[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byłaś w środku?- Nie, nie.Byłam z Dougiem.Ktoś zadzwonił do mnie do domu izawiadomił opiekuna Tylera, a on natychmiast dał mi znać.O, Boże, byletylko ogień nie przeniósł się na inne domy.Roger spojrzał na Douga.- Może poszukamy jakiegoś miejsca, gdzie mogłabyś usiąść -zaproponował.Więzy krwi 238- Lana nie chce - odparł Doug.- Już próbowałem ją namówić.- Nie mam pojęcia, jak to się mogło stać.Zanim wynajęłam biuro,wszystkie instalacje były dokładnie sprawdzane, właściciel wymienił nawetkable.Byłam ostrożna, więc dlaczego.- Musimy zaczekać na raport strażaków - powiedział Doug.Roger poczuł ulgę, kiedy zobaczył, jak jego wnuk schyla głowę i dotykawargami włosów Lany.Callie dowiedziała się o pożarze o szóstej pięćdziesiąt następnego dniarano, kiedy Jake mocnym potrząsaniem wyrwał ją z głębokiego snu.- Odejdz, bo cię zabiję.- Obudz się, Dunbrook.W nocy spaliło się biuro Lany Campbell.- Co? Co takiego? - Callie przewróciła się na brzuch, odrzuciła włosy dotyłu i zamrugała gorączkowo.- Biuro Lany? O, Jezu.Gdzie ona jest?- Nic jej się nie stało.- Jake zatrzymał ją, przygniatając jej ramię ręką.-Nie znam szczegółów, ale w porannym serwisie lokalnego radia podali, że wczasie gdy wybuchł pożar, w budynku nikogo nie było.- O, Boże.- Callie przetarła twarz dłońmi i z powrotem padła naposłanie.- Jak nie urok, to przemarsz wojsk.Mówili, co było przyczynąpożaru?Jake usiadł obok jej śpiwora.- Podejrzewają, że biuro mogło zostać podpalone.Zledztwo dopiero sięzaczęło.- Podpalenie? Ale kto, na Boga.- Nagle przerwała.Jej umysł budził sięwolniej niż ciało.- Lana jest moim adwokatem.- Właśnie.- W biurze znajdowały się notatki związane z naszymi poszukiwaniami.- Otóż to.- Czy to nie zbyt daleko posunięte podejrzenie? - mruknęła.- Nie sądzę.Możliwe, że się okaże, iż jakieś dzieciaki bawiły sięzapałkami, albo właściciel jest hazardzistą, miał problemy finansowe i podpaliłbudynek, by dostać pieniądze za ubezpieczenie, ale nie mniej prawdopodobnejest, że komuś nie spodobało się twoje grzebanie w przeszłości.- Delikatniedotknął palcem czoła Callie.- Zresztą, i tak nie jesteśmy tu tak lubiani, jakbyśmy chcieli.- Chyba powinnam pojechać teraz do niej, zobaczyć, jak się czuje, apotem jak najszybciej ją zwolnić.- Callie westchnęła.- Lana ma małegosynka, na miłość boską! Nie chcę, żeby jej lub jemu stało się coś złego tylkodlatego, że szukam odpowiedzi na niewygodne pytania!- Nie znam jej zbyt dobrze, ale nie zrobiła na mnie wrażenia osoby,Nora Roberts 239którą można zastraszyć i zmusić, by się wycofała.- Może i nie, lecz ja muszę rozwiązać z nią umowę.Potem pojadę doAtlanty.Wyjdz, chcę się ubrać.- Kilka razy w życiu widziałem już, jak się ubierasz.- Nie ruszył się zmiejsca, gdy Callie wytoczyła się ze śpiwora.- Zamierzasz pogadać w czteryoczy z synem Carlyle'a, tak?- Masz lepszy pomysł?- Nie, i właśnie dlatego wiem, że samolot linii Delta do Atlanry odlatujeza trochę ponad dwie godziny i że są w nim dwa wolne miejsca.Spojrzała na niego spod ściągniętych brwi, sięgając po dżinsy.- Potrzebne mi tylko jedno miejsce.- Dobrze się składa, bo będziesz musiała zmieścić się na jednym.Drugiezajmę ja.Lecę z tobą - oświadczył, zanim zdążyła się odezwać.- Niepotrzebuję twojego pozwolenia.Możemy tracić czas na sprzeczkę, która i taknic nie da, ale możesz też dla odmiany z godnością przyjąć porażkę.Niepojedziesz do Atlanty sama, i tyle.- Jesteś potrzebny na wykopalisku.- Wykopalisko może zaczekać.Nie kłóć się ze mną, bo postaram się,żebyś spózniła się na samolot - zagroził, lekko podnosząc się z podłogi.- Izrobię to z przyjemnością.Dobrze pamiętam, jak interesujący staje się śpiwór,kiedy leżysz w nim naga.Ponieważ ubrana była tylko w bardzo luzną koszulkę, szybko oceniła,że Jake ma nad nią sporą przewagę.- Skoro mamy oboje lecieć do Atlanty, to przynajmniej zadzwoń doLeo.Spakuję parę rzeczy i za dziesięć minut będę gotowa.Wstąpimy do Lanypod drodze na lotnisko.- Dobry plan.- Jake ruszył w stronę drzwi, lecz nagle przystanął.- Niepozwolę, żeby coś ci się stało, tylko o to mi chodzi - rzekł powoli.- Z tymtakże będziesz musiała się pogodzić.- Oboje wiemy, że potrafię o siebie zadbać.- Tak, wiemy.Sęk w tym, że sprawy nie zawsze układają się tak, jakchcemy.- Nie, to nie były dzieci bawiące się zapałkami.Lana siedziała w swojej kuchni i piła kolejną filiżankę kawy, sama niewidziała już, którą.Jej głos był zachrypnięty ze zmęczenia.- Podobno pożar wybuchł na drugim piętrze, w moim gabinecie.Prowadzący śledztwo ustalili już, że ktoś dostał się tam tylnymi drzwiami, bozamek jest uszkodzony.Nie potrafią powiedzieć, czy przedrozprzestrzenieniem się ognia zabrano coś z szafy z aktami lub z komputera.Więzy krwi 240Podpalacz polał podłogę i biurko podpałką do grilla, poprowadził strumyk doholu, schodami w dół, na parterze rzucił zapaloną zapałkę i wyszedł.- Tak to widzi policja? - upewniła się Callie.- Tak.Strażacy też są absolutnie pewni, że było to podpalenie.Specjaliści uzupełnią pózniej luki w tej wersji wydarzeń.Całe szczęście, żeogień nie przeskoczył na sąsiednie domy.Ten skurwysyn oczywiście niepomyślał, że obok śpią ludzie z dziećmi, obchodziło go tylko to, żeby mizaszkodzić.- Lana odsunęła kubek z kawą.- Nie pomyślał też, że mam kopiękażdego dokumentu, tutaj, w domu.Kseruję wszystkie papiery i sejfujęwszystkie pliki komputerowe na dyskietkach.- Ach, tak.- Jake stanął za Laną i zaczął powoli masować jej ramiona.- Nie wiedział, że masz taki przyjemny pierwotny instynkt, co?- Najwyrazniej nie wiedział.Och, dzięki.- Westchnęła głęboko,czując, jak boleśnie napięte węzły mięśni rozluzniają się stopniowo.-Uściskałabym cię za to, ale nie jestem w stanie się podnieść, a poza tympodejrzewam, że Callie nie byłaby tym zachwycona.- Nie mieszam się do tego, kto ściska Jake'a i kogo on ściska -powiedziała Callie.Mimo tej deklaracji przyglądała się spod oka, jak Jakeugniata barki Lany.Doszła do wniosku, że jej podejrzliwość jest instynktowna.Mogło to prowadzić do poważnych kłopotów, bo Jake automatycznie spieszyłludziom z pomocą.- Przykro mi, że tak się stało - rzekła.- Naprawdę bardzo mi przykro.Nie pracujesz już dla mnie.- Słucham?- Przyślij mi rachunek za usługi, a ja wypiszę czek.Przepraszam, żemuszę oderwać od ciebie masażystę, ale spieszymy się na samolot.Pod dłońmi Jake'a ramiona Lany w jednej chwili stały się twarde jakkamień.- Jeżeli sądzisz, że możesz mnie zwolnić, bo uważasz, że podpalenie macoś wspólnego z moją pracą dla ciebie, to chyba zle wybrałaś sobie adwokata.Nie wezmę od ciebie ani grosza, w ten sposób nie będziesz mogła mi mówić,co mam zrobić.- Trafiła kosa na kamień - warknął Jake, nie przestając masować.Uważał, że miejsce za plecami Lany jest w tej chwili najbezpieczniejsze.- Jeżeli nie życzę sobie, żebyś wtykała nos w moje sprawy, to masz gonie wtykać, i tyle - powiedziała ostro Callie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]