[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po ekranie jezdziły rozklekotane autobusy z ludzmispoglądającymi przez szyby.To przypomniało Frankowi o kobiecie w czarnej chuściena głowie, patrzącej przez okno wagonu w Traveltown.Brzeg morza usłany był naogromnej przestrzeni srebrzystymi, martwymi rybami.Kiedy Frank położył się włóżku, śniło mu się, że brodzi po kolana wśród śniętych makreli, a z bardzo dalekadobiega do niego zachrypnięty głos kobiety, bezustannie wołający jego imię: Frank! Frank!Następnego dnia pojechał do Star-TV.Kiedy wyszedł z hotelu, było już prawiepołudnie, mimo to powietrze wciąż było wilgotne i unosił się w nim smog, którysprawiał, że Frankowi łzawiły oczy.John Berenger zostawił jego nazwisko w recepcji, otrzymał więc identyfikator izgodę na wjazd na szesnaste piętro.Uprzednio dwóch strażników dokładnie goobszukało.Kiedy czekał na windę, ani na chwilę nie spuszczali z niego czujnychspojrzeń.Początkowo kabina windy była zatłoczona i Franka przyciśnięto do bardzoładnej Chinki.Uśmiechnęła się do niego trochę nerwowo, a on odpowiedział jejkrótkim porozumiewawczym uśmiechem, jakby dzielili jakiś wspólny sekret.Kiedy winda dojechała na szesnaste piętro, wysiadło z niej dwóch ostatnichpracowników Star-TV, Frank jednak pozostał w środku.Odczekał, dopóki nie byłpewien, że nikt nie może go podejrzeć, aż wreszcie nacisnął guzik najwyższegopiętra.Niemal w tej samej chwili jakiś młody mężczyzna ruszył pędem w kierunkuwindy, wołając: Hej, zaczekaj!Frank jednak szybko nacisnął przycisk zamykający drzwi.Zanim winda ruszyła,usłyszał jeszcze pełen wściekłości głos młodzieńca: Dzięki, pieprzony dupku.Winda wjechała na najwyższe piętro i kiedy drzwi otworzyły się ponownie, Frank ujrzał korytarz wyłożony ciemnoniebieskimi dywanami.Było tu bogato, dostojnie icicho.Frank chwilę się wahał, zanim wysiadł z windy.Na korytarzu stały niskie stolikiz białymi liliami w wazonach, a na ścianach wisiały obrazy olejne.Na wprostznajdowały się białe dębowe drzwi ze złotymi klamkami i złotym logo Star-TV.Otworzył drzwi i znalazł się w obszernym hallu recepcyjnym, zastawionymfotelami z białej skóry i szklanymi stolikami, na których leżały kolorowe czasopisma.Za trójkątnym szklanym biurkiem siedziała jasnowłosa recepcjonistka w obcisłymczerwonym swetrze.Malowała właśnie paznokcie, lakierem dokładnie takiegosamego koloru, jaki miał jej sweter.Za jej plecami znajdowały się następne drzwi, znastępnym logo Star-TV i nazwiskiem  Charles T.Lasser na złotej tabliczce. Czy pan Lasser jest u siebie?  zapytał Frank. Pana nazwisko? Frank Bell.Nie byłem umówiony. W takim razie bardzo mi przykro, ale pan Lasser nie przyjmuje nikogo, kto niebył wcześniej umówiony. Dzisiaj zrobi wyjątek.Frank obszedł biurko i dotknął klamki.Recepcjonistka natychmiast zerwała się zmiejsca i próbowała go powstrzymać, machając gwałtownie rękami, ponieważ wciążmiała mokre paznokcie. Proszę pana, nie może pan tam wejść! Będę musiała wezwać ochronę! Dobrze, doskonale  odparł Frank. Niech pani wzywa ochronę.Zajmę panuLasserowi tylko minutę.Miał właśnie nacisnąć klamkę, kiedy drzwi się otworzyły.Frank stanął twarzą wtwarz z łysym czarnym mężczyzną w obcisłym, szarym, dwurzędowym garniturze. Co tu się dzieje?  