[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Od początku nie podobała mi się ta baba.Apodyktyczna, pozbawiona poczucia humoru,zachwycona sobą. Wygląda na to, że Maddy jest nią kompletnie zauroczona powiedziała Prudence.Nigdy dotąd nie widziałam jej takiej promiennej. Może po prostu lepiej jest być z kobietą. Ja już nie pamiętam, jak to jest być z mężczyzną. Zatrzymaj samochód powiedział. Nie mogę! Po prostu zatrzymaj.Prudence zjechała na chodnik.Obok nich z hukiem przejeżdżały samochody.Zgasiłasilnik. Prudence, straciłem pracę powiedział Stephen. Ty ją dostałaś, no i dobrze.Naprawdę bardzo się cieszę z twojego awansu, ale w tych okolicznościach dla mnie to małapociecha.Przez ostatni miesiąc wycierałem progi we wszystkich możliwych wydawnictwachw Londynie.Zacząłem nawet wypełniać podanie o pracę agenta ubezpieczeniowego.Jaknisko można upaść? Wyjrzał na zewnątrz, na wznoszący się nad jakimś magazynem dzwig. Moje małżeństwo lada moment się rozpadnie.Nic mi już nie zostało.Rano nie chce mi sięnawet ubrać. Tak mi przykro. Nie, to mnie jest przykro.Prudence milczała chwilę. Ja.ja po prostu nie mogę już tego wytrzymać zaczęła w końcu. Mój ojciec był okrok od śmierci.Ty i ja, my także któregoś dnia umrzemy. Cóż za radosna rozmowa. Po co to wszystko? Obróciła się do niego. %7łyjemy w takim okresie połowicznegorozpadu, naprawdę nie żyjąc wcale, i sprawiamy sobie wyłącznie ból.W zasadzie tylko onjest prawdziwy. Spojrzała przez okno. I nawet nie możemy się nigdzie napić, do ciężkiejcholery! To zabawne, że przeklinasz. Cóż, właśnie zaczęłam. Muszę przyznać, że mi się to podoba powiedział.Zapatrzyła się na wypełniony po brzegi schowek na rękawiczki.Obok nich z łoskotemprzemknęła ciężarówka, wprawiając w drżenie cały samochód.Wydało jej się, że siedzą wdelikatnej, nietrwałej łupince, miotanej po targanym wichrami świecie. Steve, musimy z tym skończyć.Wiesz o tym, prawda? Siedzieli dalej, a po policzkachspływały im łzy.Nie spojrzała na niego, ale wyczuła, że potakująco skinął głową. Dot? Wychodzę.Wrócę trochę pózniej. Dokąd? Nie powinieneś prowadzić samochodu. Nic mi nie będzie.Jadę tylko do miasta. Po co? Muszę podrzucić farbę na Lavender Hill. Przecież jest niedziela. Tak.ale w ten sposób na rano wszystko będzie gotowe, no nie? Słowo daję, Gordon.Ale cieszę się, że czujesz się już lepiej. To na razie. Uważaj na siebie.I nie wydzieraj się na innych kierowców. Pa.Imogen usłyszała nadjeżdżający samochód.Przekroczyła leżącego Monty ego i pomknęłado kuchennego okna.To była jego furgonetka.Pędem wybiegła przez boczne drzwi, kiedyjednak dotarła do rogu domu, zwolniła i nonszalancko zaczęła iść przez żwirowany podjazd. Cześć powiedziała.Była przekonana, że jej twarz zdradzała wszystko.Miała wrażenie, że jest zupełnieprzezroczysta, jak pędraki, przez których skórę widać wewnętrzne narządy, pulsującenadzieje i obawy.Karl wziął swoją torbę z narzędziami.Dzisiaj miał na sobie błękitną koszulę i szalik wkropki.Chyba był u fryzjera, bo loki opadające na szyję znikły.Trochę mu to ujęło uroku, alewcale nie była tym zmartwiona, bo dzięki temu nikt inny nie będzie go pragnął. Miło z twojej strony, że przyjechałeś w niedzielę powiedziała. Przecież to nagły wypadek, no nie? A zresztą i tak cały tydzień mam zajęty.Podniósł kopyto Skylark.Boże, co za szczęście, że konie nie potrafią mówić. Musiała cholernie mocno szarpnąć zauważył. Potknęła się o coś i potem usłyszałam ten szczęk. Kiedy ją podkuwałem? Pięć tygodni temu odpowiedziała natychmiast. Ale bardzo dużo jezdziłam.Pogładziła szyję Skylark. Próbowałam znalezć tę borsuczą norę. Borsuczą norę? No wiesz, kiedyś mi o niej opowiadałeś.W Blackthom Wood.Karl przyłożył nową podkowę do kopyta. Aha, wiem którą. Powiedziałeś, że mi ją pokażesz. Serio? Uwielbiam borsuki.Zaczął podkuwać konia. No, pomyślimy o tym powiedział. W zasadzie wszystkie wieczory mam wolne. Zaraz jednak pośpiesznie dodała: Toznaczy, często wychodzę, ale gdybym wiedziała wcześniej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]