[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Waldo odgadł, że niektórzy wycofywalisię do lasu, inni czaili się do skoku na mury.Prowadził przed sobąAbotta i modlił się, żeby nie natknąć się na zdziczały podjazd lubzabłąkaną strzałę.W oparach mgły, dymu i błocie posuwał się doprzodu.Z bliska mógł ocenić, ile setek szczurów oddało życie naprzedpolach zamku Syriusa.Leżały całymi kupami.Zabite dzidami,strzałami lub kamieniami miotanymi z olbrzymich katapult.Niektóremiały rany od miecza.Tuż obok nich leżeli zabici żołnierze księcia.Handlarz odgadł, że jazda Syriusa nie próżnowała.Wypady byłynagłe i krwawe.W bezlitosnym boju poginęły nawet szlachetne,latami szkolone konie.Trupy zaściełały prawie całą ziemię wokółzamku.- Puść mnie, a dam ci monet, ile zechcesz.- wycedził przez zębyAbott.Im bliżej szczurów, tym większy strach opanowywał barbarzyńcę.Zbyt dużo miał na sumieniu, aby łudzić się, że mutanty nierozpoznają go i darują życie.Przez całe lata zapuszczał się do ichkrainy, palił ją, grabił i porywał mieszkańców w niewolę.Silni byli,wytrwali i karni.Sprzedani daleko poza granicami Kreporu,Wizydonu, Lopmelii czy w Górach Asty posłusznie uprawiali pola,budowali zamki, chaty lub obszerne obronne budowle.Wystarczyłoim dać do syta wziętych w niewolę dziewek, a zapominali o buntach istawali się łagodni jak baranki.Oddział szczurów musiał zauważyć obcych, ponieważ pięć postaciw habitach ruszyło w ich stronę.Po drodze wyciągali miecze.Kiedyzatrzymali się przed Waldem, smród szczurzego potu, moczu iodchodów uderzył handlarza w nozdrza.Abott również zmarszczyłnos i zakasłał.Nie odezwał się jednak.Zżuł w ustach przekleństwo.Mutant z pyskiem owiniętym płótnem pokazał mieczem na Abotta izapytał:- Zmierci szukasz, czyś słowem chroniony?- Od Nariagi jestem - odparł spokojnie Waldo.- Ogarnęli nasSyriusowi, wybili, a mnie udało się uciec.Zamek wasz, a staregoprzepołowiłem.Mutant łypnął na handlarza i powiedział:- Ruszaj.A tego gada skądś znam.- Szczurzy pazur skierował sięna Abotta.- Ktoś ty, że miecz na gardle nosisz?- Nikt ważny, panie.- Barbarzyńca dopiero teraz zaczął sięnaprawdę trząść ze strachu.Handlarz zaśmiał się głośno ipogardliwie.Szli za koniem, a miecz na szyi naciął już skórę i lekkozabarwił się na czerwono.- Ażesz, gnido! - stwierdził nieufnie jeden ze szczurów.- Za takiegadanie mogę cię powiesić za jaja na tamtych drzewach.- Panie.- zaczął Abott, ale ostrze miecza mutanta dzgnęło golekko w brzuch.- Za pana karzemy długo i boleśnie.- syknął szczur.- A za.Mutant przerwał, ponieważ z lasu wyłonił się oddział wiozący nawozie długie pale z zatkniętymi na ich wierzchołkach ludzkimigłowami.Waldo i Abott zatrzymali się, podobnie jak eskortujące ichszczury.W milczeniu przyglądali się zakrwawionym głowom.Kiedypale zostały wbite w ziemię, a twarze zabitych skierowane w stronęzamku, Waldo zduszonym głosem zapytał:- Co to za ludzie? Ani barwy nie mają, ani odznak.Powracające z wozem mutanty spojrzały na niego spode łba, ajeden z nich burknął:- Cesarza im się zachciało.Krwi naszego Yca.Gap się, możerozpoznasz swojaka, kundlu.Ten najwyżej, to graf.Wołali na niego,Donahue.Kwiczał jak prosię, kiedyśmy mu gardziel na żywcapiłowali.- Zdrajca?- Gorzej - odpowiedział mutant i splunął na ziemię.- Nasłany przezKrepor.Daleko zaszli, ścierwa.- Za daleko - zawołał przez ramię drugi mutant.- Na szczęścieszczury tygrysie ich wypatroszyły.Oddział z pustym wozem oddalił się i Waldo poczuł na plecachlekkie kopnięcie.Obejrzał się z irytacją i pociągnął ze sobą Abotta.Mutanty stały się nagle rozdrażnione i agresywne.Widać było, żewidok zatkniętych głów nastroił je do walki.Weszli do lasu i zbliżylisię do rozłożystego namiotu z kozich skór.Wokoło panowałgorączkowy ruch.Większość szczurów zwijała swoje obozowiska,ustawiała się w kolumny marszowe i wycofywała na południe.Zostawali tylko konni.Przed namiotem Waldo dostrzegł Nariagę istarego, siwego szczura.Pogrążeni byli w rozmowie.Za ich plecami,przy wejściu do namiotu, stały cztery mutanty tygrysie.Dopiero terazWaldo zauważył, że na koniach siedzą prawie wyłącznie szczury ztygrysimi paszczami.Oni zostawali.Otaczali namiot i przygotowywalisię do natarcia.Handlarz rzucił na ziemię Abotta, przydepnął muplecy i głęboko odetchnął.Ruchem ręki dał znać, że chciałbyporozmawiać z Nariagą.Szczury obrzuciły go lekceważącymspojrzeniem i odjechały, zostawiając dwa spośród siebie przyjeńcach.- Z Nariagą chcę gadać - odezwał się głośno Waldo.- Zna mnie iporęczy.- Za kogo mam ręczyć? - zawołał od niechcenia dowódcaszczurów.Najwyrazniej usłyszał i rozpoznał przybysza.- Waldo jestem! - odkrzyknął z godnością handlarz.- Z oddziałemmnie wysłałeś.- Zbliż się, kmiocie! - krzyknął Nariaga, po czym szepnął coś doucha siwemu mutantowi.Obaj roześmieli się piskliwie.Waldo pociągnął za sobą Abotta i rzucił go pod nogi Nariadze.Oddychał tak, jakby hamował wściekłość.- Perłę ci przywiodłem, panie Nariaga - odezwał się z naciskiemhandlarz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]