zapytał. Kim pan jest?Frank pchnął drzwi, by otworzyły się szerzej, i zobaczył Charlesa Lassera,stojącego w kącie ogromnego gabinetu.Lasser był tak potężny, że w pierwszej chwilimożna było odnieść wrażenie, iż coś jest nie w porządku z perspektywą w gabinecie.Rozmawiało z nim trzech mężczyzn w marynarkach.Mimo że znajdowali się znaczniebliżej Franka niż Lasser, ich sylwetki były znacznie mniejsze.Czarny mężczyzna wypchnął Franka na zewnątrz. Przepraszam pana, ale nie może pan wejść do środka. Muszę porozmawiać z panem Lasserem.Ten pan nie ma umówionego spotkania  powiedziała recepcjonistka.Próbowałam go powstrzymać, ale on po prostu mnie zignorował. Dzwoń po ochronę  zażądał czarny mężczyzna. Nie ma takiej potrzeby  powiedział Frank. Chcę tylko zamienić jedno słowo zpanem Lasserem i nic więcej.To będzie naprawdę krótka rozmowa.Czarny mężczyzna wziął do ręki identyfikator Franka. Zdaje się, że ma pan spotkanie z Johnem Berengerem na szesnastym piętrze.Znalazł się pan tu przez pomyłkę, jak sądzę.To jest penthouse. Panie Lasser!  zawołał Frank. Muszę z panem porozmawiać o Astrid!Charles Lasser przerwał rozmowę z trzema mężczyznami i zerknął w kierunku drzwi. Stanley!  krzyknął grubym, głębokim głosem. Do ciężkiej cholery, co siędzieje? Nic nadzwyczajnego.Ten dżentelmen pomylił piętra, panie Lasser. Pozbądz się go, dobrze? Tak, panie Lasser, oczywiście.W tym samym momencie Frank wyrwał się Stanleyowi i powiedział do Lassera: Pobiłeś ją, prawda? Gasiłeś papierosy na jej plecach! Co jeszcze jej zrobiłeś, typrzeklęty sadysto?Stanley wykręcił rękę Franka za plecami i zaczął ciągnąć go z powrotem wkierunku drzwi.Niespodziewanie Charles Lasser zawołał: Poczekaj!Szybkim krokiem przemierzył gabinet i stanął przed Frankiem, przypatrując sięmu z niedowierzaniem.Charles Lasser miał czoło jak zwisająca skała, pod którą lśniły, jakby ukryte wgłębokich grotach, ciemne, złe oczy.Jego nos był przeogromny i pofałdowany, zkościstym mostkiem oraz szerokimi, mięsistymi nozdrzami.Miał proste, rzednącewłosy, barwione na intensywnie czarny kolor i z boku zaczesane na uszy.Ubrany był w starannie wykrochmaloną białą koszulę, jasnozielone spodnie ijaskrawozielony krawat w purpurowe wzorki.Z daleka intensywnie czuć go byłolawendą. Kim ty jesteś, do cholery?  zapytał. Nazywam się Frank Bell.Zna pan ten program komediowy, Gdyby świnkipotrafiły śpiewać ? To moja robota.Jestem jego pomysłodawcą, scenarzystą idrugim kierownikiem produkcji. Ale co tutaj robisz? Co to za brednie o papierosach gaszonych na plecach? I mnie pan o to pyta? To ja domagam się wyjaśnień, na miłość boską! Pięćśladów po przypalaniu papierosami, na całych jej plecach, że nie wspomnę olicznych ranach, zadrapaniach i czarnych sińcach pod oczami.To pana podnieca,bicie bezbronnych dziewcząt? Nie wiem, o czym mówisz, człowieku.Stanley, wyrzuć go stąd. Mówię o Astrid, panie Lasser.Niech mi pan nie wmawia, że pańska pamięć jestaż tak krótka. Nie znam żadnej Astrid, przyjacielu.Na twoim miejscu nie mówiłbym już anisłowa więcej, bo jeśli to zrobisz, jeśli choć raz wspomnisz o biciu, ranach iprzypalaniu papierosami, zrobię z ciebie nędzarza.Stanley spróbował wyciągnąć Franka z pokoju, on jednak uderzył go łokciem wżołądek i z całej siły pchnął na drzwi. Nie zna pan żadnej Astrid?  zawołał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire