[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Twierdzenie, że czujęsię nowo narodzony byłoby może przesadą, ale faktycznie jestem świeży i pełen życia.Znikła teżmoja niecierpliwość, przestałem się miotać i złościć, gdy świat nie kręcił się akurat wokół mnie.Dziwna wizja moich chłopców, śpiących na piętrowym łóżku, podniosła mnie na duchu, podtrzymałamoją wiarę w to, że wciąż żyją.Diment zjawia się jakieś pół godziny pózniej.- Wiesz, dlaczego postanowiłem ci pomóc? - pyta.Jest wyraznie wyczerpany, jego starcza skórama niezdrowy odcień, a kaprawe oczka są podkrążone i zmęczone.- Nie.- Z powodu blizniąt.Szukasz synów, a oni są blizniakami.Właśnie dlatego.Inaczej bym się niezgodził.Stary człowiek nie lubi zarywać nocy.W vaudoo blizniacy odgrywają szczególną rolę.Ponad wszystkimi loa, czyli duchami rządzącymi całym światem, żywych i umarłych, jest jeszczeMarassa.- Kiwa głową.- Marassa?- Tak, to bliznięta.To one sprawiają, że pada deszcz, to dzięki nim zioła leczą chorych.Dwóch wjednym.symbolizują harmonię, która powinna panować na świecie, równowagę pomiędzy ziemią aniebem, ogniem i wodą, żywymi i umarłymi.- Bliznięta?- Bliznięta - przytakuje kapłan słodkim głosem.- Widzisz, blizniaki nie zawsze żyją, jak to sięmówi, w zgodzie, o nie.Bywa, że się kłócą.Albo są zazdrosne.Równowaga zostaje zakłócona.Alew vaudoo bliznięta w rodzinie mają wielką wagę.One.- szuka właściwego słowa - sąprzypomnieniem tajemnicy.Musisz wyprawić dla nich ceremonię, tak? Gdy tylko odnajdziesz swoichsynów.Musisz mi to obiecać.- Ceremonię?- Na ich cześć.Co rok.A teraz słuchaj.Masz to robić rok w rok.Dobrym terminem jestGwiazdka, ale ta ceremonia ma być niezależna od uroczystości świątecznych, więc może lepiejwybrać inną datę.Kolejnym dobrym dniem jest czwarty stycznia.- Ale przecież to.Przerywa mi, unosząc rękę.- Trzecim terminem jest wigilia chrześcijańskiej Wielkiej-nocy.Jeżeli nie wyprawisz ceremoniina cześć blizniaków, nadejdą złe czasy.- To akurat żaden problem - uspokajam go.- Czwartego stycznia zawsze świętujemy.To dzień ichurodzin.Ta wiadomość zaskakuje go, a nawet przepełnia strachem.- Bogowie mi cię zesłali.Powinienem pomodlić się do Marassy.- Zamyka oczy, mamrocze coś,żegna się i głowa opada mu na piersi.Gdy znów otwiera oczy, wydaje się tak zmęczony, że pytam,czy nie chciałby trochę odpocząć.- Wiesz, muszę zwrócić Pinky emu samochód - przekonuję go.- Mogę wrócić pózniej.- Nie, nie, nie, nie.- Przeciąga otwartą dłonią po twarzy.- Zaraz ci opowiem o Byronie.Możliwe, że wiem to i owo.Miejmy nadzieję.- macha ręką - miejmy nadzieję, że ci to pomoże.Wpadam w ponury nastrój.Wygląda na to, że Diment nie wie konkretnie, gdzie przebywaBoudreaux.Przerywa nam przybycie jakiejś kobiety.Ma na sobie długą spłowiała suknię i jest bosa.Mocnozdenerwowana, odnosi się do kapłana z nabożnym szacunkiem.Niesie białego koguta, trzymając goprzy piersi w taki sposób, że ten nawet nie próbuje się wyrwać.Diment kłania mi się lekko i wstaje,by zbadać ptaka.Unosi jego skrzydła, tu i tam rozchylając pióra.Kogut cały czas gdacze igwałtownie potrząsa głową, machając czerwonym grzebieniem i łypiąc jasnymi oczkami.- Nadaje się - orzeka kapłan i każe wsadzić ptaka do pustej klatki.Przy akompaniamenciegdakania i w chmurze fruwających piór kogut ląduje w swojej celi.Kobieta zamyka klatkę,wsuwając patyk w podwójną pętlę z winorośli.- Przyniosła koguta, żebym go złożył w ofierze - tłumaczy mi Diment.- Wróci pózniej.Ty byłeśpierwszy.Moje myśli natychmiast przeskakują do kurzej krwi na koszulce Kevina, którą policja znalazła umnie w szafie.