[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Teraz zawiera pakt z szatanem.- Colter nachylił się do jej ucha.- Oddajeduszę w zamian za dwadzieścia pięć lat przyjemności.Wysoka cena za tak krótkiokres.- To prawda, milordzie - szeptem odpowiedziała Celia - ale znam ludzi, którzyza znacznie mniej zrobiliby to samo.- Obraca się pani w dziwnym towarzystwie, panno St.Clair.Popatrzyła mu prosto w oczy.179SR - Nie z własnego wyboru, milordzie.Poczuła ulgę, kiedy ogłoszono przerwę.Northington odprowadził ją tylko do foyer.Potem grzecznie przeprosił Jacqueline iodszedł, nawet nie spojrzawszy na Celię.W foyer było bardzo tłoczno.Klejnoty skrzyły się w rzęsistych światłach.Przyszli tu wszyscy, którzy choć przez chwilę chcieli się pokazać - od kurtyzan doarystokratów.- Własnym oczom nie wierzę! - zawołała Celia, kiedy Jacqueline wskazała jejpanią Poirier, która w asyście swoich podopiecznych rozmawiała z kilkomaznanymi dżentelmenami.- Czy to nie lord Harrow stoi przy niej?- W rzeczy samej.Nie powinnaś się dziwić.Madame Poirier przyszła tutaj wposzukiwaniu możnych protektorów.Wydaje mi się, że lord Harrow znalazł już cośdla siebie.Celia z ukrytą fascynacją przypatrywała się tej scenie.W pierwszej chwili niezauważyła, że ktoś do nich podszedł.Odwróciła się dopiero wtedy, kiedy Carolynwzięła ją za rękę.Z roztargnieniem spojrzała na jasnowłosego mężczyznę.Rozpoznała go, gdy się odezwał.- Pani wybaczy, panno St.Clair.Mam nadzieję, że pani mnie sobieprzypomina.- Tak, oczywiście.Pan Carlisle.Poznaliśmy się na statku.James Carlisle uśmiechnął się z zadowoleniem i pokiwał głową.- Widzę, że już zdążyła pani na dobre osiąść w Londynie.Czy podoba się panidzisiejsze przedstawienie?- Bardzo, panie Carlisle, bardzo.Muszę pana serdecznie przeprosić za to, żedo tej pory nie oddałam mapy.Mam nadzieję, że nie uważa mnie pan zaniewdzięcznicę.Wyślę ją jutro pod wskazany adres.- Ciągle ją pani ma? Och, to cudownie! Widzi pani, to prezent.Mógłbymkupić drugą, lecz ta jest dla mnie szczególnie cenna.180SR - Jeszcze raz przepraszam.Zrobiłam to niechcący.Zapewniam pana, panieCarlisle, że chciałam ją odesłać już następnego dnia po przyjezdzie do Londynu.- Panno St.Clair, proszę nie robić sobie najmniejszych wyrzutów.Prawdęmówiąc, zupełnie o tym zapomniałem.Dopiero teraz, kiedy zobaczyłem panią wloży, pomyślałem sobie, że to dobry pretekst do odbycia rozmowy.Uśmiechnął się szeroko.Celia roześmiała się z wyrazną ulgą.- Szalbierz z pana, sir!- Och, tak.Pod tym względem najzupełniej się z panią zgadzam.Może mapani ochotę na kieliszek ponczu?- Bardzo dziękuję, ale miałyśmy już wracać do loży.To moja kuzynka, pannaLeverton.Carolyn, oto dżentelmen, o którym ci kiedyś opowiadałam.Był takuprzejmy, że pożyczył mi plan miasta, kiedy dobijaliśmy do przystani.Po krótkiej wymianie stosownych grzeczności Carlisle pożegnał obie panie.Celia ponownie go zapewniła, że jutro odeśle mapę.Tłum gęstniał.W pewnymmomencie ktoś ją z tyłu popchnął.Zachwiała się, lecz James Carlisle w poręszarmancko ją podtrzymał.- Hola, hola! - krzyknął do niezgrabiasza.Obcy mężczyzna wymamrotałkrótkie przeprosiny i czym prędzej odszedł.- Wszystko w porządku, panno St.Clair? - spytał Carlisle.- Tak, tak.Nic się nie stało.Przerwa dobiega końca.Do zobaczenia.Odrobinę za długo trzymał jej dłoń w swojej.- Już liczę dni do naszego następnego spotkania.Celia westchnęła z ulgą, kiedy odszedł.