[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nadal na mnie nie patrzył.Utkwił wzrok w punkcie, gdzie nieboi morze zlewały się w jedno na mglistym, rozmytym horyzoncie. Dziadku, zmarzłem! zawołał chłopiec nadąsanym głosem.Siedział w piasku z wyciągniętymi przed siebie dłońmi, czerwonymiz zimna.Pod jego nosem wisiała strużka zielonych smarków.Gunnar Skeie kucnął i ujął dłonie dziecka w swoje. Pójdziemy do babci i napijemy się kakao powiedział,a następnie odwrócił się do mnie. Przepraszam, Brenne, nie mogę panupomóc. Co to znaczy? %7łe nie pamięta pan tej dwójki turystów? Gdyby istnieli, znalazłby pan ich w dokumentach.Zwiadkowienie znikają bez śladu. Słyszałem, że ma pan świetną pamięć stwierdziłem trochęzgryzliwie, ale Skeie wzruszył ramionami. Wszyscy się starzejemy.Przepraszam, że musiał pan tak dalekojechać na próżno. W porządku odparłem i wziąłem się w garść. Dziękuję, żezechciał pan ze mną porozmawiać.Ostatni raz mignęli mi we wstecznym lusterku wyprostowanystarszy mężczyzna i mały chłopiec, trzymający się za ręce w drodze dodomu na kakao.Wydawali się tak mali, jakby mieli zniknąćw opustoszałym krajobrazie.Ogarnął mnie lekki niepokój, czułem, żecoś się nie zgadza, ale nie potrafiłem ustalić co, więc odsunąłem odsiebie tę myśl. ROZDZIAA 41 Więc nikt nie słyszał o turystach, których szukasz? zapytałaSynne. Nie.Co prawda nie dotarłem do kilku śledczych, ale. Rozmawiałeś z tym głównym, prawda? Z Gunnarem Skeiem.Zgadza się. I on powiedział, że nie istnieją? Tak jakby. Tak jakby? Co to ma znaczyć? Powiedział, że gdyby istnieli, znalazłbym ich w dokumentach. A nie mówiłam? Mikael, ja myślę, że tych ludzi nie ma.Frankzmyślił to, żeby odwrócić twoją uwagę. Może masz rację.Było pózne popołudnie.Pani S�rensen już dawno poszła do domu.Synne siedziała wygodnie oparta na krześle, w dżinsach i kozaczkach,z nogami na rogu biurka.Była nieumalowana, a włosy spięław napuszony kucyk.Pomyślałem, że nie miała dziś w planachposiedzenia w sądzie, ważnych klientów ani spotkania z chłopakiem.Głośno ziewnęła i się wyprostowała. Właśnie, dostałam dzisiaj wyciąg z rachunków i rocznychsprawozdań finansowych Wiesner Fisk AS powiedziała. Zwietnie.Poproszę o skróconą wersję. Przez ostatnie lata zarabiali krocie, głównie na hodowli łososia.Dobre wyniki, solidny kapitał zakładowy.Krótko mówiąc, wszystkow porządku. Więc przynajmniej pod tym względem fasada zgadza sięz rzeczywistością.Runar Wiesner to zamożny człowiek. Tak przyznała Synne i znowu ziewnęła. Chociaż właściwie toona jest zamożna.Runar Wiesner nie ma ani grosza. Słucham? To Vigdis Wiesner jest właścicielką wszystkich akcji spółki, nieon.Na nią jest też zapisany ich dom.Sprawdziłam dla pewności. A niech mnie diabli! Ale to przecież od jego rodziny pochodzicały kapitał! Dlaczego Vigdis miałaby.Synne wzruszyła ramionami. Nie wiem, ale przypuszczam, że w którymś momencie miałproblemy finansowe, więc przepisał wszystko na żonę, żeby ochronićmajątek przed wierzycielami. No tak.Oczywiście masz rację.Więc to dlatego są razem. Jak to? Nie lubią się, a on znalazł sobie kochankę, z którą chyba madziecko, ale nie może odejść od żony.Inaczej wszystko straci. A ona? Dlaczego to ona nie odejdzie od niego, skoro tak bardzogo nie lubi?Wzruszyłem ramionami. Nie wiem.Bo musiałaby przyznać się do porażki? Albo żeby goukarać, małżeństwo może być czymś całkiem perwersyjnym.Poza tymjest religijna.Może rozwód kłóci się z jej przekonaniami. A ma to dla nas jakieś znaczenie? Dobre pytanie, Synne.Zastanawiałem się, czy Runar Wiesnermógł wykorzystać jedną z tych dziewczyn lub obie i zabić je, żeby toukryć.Ale teraz zaczynam rozważać, czy Vigdis nie miała równiedobrego motywu. Myślisz, że byłaby w stanie zabić?Przypomniałem sobie, jak patrzyła na męża, zimno i bezwspółczucia, ale też jak jej twarz promieniała w religijnej ekstazie.Niebezpieczne połączenie. Byłaby w stanie oznajmiłem. Jestem tego pewien.Synne znów ziewnęła.Wyprostowała się na krześle i z łomotemopuściła nogi na podłogę. Muszę iść do domu, bo zasnę. Ja też zaraz kończę. Okej. Włożyła płaszcz, a szyję owinęła wielobarwnym,robionym na drutach szalem. Zadzwoniłeś już do Runego Seima? Zadzwonię.Ale zadzwoniłem nie do Runego Seima, tylko do Magdy.Nieminęło zbyt wiele dni, odkąd ostatnio z nią rozmawiałem, a jednak jejgłos brzmiał inaczej.Rozmowa niezbyt się kleiła i była nieco sztuczna,jakbyśmy już stali się sobie obcy. Mikael, jak się miewasz? W porządku.Posłuchaj, zastanawiam się, czy nie mogłabyśwyświadczyć mi przysługi. Wyjaśniłem, co miałaby zrobić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]