- Złożysz go w ofierze? - Dopóki o tym nie wspomniał, sądziłem, że kura w klatce miała znosićjajka.A koguta do stał.- bo ja wiem? - w charakterze zwierzaka domowego, jak pies czy kot.Starzec potakuje ruchem głowy.- Nie podoba ci się to?Kręcę głową, jakbym chciał otrząsnąć się z myśli, ale oczywiście kapłan ma rację.- Wcale mnie to nie dziwi.Uważasz, że to jest prymitywne, mam rację?- Chyba tak.- A ja uważam, że składanie ofiary od bardzo, bardzo dawna jest podstawą oddawania czci.Bogowie, czy bóg, stworzyli świat i dali ci życie.%7łeby oddać cześć bogu, rytuał nakazuje oddać mujedno z jego stworzeń.Oddajesz mu życie, żeby go nakarmić.Czasami bywa ciężko.Panuje suszaalbo zwierzęta chorują.Ale nawet wtedy zwierzę przeznaczone do złożenia w ofierze musi byćabsolutnie zdrowe.Bez najmniejszej skazy.Dlatego poświęcenie zdrowego zwierzęcia w trudnychczasach nie jest łatwe.Ale najbardziej potrzebujesz pomocy loa, kiedy jest ciężko, prawda?- Rozumiem, jaka idea wam przyświeca, ale.Diment zbywa moje słowa gwałtownym gestem, po czym kładzie mi dłoń na ramieniu.- Pozwól, że cię o coś zapytam.Jesteś chrześcijaninem?- Powiedzmy.- Więc chyba wiesz, że wiara chrześcijańska została zbudowana na składaniu ofiar? Bóg kazałAbrahamowi złożyć w ofierze jego syna, Izaaka, a potem zmienił zdanie.Zadowolił się barankiem.Zamiast Izaaka wziął baranka.Wziął życie.Bo Bóg nie wymagał złożenia ofiary z syna od Abrahama,wymagał tego od siebie.Poświęcił życie swojego jedynego syna, kazał mu umrzeć na krzyżu wpalącym słońcu, przelał krew własnego dziecka, odebrał mu życie.Nie życie kurczaka, nie byka, niebarana.ale swojego jedynego syna.Jezus z góry wiedział, że tak się stanie.Czy podczas OstatniejWieczerzy nie powiedział: Oto krew moja, oto ciało moje ? Przyjmowanie komunii to rytuał.A oco w nim chodzi? O poświęcenie, prawda? Pijecie krew Jezusa, zjadacie jego ciało.- Zgadza się - przyznaję.- Masz absolutną rację.Ale.- Ale nadal uważasz, że zabicie kurczaka to przejaw zacofania, tak? Pozwolisz, że cię zapytam:jak możesz szanować życie, skoro nie szanujesz śmierci? Powiedz mi.twoim zdaniem jestemżądnym krwi człowiekiem, lubię przelewać krew?- Nie.Ale.- Ty żyjesz w swoim umyśle - oświadcza kapłan, ze smutkiem kręcąc głową.- Alex, musisz takżeżyć w swoim ciele.- Uderza się w pierś.- Musisz żyć tutaj.Naucz się żyć tutaj.- Ależ ja żyję w swoim ciele.- Nie.Minęły dopiero trzy godziny, odkąd wyszedłeś spod ziemi, a już wróciłeś tutaj.- Dotykagłowy i wzdycha głęboko, ze znużeniem.- Przykro mi.Diment kręci głową.- Podejrzewam, że Byron nadal praktykuje składanie życia w ofierze - mówię.- Zostawił u mniew domu koszulkę jednego z moich synów, przesiąkniętą krwią.Dlatego policja podejrzewała, że samzabiłem swoje dzieci.dopóki nie zbadali tej krwi.- Byron.on lubi zabijać, co?Nie wiem, co mam mu odpowiedzieć.Kapłan wyciąga ku mnie rękę, jakby mnie błogosławił.- Nie.Byron jest jak sowa albo pantera.- Kręci głową.- Poluje, przelewa krew, ale tylko nawłasne potrzeby, żeby ugasić pragnienie.Próbowałem go nauczyć, na czym rzecz polega, ale.-Znowu kręci głową.- O czym ty mówisz?- O psie - wyjaśnia Diment.- Mniej więcej wtedy Byron do mnie przyszedł.Powiedziałem, żeten pies to strata.Mówię mu: Jeśli roztrwonisz swoją moc, synu, nic ci nie zostanie.A on mnie pyta,o jakiej mocy mówię.Więc mu tłumaczę: o tej mocy, którą zyskujesz, kiedy zadajesz cierpienie.Omocy, której nabierasz, kiedy jakieś stworzenie umiera
[ Pobierz całość w formacie PDF ]