[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie miał najmniejszej ochoty spotykać się z jakimiś gośćmi.Nie, to nie byli goście.Głosy należały do Majki i do dzieci.Majka dotrzymywała obietnicy racjonalnie.Siedzenie nad dziećmi w łóżeczkach i opowiadanie im bajek wykluczała absolutnie, na takie dyrdymały brakowało jej czasu, dzieci w łóżeczkach powinny spać, a nie zawracać głowę.Wieczorami praca szła jej świetnie, a teraz właśnie szwedzka ekspozycja wyjątkowo przysparzała natchnienia, jak zwykle zajęte miała oczy i ręce, reszta anatomii pozostawała wolna.No i Harald Sinozęby znakomicie do tej roboty pasował.-.Harald Sinozęby był w ogóle okropny - mówiła Majka.- Tyran, despota, musiał się zetknąć ze Świętosławą, kiedy jeszcze była żoną Eryka Zwycięskiego i królową Szwecji.Była bardzo piękna.- Podrywał ją! - podchwycił żywo Tomek.- No pewnie.Nie bez powodu syn go wygnał, Swen Widłobrody, król Danii, i sam się z nią ożenił, kiedy Eryk zginął w bitwie, ale to znacznie później.Haralda za nic w świecie by nie chciała, jak dla niej, stary pryk i obrzydliwy.- Ale ten nasz wcale nie jest obrzydliwy - zaprotestowała z urazą Krysia.- Nam się podoba, jest fajny!- I nie ma sinych zębów - przypomniał z naciskiem Tomek.- Nie ma - zgodziła się Majka.- Ale tamten miał.Przesuńcie się, muszę wydrukować dwie witryny.To duże.Szmer drukarki nie zagłuszył pytania Krysi.- A czy nasz Harald jeszcze przyjedzie?- O, na pewno.Musimy tu sprawdzić, czy wszystko pasuje do siebie.Dopiero potem ja pojadę tam.- I on już więcej nie przyjedzie?- Kto tak powiedział? Przyjedzie na ucztę bez obowiązków służbowych.O ile, oczywiście nam się uda.No dobrze, możecie teraz zjeść kolację, a jeśli chcecie więcej szczegółów, musicie sobie poczytać, bo ja wszystkiego na pamięć nie umiem.- Pokażesz nam, które książki?- Pokażę, oczywiście.Dominik ruszył się dopiero teraz.Stojąc w progu salonu z rosnącym zainteresowaniem wysłuchiwał historii stosunków polsko-skandynawskich w średniowieczu, prezentujących się w wykonaniu Majki dość oryginalnie.Właściwie zawsze lubił jej interpretacje historyczne, znacznie ciekawsze, niż to, czego uczono w szkole, i zgadzał się z głoszonym przez nią poglądem, że historię tworzą jednostki ludzkie, a nie instytucje, ani też przedmioty.Nawet milion armat, zgromadzonych na jednym błoniu, nie wystrzeli bez człowieka.No tak, ale teraz miał co innego na głowie.Dzieci na widok tatusia ucieszyły się ogromnie.Przejęte były Haraldem Sinozębym z przyległościami tak, że nawet nie zwróciły uwagi na brak matki przy kolacji, to w końcu nie było niczym szczególnym, siedziała wszak przy pracy, zwykła rzecz.W kolacji wziął udziałojciec, też dobrze, nie kłócili się przecież, nikt się nikogo nie czepiał.- Ciekawe, dlaczego on te zęby miał sine - rozważał Tomek.- Od czego zęby sinieją?- Ze złości może? - wysunęła supozycję Krysia.