- Jeszcze jeden wielbiciel? - szepnęła Carolyn.- Tym razem ze statku?Celia żartobliwie pacnęła ją wachlarzem.- Tylko znajomy.Dosyć natrętny człowiek.Idz sama do loży, zaraz tamprzyjdę - dodała.- Muszę jeszcze wpaść do toalety.181SR Skręciła w bok długim, dobrze oświetlonym korytarzem.Minęła dwierozchichotane damy, które wracały na salę i poszła dalej.Po wyjściu z toaletyusłyszała wysoki głos madame Catalani, więc przyspieszyła kroku.Na korytarzuzgasły światła.Celia przystanęła niezdecydowana.Wszystko stało się tak nagle, że nawet nie zdążyła krzyknąć.Poczuła, że ktośją chwyta i przyciska do ściany.Silna dłoń zamknęła się na jej gardle.Nie mogłazłapać oddechu.Przed oczami zatańczyły jej barwne plamy.Zebrała w sobiewszystkie siły i kopnęła na oślep kolanem.Usłyszała grubiańskie przekleństwo.Ucisk zelżał.Celia powoli osunęła się po ścianie na podłogę.Dyszała ciężko,przykładając dłonie do obolałego gardła.Z ciemności dobiegały dziwne odgłosy.Dobrze wiedziała, że powinna jak najszybciej uciec, ale nogi wciążodmawiały jej posłuszeństwa.Wstała pomału i chwiejnym krokiem, wodząc ręką pościanie, poszła w kierunku odległego foyer.Ktoś złapał ją z tyłu.Próbowałakrzyknąć, ale wydała z siebie jedynie cichy szept.- Nic nie mów - usłyszała znajomy głos.- Zaraz cię stąd zabiorę.Northington? Co on tu robi? Co to wszystko znaczy?Usiłowała wyrwać się z jego uścisku, ale on wciągnął ją w jakieś drzwi,których przedtem nie zauważyła.Wciąż było ciemno, lecz poczuła znajomy smródulicy.Zimny wiatr owionął jej nagie ramiona.Nie przestała się szarpać.- Celio - rzekł Northington - uspokój się! Ich jest trzech, a ja tylko jeden.Niemam ochoty na dalszą bijatykę.Najpierw muszę się zająć tobą.Nic z tego nie rozumiała.Nie wiedziała, czy Colter próbował ją ratować, czyporwać.Była tak oszołomiona, że nawet nie protestowała, kiedy wsadził ją dopowozu.Jechali ulicami Londynu.Colter wciąż zachowywał uparte milczenie.Powiedział jej tylko, że będzie bezpieczna.Wreszcie powóz stanął na tyłachwąskiego budynku przy ciemnej ulicy.Weszli przez kuchnię.Celia w przelociezobaczyła kilka roznegliżowanych kobiet siedzących w salonie.Northington wdał182SR się szeptem w rozmowę.Pózniej wziął Celię za rękę i pociągnął na ciasne schody.Znalezli się w obszernym i komfortowo wyposażonym pomieszczeniu.Dalej widaćbyło przez otwarte drzwi sypialnię z podwójnym łożem.Celia wiedziała już, gdziesię znalazła.To był Konwent albo Szkoła Wenus, jednym słowem dom schadzek.- Nie rób takiej zdziwionej miny - powiedział Colter, widząc jej karcącespojrzenie.- Tylko tutaj będziesz bezpieczna.Nie rozumiesz, że znalazłaś się wfatalnym położeniu?W milczeniu kiwnęła głową.Stała nieruchomo, dopóki Northington nieposadził jej w fotelu.- Masz podarte ubranie - powiedział.Dopiero teraz zobaczyła, że jej piękna zielona suknia jest cała w strzępach,rozdarta od pachy aż do pasa.Zgubiła też jeden pantofelek.- Z pewnością madame Poirier coś ci pożyczy.Nie, kochanie, nie musiszzasłaniać się przede mną.Widziałem cię już bardziej rozebraną.Nie pamiętasz?Wyglądasz, jakbyś wpadła pod powóz.Jesteś cała posiniaczona.Możesz mówić?Przeklęte łotry! Mam nadzieję, że wszystkich zabiłem.Celia była nadal oszołomiona.Owszem, słyszała szamotaninę i w bladymświetle dochodzącym z foyer widziała rozciągnięte na podłodze ciała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire