[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Krasnoludy lubią pracować,lubią kopać, więc nie musiał ich zmuszać do kopania czy błagać o wykonanie zadania.Cojakiś czas musiał zatrzymać ich, by zrobić pomiary i upewnić się, czy kopią we właściwymkierunku, ale to nie było zbyt trudne. Jomer zawołał Yeslick młodego krasnoluda, z którym chodził na lekcje nauki pisania.Jomer puścił kilof i spojrzał na sztygara. Poleć po inżynierów.Powinni być teraz niżej, wtrzydziestym trzecim przodku.Powiedz im, że dokopaliśmy się do czegoś.albo jesteśmyblisko.Jomer skinął i zniknął w ciemności.Yeslick spojrzał na uśmiechniętego Turmoda ipowiedział: Dobra, nie stój tak i nie ciesz się.Możemy kopać, zanim tu przyjdą.Cokolwiek jest wtej skale, jest jeszcze przed nami.Turmod, wyraznie zadowolony, że przyjdą inżynierowie, odwrócił się i zaczął kruszyćskałę kilofem, nieświadomy niebezpieczeństwa, które czaiło się tylko kilka stóp dalej.W miarę jak lata przechodziły w dekady, Yeslick często wracał do tej chwili.Zawszetrudno było mu uwierzyć, że dziwny odgłos kilofa uderzającego o skałę był jedynymsygnałem.Nie mógł uwierzyć, że nie było przecieku, nawet wilgotnych plam czyczegokolwiek innego.Skała nie była nawet wilgotna, nie wchłonęła ani odrobiny wody,kryjącej się tuż za nią.Był dobrym kowalem i złym górnikiem, ale był krasnoludem ipowinien wiedzieć, że za ścianą, tylko kilka cali dalej kryje się jezioro zimnej jak lód wody.Obwiniał siebie za to, co się potem stało, ale w miarę upływu lat zaczynał akceptowaćprawdę.To przecież inżynierowie nieomylni inżynierowie z klanu Orothiar wskazali imzły kierunek.To nie była jego wina.Woda pojawiła się nagle.Pracowali Yeslick, Turmod i inni, krusząc skałę, kiedy naglewszyscy naraz znalezli się pod wodą.Najpierw ogłuszający huk, a potem dziwna cisza.Yeslick wstrzymał dech, zamknął oczy i modlił się do Moradina, miotany prądem wodnymjak korek w nieskończonym morzu ogarniętym huraganem.Choć próbował pózniej topowtórzyć, lata pózniej, nigdy nie udało mu się przekroczyć stu pięćdziesięciu uderzeń serca,ale mógł przysiąc, że tamtego dnia wstrzymywał swój oddech godzinami.Z oczami zamkniętymi, prawą dłonią przyciskającą nos i usta, lewą ręką osłaniającągłowę przed zderzeniem ze skałą, kamieniami i ciałami towarzyszy, Yeslick podążał wstecznąfalą w głąb korytarza i do systemu naturalnych jaskiń, których istnienia nie podejrzewał.Kilka razy wypływał na powierzchnię i chwytał powietrze, choć wtedy nie miał żadnejświadomej myśli o własnym życiu.Wypływał po powietrze może z pół tuzina razy, zanim wkońcu zemdlał.Ocknął się kaszląc, nie potrafiąc określić, ile czasu minęło może dni? Przeżył, razem zdwoma członkami swej załogi, wliczając w to Turmoda i garstkę innych, którzy szczęśliwieznalezli wyjście na zewnątrz.Z klanu Orothiar nie ocalał prawie nikt, a ci, co zostali, niechcieli mieć z nimi nic wspólnego.Dokopali się do złego miejsca, mówili starsi.Turmod sięzabił.To uderzenie jego kilofa wpuściło wodę, która zalała całą kopalnię.Yeslick odszedł, poprostu wyruszył przed siebie, aż doszedł do Sembii.Dostał pracę, którą zawsze wykonywałdobrze.Był dobrym kowalem i w miarę upływu lat, kiedy od tamtego czasu minęło prawiecałe stulecie, pozwolił sobie zapomnieć.I wtedy spotkał Reiltara.