- Jak był taki okropny, na pewno się złościł.Obydwoje spojrzeli pytająco na ojca.Dominik miał kłopot.Doznawał wrażenia, że coś powinien, ale nie wiedział co.Nie myślał nie tylko racjonalnie, ale w ogóle, ponieważ tak naprawdę nie chciał myśleć.Opętanie Kręcidupcią wyjałowiło mu umysł, owinęło go jakimś kokonem, unieruchomiło szare komórki.Gdzieś na samym dnie istniała udeptana i ugnieciona wiedza, że myślenie mu zaszkodzi nieodwracalnie, popadnie w konflikt z chceniem i chcenie dozna szwanku.W żaden żywy sposób nie umiał się z tym pogodzić, protest zgrzytał w nim tysiącem zębów, zapewne bardziej sinych niż tego jakiegoś Haralda.Gdzieś na marginesie zwojów mózgowych drobniutki fragment pozostawał wolny, ale włączał się jedynie w odniesieniu do pracy zawodowej, reszta była tajemniczym mazidłem, w którym utonąłdoszczętnie.Z mazidła wyłaził uporczywie Harald Sinozęby.Dzieci, można powiedzieć, podsunęły temat, którego chwycił się jak tonący brzytwy.Mętnie zrozumiał, że któryś Harald tu był, nie ten historyczny przecież, współczesny i chyba żywy, a dzieci wydawały się nim zachwycone.Dlaczego właściwie?- On tu był? - wyrwało mu się.- Kto?- Ten Harald.- Który?- No właśnie, który? Ten z zębami?Przez chwilę ogólna dezorientacja brała górę, ale szybko przywiędła.- No co ty, tato - prawie obraził się Tomek.- On miał zęby całkiem takie jak na reklamach pokazują.Tak latali tam i z powrotem, raz matka, raz on.- I razem z matką tańczyli - dołożyła z zachwytem Krysia.- Ale krótko.I na małym kawałku.- I nic nie stłukli - uzupełnił nieco smętnie Tomek.- Ale on tu jeszcze przyjedzie, może nawet parę razy, a ja się nauczę po szwedzku, bo on mi się spodobał.I ciekaw jestem, co jeszcze razem zrobią.O nie, tego Dominik nie zamierzał być ciekaw.Coś pisnęło w nim gdzieś, ale nawet nie wiedział co i gdzie, bo stłamsił to natychmiast.Nie obchodziło go.Zaciekawił go natomiast, jako bądź co bądź człowieka pracy, zawód owego Haralda, polegający na osobliwych poczynaniach ruchowych.- A co on w ogóle robi, ten Harald bez zębów? Czym on jest?Dzieci z oglądanych scen wyciągnęły własne wnioski.- Chyba to samo co matka, te wystawy i reklamy i w ogóle.Tylko matka zaczyna, ten, no, jak mu tam, projekt.robi.- I kolory i ozdoby, i to takie.- Ona mówi, że to się nazywa aranżacja - pochwalił się swoją wiedzą Tomek.- I potem wszystko ustawia w naturze.- Ale ty to przecież wiesz! A on, ten Harald, robi zdjęcia i kręci kamerą, różnymi kamerami, i dodaje różne takie.O, efekty!- Fotografik? - spróbował zgadnąć Dominik.Tomek pokręcił głową.- Mało - rzekł z namaszczeniem.- Więcej.On ma coś z holografią.Ja wiem co to jest i mnie się to bardzo podoba.To te takie trójwymiarowe.Dominikowi zrobiło się na chwilę przyjemnie, ale nawet nie przyszło mu do głowy, że poczuł się dumny z inteligencji własnych dzieci.Nie spodobała mu się natomiast przydatność Haralda i też nie wiedział dlaczego.- I on tak przyjeżdża ze Szwecji? - wyrwało mu się, chociaż był pewien, że żadne podróże żadnych Haraldów, historycznych czy współczesnych, z zębami czy bez, nic go kompletnie nie obchodzą.- Oni te wystawy czy coś takiego robią w Szwecji - wyjaśnił z wyższością Tomek.- To skąd ma przyjeżdżać? Już tu była taka jedna, ale tylko na schodach, słyszeliśmy jak matka rozmawiała z panią Bożenką, podobno wszystko strasznie drogie, a Szwecja jest bogatsza niż my i może sobie pozwalać.Matka dostała zlecenie i wzięła.- Bo się zlitowała nad tą, co została na schodach - uzupełniła Krysia.W Dominiku zakotłowała się osobliwość, jakby wybuch rewolucji w mrowisku.Strasznie dużo mrówek, wręcz miliony, i wszystkie rzuciły się nagle do walki ze sobą wzajemnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]