokazać ścieżkę przez góry, która wiodła dobrodu.Jeśli woda okaże się wysoka, mamy iść stromizną jeszcze dwakilometry, gdzie powinien być wysoki mostek, prowadzący donajbliższego kołochozu za rzeką.Szliśmy tak około pół godziny ścieżkąwśród kamiennych stoków, która albo wiodła zboczem nad samą rzeką,albo oddalała się od niej.Kiedy zbliżała się do wody, szło się dośćniebezpiecznie.Zcieżka była wąska, kamyki obsuwały się z niej, a tam wdole, dwadzieścia metrów niżej, huczała po skałach woda.Wreszciewyszliśmy na łagodne zbocze, dróżka poszerzyła się i schodziła stopniowoku szeroko rozlanej rzecze.Chłopak podwinął wysoko nogawki i ruszyłprzodem.Zdjęłyśmy buty.Woda sięgała nam trochę ponad kolana,gdzieniegdzie ledwie ponad kostki.Była jednak zimna tak bardzo, że nogimarzły do bólu.I bystra.Kamienie na dnie zaś śliskie i ruchome, trudnobyło więc utrzymać równowagę.Przeszłyśmy z trudem te paręset metrów iusiadłyśmy na kamieniach, żeby osuszyć i ogrzać nogi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]