[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Piwa? Może raczej wody? - poprawił się szybko.- Doskonalewyglądasz, młoda damo.Widać, że duże miasto ci służy.- Tak, mam dobrą pracę, którą bardzo lubię - potwierdziła.-Naprawdę nie muszę wchodzić.Przyjechałam tylko zapytać o Sheilę.Okazało się jednak, że skoro chce porozmawiać z Lathamem,musi wejść.Gospodarz wycofał się już do saloniku.Zrobiła toostrożnie, pozostawiając za sobą otwarte drzwi.Latham sprawdził zawartość dwóch puszek.W jednej coś jeszczezostało, dopił piwo jednym łykiem, stojąc tyłem do gościa.- Panie Latham, szukam Sheili i pomyślałam, że może wie panprzypadkiem, gdzie ona jest?Odwrócił się i oparł ręce na biodrach.- Dlaczego? Co ten mały włóczykij tym razem zrobił?- Nic, panie Latham.Miałyśmy się spotkać wczoraj, w porzeobiadu, a ona się nie zjawiła.Nie ma jej też w domu i chyba nikt jejnie widział od tygodnia.Latham zaczął się śmiać.- Nie ma jej dopiero od tygodnia, a ty się martwisz?- Miałyśmy pewne plany, panie Latham.Przyglądał się jej przez dłuższą chwilę.- Możesz mówić do mnie Andy.Jesteś już dorosła.- To prawda - zgodziła się grzecznie - ale przyzwyczaiłam się, żejest pan ojczymem Sheili, i tak jest mi jakoś wygodniej.Kelsey nie była pewna, czy to ma sens, ale na wszelki wypadektrzymała się blisko drzwi.Latham pokręcił głową, jakby właśnieusłyszał coś zdumiewająco głupiego.Potem znów się roześmiał.- No cóż, panienko, mogę zapewnić, że jestem ostatnią osobą,której Sheila powiedziałaby, dokąd się wybiera.Wychowywałem ją, aco mnie za to spotkało? Policzek i pocałuj mnie w dupę.Nigdy mi niepodziękowała za utrzymanie po śmierci matki.Nie zdawała sobiesprawy, że jej nie adoptowałem i nie miałem obowiązku dbać o to,żeby miała co zjeść i w co się ubrać.Od kiedy skończyła dziesięć lat,jest małą suką.Nie podoba jej się, jak żyję, ma pretensję, że za małozarabiam.Mówiła o tym, odkąd pamiętam.A pojawia się tylko wtedy,kiedy chce pieniędzy.Kelsey poczuła się w obowiązku stanąć w obronie przyjaciółki.- Jeśli się nie mylę, panie Latham, matka Sheili zostawiła panupewną sumę, przeznaczając ją na koszty wychowania Sheili.Poza tymmacie kilka wspólnych rachunków powierniczych, prawda?- Jesteś przemądrzała, co? Całe twoje pokolenie nie ma w sobie zagrosz wdzięczności.Jak myślisz, ile kosztuje szkoła? A dentysta,książki, ubrania? Do diabła, matka Sheili nie mogła zostawić tyle, ileta dziewczyna naprawdę mnie kosztowała.A nie wiem nawet, czy siękiedykolwiek do mnie odezwie.- Musi jednak się z panem kontaktować ze względu na pieniądze -upierała się Kelsey.Latham zbliżył się do niej o krok.Gdybym spotkała go na ulicy,pomyślała, nie przestraszyłabym się.Wygląda nawet na porządnego iprzyjacielskiego.Normalny facet, z rodzaju tych, którzy w niedzielęsiedząc w fotelu oglądają futbol i są mądrzejsi od rozgrywających, a wponiedziałek rano rozmawiają o tym w pracy.Tyle że trochę cuchnąłrybami.Znała go jednak.Wiedziała, że gdy Sheila jeszcze z nimmieszkała, wielokrotnie ją bił.Cofnęła się o krok w kierunku drzwi.- Proszę posłuchać, naprawdę niepokoję się o Sheilę.Jeśli sięodezwie, jeśli dowie się pan czegokolwiek, proszę dać mi znać.- A gdzie mogę cię znalezć, panienko? - zapytał.Znów ruszył w jej kierunku.Miała dziwne uczucie, że jeśli jejdotknie, pozostanie ślad na całe życie.Zapadł już zmrok.Salonikoświetlała jedna, słaba żarówka osadzona w lampce bez klosza.Bladeświatło padało na rybackie trofea na ścianie.- Jeśli Sheila się odezwie, niech jej pan po prostu powie, żeby sięze mną skontaktowała.Ona będzie wiedziała, gdzie jestem.- Mieszkasz w jej domu, co?- Panie Latham, wychował pan Sheilę.Ona musi pana choć trochęobchodzić.- Aha, obchodzi.Nienawidzę tej małej zdziry.- Martwię się.Ona zniknęła.Policja na pewno będzie chciała zpanem porozmawiać.- Gliny? - zapytał Latham, a potem powtórzył to słowo niemalrycząc.- Gliny! Nasyłasz na mnie gliniarzy dlatego, że ta dziewuchapoderwała jakiegoś jelenia, żeby oskubać go z forsy?Zbliżył się za bardzo.Kelsey zapomniała zarówno o godności, jaki dobrym wychowaniu.Odwróciła się i ruszyła do drzwi.Słyszała, żeLatham idzie za nią.Czuła na karku jego oddech.Chwycił ją za ramię.Powstrzymała krzyk, gdy ją odwrócił dosiebie.- Nie staraj się robić mi kłopotów - syknął.- Zapamiętaj sobie, comówię.Sheila jest z jakimś facetem, z jakimś głupcem, który maforsę, jeśli się jej poszczęściło.Zawiadamiając policję, możesznarobić jej tylko kłopotów.Mogą ją nawet posadzić na jakiś czas,rozumiesz? Nie nasyłaj gliniarzy na Sheilę i na mnie.Nie rób tego zpowodu tej głupiej pindy!Miał silne ręce.Jego palce wpijały się w jej ramię.Twarz stężałamu z napięcia, oczy powlekała mgiełka złości.Ogarnął ją smród ryb.- Puszczaj!Uśmiechnął się, odsłaniając zadziwiająco ładne zęby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]