* * * Reiltar zainteresował się moją pracą powiedział Yeslick Abdelowi. Jestem dobrymkowalem i wielu ludzi w Urmlaspyrze wszyscy z Sembii słyszało moje imię.Wykonałemdla niego trochę prac, pewien specjalny sprzęt, o ile pamiętam.tak, przyprawił mnie o kukuna muniu, tyle mogę ci powiedzieć.Abdel pokiwał głową, nie bardzo wiedząc, co to jest kuku na muniu , ale pewny, że jestto jakaś rzecz krasnoludzka. Przeklnij mnie za to, że okazałem się takim głąbem całującym gnomy kontynuowałkrasnolud ale liczyłem, że ten kościsty, elitarny bękart jest moim przyjacielem.Ostatecznierazem z nim nająłem się do pewnej roboty nawet kułem oręż dla jego handlowej grupy.Nigdy nie wyjaśnił mi, co to jest %7łelazny Tron, a ja nigdy nie pytałem.Szczerze mówiąc, nieobchodziło mnie to. Tutaj kiedyś mieszkałem, w tych właśnie korytarzach.to znaczy te są nowe, ale chodzimi o te obok.Zanim przebiliśmy się do jeziora, inne zespoły wydobywały żelazo, całemnóstwo rudy.Reiltar upił mnie, zagadał o starych kopalniach, doprowadził do płaczu nadstarymi czasami.I opowiedziałem mu o wszystkim.On sprowadził mnie tu z powrotem,abym pracował dla niego.Zakuł mnie w łańcuchy z obawy, że się nie zgodzę przez wzgląd nasiebie czy na imię klanu, który dawno temu wyemigrował do Ziem Krwawnika.Mieszkałemw Sembii i choć wcale zbytnio jej nie lubiłem, jestem pewny, że nie chciałem tu wracać. Czy ten Reiltar zapytał na zakończenie Abdel przewodzi %7łelaznemu Tronowi? Co tu robisz, synu, skoro tego nie wiesz? Czy dowodzi swym gangiem z Sembii?Krasnolud nie odpowiedział, tylko się uśmiechnął. Abdel! zawołała Jaheira.Abdel spojrzał i zobaczył, jak biegnie w ich kierunku z krańca korytarza. Tu jesteście. Jaheira powiedział, uśmiechając się, także szczęśliwy na jej widok.Rozdzielili się,kiedy rozgorzała walka, a on powierzył jej bezpieczeństwo grupie krasnoludów, którzyzawrócili, aby lepiej się o nią zatroszczyć niż on sam przez ostatni tydzień. Mam coś powiedziała. Zobaczyłam znak na skrzyniach z zapasami i narzędziamioraz na jednym z wozów.Wszystko to pochodzi z kompanii kupieckiej Siedem Słońc, którąjuż wcześniej podejrzewaliśmy. My? zapytał Yeslick.Abdel uśmiechnął się, kiedy Jaheira poczerwieniała. Ta kompania jest z Wrót Baldura dodała.Abdel westchnął. Blisko na tyle, by rzucić okiem, ale nasz nowy przyjaciel Yeslick powiedział miwłaśnie, że powinniśmy szukać człowieka imieniem Reiltar, a on jest w Sembii, nie weWrotach Baldura. Och, nie powiedział Yeslick Reiltara rzeczywiście nigdy tu nie było, ale maczłowieka nie wiem jak się nazywa we Wrotach Baldura.Rozdział osiemnastyWrota Baldura.Abdel i Jaheira weszli na rozklekotany prom na południowym brzegu rzeki Chionthar.Abdel nigdy nie pomyślał, aby zapytać Jaheiry, czy kiedykolwiek była tak daleko na północyjak teraz, ale kiedy jako pierwsza ujrzała odległe miasto, osadzone na północnym brzeguszerokiej na milę rzeki, nie mogła ukryć swojego podziwu.Było coś w twarzy tej pięknejpółelfki, co rozgrzało serce Abdela.Zobaczył w niej małą dziewczynkę.Podróżowali już cztery i pół dnia, i przez ten czas nigdy nie byli tak blisko siebie, jakwtedy w wodzie, kiedy przylgnęli do siebie, żeby ogrzać się i odpędzić szalony strach, jak idla samego dotyku.Jaheira okazywała żal po stracie męża i zaskakująco silnie także pośmierci Xana.Abdel nigdy nie podróżował z nikim zbyt długo.Znał już Jaheirę dłużej niżinnych swych towarzyszy.Walczył ramię w ramię z ludzmi, którzy już nie żyją zginęli tużobok niego, na tyle blisko, że schlapali go własną krwią ale on nigdy nie znalazł w sobie ponich żalu.Dopiero śmierć Goriona wszystko zmieniła.Najemnik znajdował przyjemność wśmierci, w zabijaniu, większą niż w samym zwycięstwie czy pomyślnym obrocie kołafortuny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]